[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za³o¿ycieleMacondo, zdecydowani wyrzuciæ najeŸdŸców, przyszli ze starszymi synami i oddalisiê do dyspozycji Josego Arcadia Buendii.Ten jednak siê sprzeciwi³, bo - jakt³umaczy³ - don Apolinar Moscote powróci³ ze swoj¹ ¿on¹ i córkami i nie pomêsku by³oby obra¿aæ cz³owieka na oczach jego rodziny.Tak wiêc postanowi³za³atwiæ sprawê pokojowo.Towarzyszy³ mu Aureliano.W tym czasie zapuœci³ sobie czarne w¹sy, usztywnionegum¹ arabsk¹ na koñcach, i mia³ ju¿ ów stentorowy g³os, tak charakterystycznydla niego póŸniej, podczas wojny.Bez broni, nie zwa¿aj¹c na stra¿, weszli dobiura corregidora.Don Apolinar Moscote nie straci³ spokoju, przedstawi³ imdwie swoje córki, które przypadkowo tam siê znalaz³y, szesnastoletni¹ Amparo,ciemn¹ jak matka, i dziewiê­cioletni¹ Remedios, œliczn¹ dziewczynkê o zielonychoczach i cerze jak lilia.By³y wdziêczne i dobrze u³o¿one.Skoro tylko weszli,zanim jeszcze ich przedstawiono, poda³y im krzes³a, by usiedli.Obaj jednakpozostali na stoj¹co.- Bardzo dobrze, drogi panie - powiedzia³ Jose Arcadio Buendia - zostanie pantutaj, ale nie dlatego, ¿e ma pan u drzwi tych zbójów z katapultami, lecz przezwzgl¹d na pañsk¹ ¿onê i córki.Don Apolinar Moscote stropi³ siê, ale Jose Arcadio Bu­endia nie pozostawi³ muczasu na odpowiedŸ.- Stawiam panu tylko dwa warunki - doda³.- Pierwszy: ka¿dy pomaluje dom nakolor, na jaki bêdzie mia³ ochotê.Drugi: niech ¿o³nierze natychmiast odejd¹.My zapewnimy porz¹dek.Corregidor podniós³ praw¹ rêkê z wyci¹gniêtymi wszyst­kimi palcami.- S³owo honoru?- S³owo wroga - powiedzia³ Jose Arcadio Buendia i do­da³ z gorycz¹: - Powiempanu jeszcze jedno, pan i ja zawsze bêdziemy wrogami.Tego popo³udnia ¿o³nierze opuœcili miasteczko; w kilka dni potem Jose ArcadioBuendia wyszuka³ dom dla rodziny corregidora.Wszyscy siê uspokoili opróczAureliana.Obraz Remedios, najm³odszej córki corregidora, która, zwa¿ywszy jejwiek, mog³aby byæ jego córk¹, boleœnie utkwi³ w jakimœ punkcie jego cia³a.By³oto uczucie fizyczne, które niemal przeszkadza³o mu chodziæ, niby kamyczek wbucie.Otwarcie nowego domu - bia³ego jak go³¹b - uœwietnione zosta³o balem.Urszulapowziê³a tê myœl od tego popo³udnia, kiedy dostrzeg³a przemianê Rebeki iAmaranty z dzieci w podlotki i nieomal mo¿na powiedzieæ, ¿e g³Ã³wnym celemrozbudowy by³o stworzenie dla dziewcz¹t odpowiedniego otoczenia i salonu, gdziemog³yby przyjmowaæ goœci.¯eby nic nie przyæmi³o splendoru tej imprezy,pracowa³a jak galernik, podczas gdy dokonywano ostatnich robót murars­kich.Jeszcze zanim je zakoñczono, sprowadzi³a.kosztowne sprzêty dla dekoracji iwyposa¿enia wnêtrz, a tak¿e wspania³y wynalazek, który mia³ wzbudziæ podziwca³ego miasteczka i radoœæ m³odzie¿y - pianolê.Przywieziono j¹ w czêœciach,za³adowan¹ w kilku skrzyniach, razem z meblami wiedeñs­kimi, czeskimikryszta³ami, serwisem Kompanii Indyjskiej, holenderskimi obrusami i obfitoœci¹lamp i œwieczników, wazonów, draperii i gobelinów.Dom handlowy na w³asny kosztwys³a³ w³oskiego fachowca nazwiskiem Piêtro Crepsi, aby zmontowa³ i nastroi³pianolê, zaznajomi³ nabywców instrumentu, jak nale¿y siê z nim obchodziæ, inauczy³ ich tañczyæ w takt modnych melodii spisanych na szeœciu rol­kachpapieru.Piêtro Crepsi by³ m³odym blondynem, najpiêkniejszym i najlepiej wychowanymmê¿czyzn¹, jakiego dotychczas wi­dziano w Macondo, tak dba³ym o formy, ¿epomimo dusz¹cego upa³u pracowa³ w brokatowej kamizelce i w gru­bym ciemnym¿akiecie.Ociekaj¹cy potem, zachowuj¹c nale¿­ny dystans w stosunku dow³aœcicieli domu, przez wiele tygodni pracowa³ zamkniêty w salonie zpoœwiêceniem nie mniejszym ni¿ Aureliano w swojej pracowni z³otniczej.Pew­negoranka, nie otwieraj¹c drzwi, nie wzywaj¹c ¿adnego œwiadka cudu, zamieœci³pierwszy zwój w pianoli i nieznoœne uderzenia m³oteczków, jak równie¿nieustanny klekot drew­nianych deseczek ucich³y, gdy pop³ynê³y pierwsze dŸwiêkiczystej i sk³adnej muzyki.Wszyscy pospieszyli do salonu.Jose Arcadio Buendiaoniemia³ z wra¿enia, urzeczony nie tyle piêknoœci¹ melodii, co samoistnymruchem klawiatury, i zainstalowa³ w salonie aparat Melquiadesa, w nadzieiuzys­kania dagerotypu niewidzialnego wykonawcy.Tego dnia W³och zosta³zaproszony na obiad.Rebeka i Amaranta, us³uguj¹ce przy stole, by³y oszo³omionezrêcznoœci¹, z jak¹ pos³ugiwa³ siê sztuæcami ten anielski m³odzieniec o bladychrêkach bez pierœcionków.W saloniku przyleg³ym do du¿ego salonu Piêtro Crespiudziela³ im lekcji tañca.Pokazywa³ taneczne kroki, nie dotykaj¹c dziewcz¹t,wybijaj¹c takt metronomem,.pod ¿yczliwym spojrzeniem Urszuli, która nieopuœci³a pokoju ani na chwilê przez czas trwania nauki.Piêtro Crespiprzywdziewa³ na tê okazjê specjalne elastyczne spodnie i obcis³e i lekkiepantofle do tañca.„Nie masz siê czego obawiaæ - mówi³ do ¿ony Jose ArcadioBuendia.- Ten cz³owiek nie jest mê¿czyzn¹".Ale ona nie zaniecha³a czujnoœci,dopóki nie skoñczy³a siê nauka i W³och nie wyjecha³ z Macondo.Wtedy zaczê³ysiê przygotowania do balu.Urszula sporz¹dzi³a listê zaproszonych, sk³adaj¹c¹siê wy³¹cznie z potomków za³o¿ycieli miasta, z wyj¹tkiem rodzi­ny PilarTernery, która tymczasem urodzi³a ju¿ dwoje no­wych dzieci z nieznanych ojców.By³a to wiêc istotnie selekcja klasowa, tyle ¿e kierowana uczuciami przyjaŸni,poniewa¿ wybrañcy nale¿eli do najdawniejszych przyjació³ domu Buendiów, jeszczesprzed wêdrówki zakoñczonej za³o­¿eniem Macondo, ich synowie i wnuki zaœ bylista³ymi towarzyszami Aureliana i Arcadia od dzieciñstwa, a córki jedynymidziewczêtami, które przychodzi³y tu haftowaæ ra­zem z Rebek¹ i Amaranta.DonApolinar Moscote, dobrot­liwy przedstawiciel rz¹du, którego dzia³alnoœæogranicza³a siê do utrzymywania, z w³asnych skromnych œrodków, dwóchpolicjantów uzbrojonych w pa³ki, by³ w³aœciwie w³adz¹ nominaln¹.Aby ul¿yæwydatkom domowym, jego córki otworzy³y rodzaj pracowni, gdzie wyrabia³y zarównokwiaty z filcu, jak i s³odycze z gujawy, a prócz tego pisa³y na zamówienieliœciki mi³osne.Ale chocia¿ skromne i us³u¿ne, naj³adniejsze w miasteczku inajzrêczniejsze w nowych tañ­cach, nie dost¹pi³y zaszczytu zaproszenia nazabawê.Podczas gdy Urszula i dziewczêta rozpakowywa³y meble, czyœci³y porcelanê izawiesza³y obrazy dziewic w ³odziach pe³nych ró¿, ozdabiaj¹c nagie œcianyzbudowane przez mura­rzy, Jose Arcadio Buendia zrezygnowa³ z uchwycenia obrazuBoga, przekonany o jego nieistnieniu, i wypatroszy³ pianolê, ¿eby przenikn¹æjej tajemn¹ magiê.Na dwa dni przed balem, grzêzn¹c w potopie ko³eczków im³oteczków, których stale by³o za du¿o, szamoc¹c siê w pl¹taninie strun, którerozwija³ z jednego koñca, a one same zwija³y siê na nowo z drugiego, zdo³a³jakoœ skleciæ ca³oœæ z powrotem.Nigdy nie by³o w tym domu tyle nerwowegopodniecenia i bieganiny, co przez ten czas, ale mimo wszystko nowe lampynaftowe zapali³y siê w przewidywanym dniu i o oznaczonej godzinie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •