[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chcą przed nami ukryć pewne sprawy.Popatrzył na strefę transmisji, próbując wyłowić jakiś detal, który nie pasowałby do reszty.Nie miał już żadnych wątpliwości, że nie wszystko się zgadza w tej układnej historyjce.– Mówił pan, jeśli dobrze pamiętam, że dotąd wyruszyło w przeszłość zaledwie kilka osób.– Tak, to prawda.– Wyruszali pojedynczo?– Prawie zawsze.Wyjątkowo wyprawialiśmy dwie osoby.– Więc po co aż tyle tych maszyn? – zapytał Stern.– Jest ich osiem.Dwie by nie wystarczyły?– To wynik obszernego programu badawczego.Nadal wprowadzamy różne usprawnienia.Gordon na każde pytanie miał gotową odpowiedź, Stern był jednak pewien, że dostrzega w jego oczach cień niepokoju.Bez wątpienia coś przed nimi ukrywano!– A nie łatwiej wprowadzać poprawki w gotowych i działających już urządzeniach?Tym razem Gordon nie odpowiedział, tylko lekceważąco wzruszył ramionami.Chyba tu kryła się jakaś tajemnica.– Czym się zajmują ci dwaj technicy? – ciągnął Stern, wskazując mężczyzn pochylonych nad otwartą podstawą jednej z maszyn.– Mówię o tej ostatniej klatce, na samym końcu.Co oni tam naprawiają?– Davidzie, naprawdę.– Czy wasza technika jest rzeczywiście całkiem bezpieczna?Gordon westchnął.– Sam się przekonasz.Na odsłoniętym fragmencie podłogi sekcji transmisyjnej pojawiły się drobne iskrzenia.– Już jest – oznajmił Gordon.Rozbłyski stawały się jaśniejsze.Znów coś zaterkotało, najpierw cicho, potem coraz głośniej.Nagle ich oczom ukazała się klatka w pierwotnym rozmiarze.Donośny szum zaczął cichnąć, wokół podstawy maszyny zawirowała gęsta para.Kobieta wyskoczyła ze środka i pomachała ręką do kamery.Stern obrzucił ją uważnym spojrzeniem.Sprawiała wrażenie zdrowej i zadowolonej, w jej wyglądzie nic się nie zmieniło.Gordon popatrzył na niego.– Masz dowód, że to całkowicie bezpieczne – rzekł, po czym odwrócił się do ekranu.– I jak poszło, Sue?– Wspaniale – odparła Gomez.– Punkt tranzytowy znajduje się na północnym brzegu rzeki, w odludnym miejscu w głębi lasu.Nawet pogoda jest całkiem przyjemna jak na kwiecień.– Spojrzała na zegarek.Niech pan szykuje swój zespół, doktorze Gordon.Ja wypalę zapasowy marker.Powinniśmy wyprawić się jak najszybciej i odnaleźć tego staruszka, zanim ktoś zrobi mu krzywdę.– Proszę się położyć na lewym boku.Kate przekręciła się na leżance.Z niepokojem popatrzyła na starszego mężczyznę w białym fartuchu, który przytknął jej do ucha coś, co wyglądało jak pistolet do klejenia na gorąco.– Poczuje pani ciepło.Coś ją ukłuło, jakby kropla wrzątku spadła jej na skórę.– Ach.Co to jest?– Polimer organiczny – odparł mężczyzna.– Nietoksyczny i niewywołujący alergii.Trzeba odczekać osiem sekund.Dobrze.Proszę teraz zagryźć zęby.Musi się ułożyć.Proszę jeszcze przez chwilę zaciskać szczęki i rozluźniać mięśnie.Wyczuła, że odwrócił się do niej tyłem.Sąsiednią leżankę zajmował Chris, następną Stern.Na ostatniej leżał Marek.Mężczyzna zaczął powtarzać jak wykutą na pamięć lekcję:– Proszę się położyć na lewym boku.Poczuje pan ciepło.Po minucie wrócił do niej.Kazał jej się położyć na drugim boku i przykleił taki sam gorący polimer w drugim uchu.Gordon, który przyglądał się temu z końca sali, powiedział:– Ta technika też jest eksperymentalna, ale jak dotąd zdawała egzamin.Stosujemy polimer, który zaczyna się biodegradować po tygodniu.Mężczyzna poprosił ich, aby wstali.Wyjął im z uszu utwardzone polimerowe implanty i położył je na stole.Kate spojrzała na Gordona.– Nie mam kłopotów ze słuchem, niepotrzebny mi aparat słuchowy.– To nie jest aparat słuchowy – odparł.W drugim końcu sali technik błyskawicznie montował w ukształtowanych osłonach jakieś układy elektroniczne.Szło mu to nadzwyczaj sprawnie.Nakładał na płytki cienką warstwę tego samego polimeru.To połączenie komputerowego translatora z krótkofalówką.Dzięki temu będziecie rozumieć, co ludzie do was mówią.– Nawet jeśli zrozumiem, co mówią, to jak będę mogła odpowiedzieć? – spytała Kate.Marek trącił ją w bok.– Nie martw się.Znam oksytański i starofrancuski.– To wspaniale – rzuciła ironicznie.– I nauczysz mnie obu tych języków w ciągu najbliższego kwadransa?Była coraz bardziej spięta.Nie dawała jej spokoju myśl, że ma zostać wyparowana czy też unicestwiona w tej cholernej maszynie.Z trudem panowała nad swoimi reakcjami.Marek spojrzał na nią zaskoczony.– Nie – odparł z powagą.– Bądź blisko mnie, zaopiekuję się tobą.Poczuła ulgę.Jego niezmącony spokój podziałał kojąco na jej nerwy.Wkrótce wszyscy mieli już w uszach elektroniczne implanty.– Na razie są wyłączone – poinformował Gordon.– Aby je włączyć, wystarczy postukać palcem w ucho.Pozwólcie teraz za mną.* * *Wręczył każdemu niewielkie skórzane etui.– Wciąż pracujemy nad zestawami pierwszej pomocy.To pakiety prototypowe.Jako pierwsi wyjdziecie do świata zewnętrznego, więc mogą się wam przydać.Łatwo je ukryć pod ubraniem.Otworzył jedno z nich i wyjął cylindryczny aluminiowy pojemnik.Miał około dziesięciu centymetrów długości.– To jedyna ochrona, jaką możemy wam zapewnić.Pojemnik zawiera dwanaście dawek pochodnej kwasu bursztynowego w substracie proteinowym.Zademonstruję wam działanie na kocie.H.G.gdzie jesteś?Na stół wskoczył duży czarny kot.Gordon pogłaskał go po grzbiecie, po czym szybko rozpylił mu odrobinę cieczy tuż przed nosem.Kot prychnął, zamrugał szybko i przewrócił się na bok.– Powoduje utratę przytomności w ciągu sześciu sekund – mówił Gordon i wywołuje amnezję retroaktywną.Pamiętajcie, że działa dość krótko.Poza tym trzeba prysnąć człowiekowi prosto w twarz, żeby uzyskać efekt.Kot rzeczywiście zaczynał się już ruszać.Gordon sięgnął do etui i wyciągnął trzy czerwone papierowe sześcianiki rozmiarów kostki cukru.Połyskiwały lekko, jakby były polakierowane.Z wyglądu przypominały petardy.– Gdybyście chcieli podłożyć ogień, to załatwi sprawę.Wystarczy wyciągnąć tę zawleczkę, a nastąpi samozapłon.Ładunki są oznakowane liczbami piętnaście, trzydzieści i sześćdziesiąt, które oznaczają, ile sekund upłynie od wyciągnięcia zawleczki zapłonu.Pokryto je woskiem, więc są wodoodporne Mogą jednak nie zadziałać.– Czemu nie zalaliście ich tworzywem? – zapytał Hughes.– Nie pasuje do epoki.Wtedy nie znano jeszcze plastiku.– Gordon schował ładunki do etui.– Poza tym macie tu środki pierwszej pomocy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •