[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.byle tylko być z nim razem.Och, Harry.Harry!.Jak ja będę żyła bez ciebie?Harry, powróciwszy z ogrodu, udał się wprost do kajuty markiza, którego zastał siedzącego za biurkiem i zajętego pisaniem.Gdy markiz zobaczył przyjaciela, rzucił szybko:- Nie mam teraz czasu, Harry!- Chcę powiedzieć ci coś bardzo ważnego - odrzekł Harry.Markiz odłożył pióro i popatrzył na przyjaciela.- O co chodzi? - zapytał poważnie.Po chwili milczenia Harry odpowiedział:- Przyszedłem, Vivien, aby cię prosić, byś pożyczył mi pieniędzy na najtańszą podróż powrotną do kraju.Możliwe, że upłynie sporo czasu, zanim będę w stanie je zwrócić.Wyrzekł to twardym, opanowanym głosem, jakby wypychając słowa z gardła.Markiz popatrzył na niego ze zdumieniem.- Czy to ma znaczyć, że pragniesz opuścić statek? - spytał.- Jaki jest powód tej nagłej decyzji?- Wolę tego nie tłumaczyć - odparł Harry.- Proszę cię jedynie o pożyczkę.Markiz rozparł się w fotelu.- Chyba nie sądzisz, że zadowolę się taką odpowiedzią? Ostatecznie przyjaźnimy się nie od dziś, Harry.Jeżeli masz kłopoty, zrobię wszystko, by ci pomóc.- Gdyby w grę wchodziły kłopoty, o jakich zapewne myślisz, powiedziałbym ci bez wahani” Tym razem jednak nie oczekuj ode mnie odpowiedzi.- Nie bądź głupcem, Harry! - wykrzyknął markiz.Dobrze wiesz, że pożyczę ci tyle pieniędzy, ile tylko zechcesz.Ale skoro jesteś moim przyjacielem, to wyjaśnij mi, dlaczego chcesz mnie opuścić.- Nie w tym rzecz i dobrze o tym wiesz.Jednak, Vivien, naprawdę muszę wyjechać.Nic innego mi nie pozostało.Markiz milczał chwilę.Następnie zapytał:- Czy powód twojej decyzji ma jakiś związek z Betty Bradwell?- Już wspominałem, że nie chcę o tym rozmawiać.- Znam cię dobrze - stwierdził markiz - i zauważyłem, że coś ci się popsuł humor, kiedy dobiliśmy do Kalkuty.- Prosiłeś mnie, żebym dotrzymywał jej towarzystwa, bo byłeś zajęty kimś innym - odparł Harry.- Wiedząc, ile ci zawdzięczam, starałem się zadośćuczynić tej prośbie.- Czy ty się zakochałeś?Harry nie musiał odpowiadać na to pytanie.Wyraz jego twarzy mówił wszystko.Markiz uśmiechnął się.- Świetnie! Jestem zachwycony! Rozumiem, Harry, chcesz być lojalny w stosunku do mnie, ale nie martw się! Uważam, że Betty jest bardzo powabna, ale nie jestem nią zainteresowany.Ku jego zdumieniu Harry wcale się nie rozchmurzył.- Muszę wyjechać, Vivien - powtórzył raz jeszcze.- Czemu? Dała ci kosza? I stąd ten cały pomysł? Harry podszedł do wizjera.- Chyba już lepiej, byś znał prawdę, Vivien - stwierdził.- Ona jest pierwszą kobietą, którą zapragnąłem uczynić swoją żoną.Jednak znasz moją sytuację.Jedyne honorowe rozwiązanie to opuścić ją tak szybko, jak to tylko możliwe.- Jesteś całkowicie przekonany, że kochasz ją aż tak? - spytał markiz cicho.- Tak jak pewien tego, że życie bez niej to pasmo udręk!- Więc zapewne?.- markiz zaczął.Harry odwrócił się i przerwał mu:- Czy uważasz, że nie przemyślałem wszystkiego? Tak, wiem, że ona ma trochę pieniędzy, lecz nie tknę ich.Owszem, wiem, że mógłbym zostać zarządcą jednego z twoich majątków, ale czy sądzisz, iż mógłbym zaoferować los żony zarządcy takiej damie jak Betty? - Gdy markiz nie odpowiedział, podjął dalej: - Czy miałbym prawo skazać ją na towarzystwo ludzi, którzy usiłują wyłudzać od ciebie pieniądze, czy mógłbym mieszkać z nią w domu bez służby, mieć z nią dzieci, których nie dałbym rady należycie wykształcić?- Chyba najważniejsze, żebyście oboje byli ze sobą szczęśliwi? - zauważył markiz.- I jak mógłbym dopuścić, by odebrano jej rzeczy, którymi dysponuje teraz? Pewnie zaczęłaby mnie nienawidzić, wspominając czasy, kiedy obracała się w wytwornym towarzystwie.- Czy powiedziałeś to wszystko Betty?- Odrzekła, że może mieszkać ze mną wszędzie, bylebyśmy tylko byli razem.Gotowa ze wszystkiego zrezygnować.- A więc to twoja duma przywiodła cię do pomysłu, który ja określiłbym jako nierozsądny - stwierdził sucho markiz.- Cóż innego mogę począć?- Musi być jakieś wyjście.- Ale jakie? Wiesz dobrze, że prędzej czy później będę zrujnowany z powodu długów ojca!- Zaryzykuj - podsunął markiz spokojnie.- Jestem pewien, że ktoś z twoją odwagą i inteligencją, zdoła sobie poradzić.- Chyba oszalałeś! - Spojrzał na markiza i dorzucił: - Nie takich słów oczekiwałem od ciebie!- Niby jakich?-.że powinienem skorzystać z okazji i uczynić Betty moją, nie troszcząc się o przyszłość.- Czemu tak nie zrobisz?- Ponieważ - odparł Harry podnosząc głos - zbyt ją kocham, by traktować ją tak, jak traktowałeś Millicent Carson i tuziny innych kobiet, z którymi zabawialiśmy się w przeszłości.- Przerwał, zaczerpnął powietrza i dokończył: - Jest jeszcze młoda, niewinna i nigdy nie zaznała prawdziwej miłości.Zbyt ją kocham, by uczynić z niej kolejną igraszkę.Harry mówił to gorączkowo.Wreszcie, jakby zawstydzony, że przestał nad sobą panować, obrócił się na pięcie i dodał innym już tonem:- Na litość boską, Vivien, pożycz mi te pieniądze i pozwól mi stąd zniknąć!- Naturalnie, dam ci je, jednak myślę, że robisz błąd.Skoro oboje się kochacie, oboje będziecie cierpieć.- To już nasza sprawa.Markiz zrozumiał, że Harry jest już u kresu wytrzymałości.Otworzył zatem szufladę i wyciągnął z niej książeczkę czekową.- Mogę ci pożyczyć tysiąc funtów - stwierdził.- I nie stawaj na głowie, by mi je zwrócić! - Harry milczał, markiz podjął więc: - Liczę tylko na to, że jak tylko wrócisz do kraju na jakimś cuchnącym parowcu, to odzyskasz rozum i przyjdziesz do portu powitać nas.- Próżna nadzieja - odpowiedział szybko Harry.- W kraju postaram się zorientować, czy da się coś jeszcze ocalić z fortuny ojca.Markiz pojął z tonu jego głosu, że żadne argumenty nie trafią do przyjaciela.Podpisał czek na tysiąc funtów i położył na biurku.Harry z wahaniem wziął czek do ręki.W tej samej chwili wszedł jeden ze stewardów.- O co chodzi, Jenkins? - zapytał markiz ostrTelegram do pana Prestwooda z konsulatu brytyjskiego.To chyba pilne - powiedział steward wręczając telegram Harry’emu, który odczekał, aż drzwi się zamkną za Jenkinsem, i zaskoczony zerknął na papier.- Domyślam się, w jakiej sprawie.- odezwał się cicho.- Twój ojciec nie żyje? Zabiorę cię do kraju tak szybko, jak to możliwe - rzekł markiz.Powoli Harry otworzył kopertę.Markiz obserwował jego twarz.Harry przeczytał wszystko uważnie i parokrotnie, jakby nie dowierzał własnym oczom.Nagle krzyknął tak, że głos jego odbił się echem po jachcie.Cisnął telegram na biurko i wybiegł na korytarz.Markiz patrzył chwilę za Harrym, potem wziął do ręki papier i zaczął czytać:Dla Pana Edwarda Prestwooda, jacht „Morska Syrena”, Brytyjskie poselstwo w Bangkoku, Syjam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •