[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy istniał ktoś, w stosunku do kogo powinien odczuwać nienawiść? Utracił rękę nie w wyniku jakiej ś osobistej wendety.Stało się to z powodu sporu na temat przynależności wysp, uwarunkowań politycznych, regulaminu woj skowego i – przede wszystkim – munduru, który wtedy miał na sobie i którego noszenie napawało go dumą.Morgan był zawodowym żołnierzem.Wstąpił do wojska na ochotnika, miał bowiem zamiar zrobić w armii karierę.Gdy skończył dziewiętnaście lat, bez oporów – wręcz z entuzjazmem – pojechał na drugi koniec świata, by świadomie robić z wrogami swego narodu to, co oni zdążyli z nim zrobić pierwsi.I chociaż generałowie przyznali mu medal za kampanię falklandzką, by okazać wdzięczność narodu, po czym zwolnili go z wojska, to i tak był rozczarowany jedynie swoim brakiem szczęścia.Dawny gwardzista Evans miał świadomość, że wszyscy wykonywali, co do nich należało – on, teniente Cachon i dwóch pozostałych argentyńskich pilotów.Przeznaczenie zadecydowało, że jego prywatna wojna zależała od jednej bomby.A on znalazł się po niewłaściwej stronie – i stał się celem.– Wyglądasz, jakbyś się przeniósł w wyobraźni na drugi koniec świata, chłopcze.O czym tak rozmyślasz?Morgan zamrugał oczami i puścił rękaw, na którym zaciskał dłoń.Chłopaki zaczęli wstawać – pojedynczo i grupkami – i powoli opuszczać restaurację.Nikt nie był w stanie wcisnąć w siebie już ani kęsa, o czym świadczyła ogromna liczba pustych talerzy na stołach.Morgan, rozluźniony, spojrzał na dyrygenta Lewel-lyna.– Tak sobie myślę, Dyfed, że tam dalej na rufie produkuje się jakiś facet z kontynentu, który stara się śpiewać, lecz nie idzie mu zbyt dobrze.Może trzeba mu pomóc, co, Dyfed?Lewellyn zmarszczył twarz w konspiracyjym uśmiechu.– Co ty kombinujesz, Morganie Evansie?Morgan uśmiechnął siew odpowiedzi.– Oczywiście chcę trochę namieszać, szefie.Może tak mały bunt na statku?Dyfed miał opaloną na ciemny brąz twarz i uderzająco błyszczące, szare oczy.Była to twarda twarz rolnika z wybrzeża, pobrużdżona zimowymi atlantyckimi wiatrami, wyjącymi nad Zatoką Cardigan.a zarazem dało się dostrzec, że człowiek ten ma upodobanie do muzyki, do piosenek Walii tak delikatnych i pełnych czułości jak letnia bryza.– Już dzisiaj kilkakrotnie słyszałem, że powinniśmy iść spać.przejdę się jeszcze trochę i kiedy wrócę, sprawdzę, czy grzecznie śpicie w swoich łóżkach.Los bywa bardzo przewrotny; dawny żołnierz Gwardii Evans, który zwalczył swoje obawy i teraz pełen wewnętrznego spokoju wychodził z restauracji, minął w odległości metra młodego jasnowłosego Szweda, siedzącego przy stoliku w rogu, który miał wkrótce wywrzeć tak samo przerażający wpływ na życie śpiewaka, jak piętnaście lat wcześniej argentyńscy piloci, kiedy bomba zrzucona przez nich urwała mu ramię.Tym razem też nikt nie będzie działał bezpośrednio przeciwko Morganowi Evansowi, wydarzeniami pokieruje ślepy los.Ostatnią zaś rzeczą, jaką przyszły dyrektor linii Sven Carlsson chciałby uczynić, byłoby skrzywdzenie kogokolwiek na pokładzie promu.W przypadku Morgana jest to jednak podwójnie niesprawiedliwe.Pomyśleć, że tak nieszczególny, nie wyróżniający się niczym młody człowiek – bez wykształcenia, ciekawej osobowości i zdecydowanego celu w życiu, człowiek, który może nawet miał wystarczającąkategorię prawa jazdy, by poprowadzić wojskową ciężarówkę, ale nigdy nie powierzono by mu sterów samolotu szturmowego skyhawk A-4B – okaże się wystarczająco głupi i niezdarny, by wywołać tak ogromne spustoszenie wśród bliźnich.Ale nie wybiegajmy w przyszłość.Nie można przecież przewidzieć działań psychopaty.Gdyby dało się wcześniej wykryć, że Carlsson stanie się tak nieodpowiedzialny, to można by również podjąć jakieś działania zaradcze i zniweczyć jego plan albo choćby powstrzymać go na kilka godzin – w takiej sytuacji Morgan Evans zaśpiewałby w Szwecji ze swoim chórem nie zdając sobie nawet sprawy, że po raz drugi w życiu był bliski końca.Czyż nie jest to jednak naginanie negatywnego, lecz mimo to logicznego sposobu myślenia do nielogicznego planu? Czy gdyby ktoś odwiódł Svena Carls-sona w jakiś sposób od realizacji jego „misji”, to tej nocy nikomu nic by się nie przytrafiło i wszyscy członkowie załogi i pasażerowie promu pasażersko-samo-chodowego „Orion Venturer” następnego dnia kontynuowaliby swoje zajęcia, które w tej sytuacji musieli porzucić, ponieważ Carlsson był wariatem?Zastanówmy się nad losem belgijskiej starej panny Antoinette Chaubert i pomyślmy, co by się stałoby, gdyby.tak, gdyby nic się nie wydarzyło? Co nie ma sensu i jest kłopotliwe, ponieważ zakładanie, że nic się nie wydarzy, jest niemądre.Z powodu chorej wyobraźni kierowcy ciężarówki staruszce nie będzie dane szczęśliwie ukończyć podróży i powrócić do rodzinnego Liege z iluzją, że największe ryzyko rejsu polegało na tym, że ktoś z obsługi promu odkryje, iż przemyca ona swego kota Józefa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •