[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czeka³, czeka³,czeka³.Wreszcie od³o¿y³ s³uchawkê i oznajmi³: — Nie zg³asza siê.Chybazrobi³ jedyn¹ rozs¹dn¹ rzecz: wyszed³.Dokoñczy³em drinka.— A pan by tam siedzia³? Bo ja nie.Ale zajrzê do niegopóŸniej po po³udniu.Doszed³em do wniosku, ¿e wezmê sobie dzisiaj w pracy wolnydzieñ.— A San Francisco nie stêskni siê za swoim ulubionym stró¿em sanitarnym?Zgasi³em papierosa, rozgniataj¹c go w popielniczce.— I tak ju¿ myœla³em o zmianie pracy.Mo¿e siê zajmê medycyn¹, myœlê, ¿e tospokojne zajêcie.Zaœmia³ siê.Upi³em parê ³yków.— Widzia³ pan ptaki?— Ptaki? Jakie ptaki? Ca³¹ noc tkwiê przy Corderze.— To dziwne, ¿e nikt panu o tym nie wspomnia³.Ca³y wasz szpital wygl¹da jakptasi rezerwat.Podniós³ jedn¹ brew.— Co to za ptaki?— Nie wiem.Nie jestem drugim Audubonem *.S¹ du¿e i takie jakieœ szare.Niechpan wyjdzie i popatrzy.Wygl¹daj¹ z³owrogo.Gdybym nie by³ lepiej wychowany,powiedzia³bym, ¿e to ptaki padlino¿erne, czekaj¹ce na zgon nieszczêsnychbogatych pacjentów Elmwood.— Du¿o ich jest?* John James Audubon (1785—1815) — znany ornitolog amerykañski.— Tysi¹ce.Nich pan policzy.W tej chwili zadzwoni³ telefon.Doktor Jarvis podniós³ s³uchawkê i przedstawi³siê.S³ucha³ przez chwilê, potem powiedzia³: — Okay.Idê — i rzuci³ s³uchawkê.— Co siê sta³o? — zapyta³em.— To Corder.Nie wiem, do cholery, w jaki sposób on to robi, ale doktor Cranetwierdzi, ¿e usi³uje usi¹œæ.— Usi¹œæ? Chyba pan ¿artuje! Przecie¿ ten facet to prawie trup!Zostawiliœmy nasze koktajle i szybko wróciliœmy korytarzem do pokojuobserwacyjnego.By³ tam doktor Crane i brodaty patolog doktor Nightingale orazproporcjonalnie zbudowana czarna kobieta, któr¹ mi przedstawiono jako doktorWeston, specjalistkê od uszkodzeñ mózgu.Mimo tej proporcjonalnej budowy mówi³ai zachowywa³a siê jak prawdziwa znawczyni uszkodzeñ mózgu, wiêc trzyma³em siêod niej z daleka.Któregoœ dnia pozna przystojnego neurologa i za³o¿y rodzinê.Ale to, co siê dzia³o w b³êkitnej g³êbi za przeszklon¹ œcian¹, oszo³omi³o mnie.Poczu³em, ¿e brak mi tchu, jak gdybym wchodzi³ do basenu, w którym woda jest odziesiêæ stopni zimniejsza, ni¿ przypuszcza³em.Bryan Corder mia³ g³owê odwrócon¹ i mogliœmy dostrzec tylko ty³ jego czaszki igo³e miêœnie na karku, jak czerwone sznury, przeplatane ¿y³ami.Lecz on siêporusza³, naprawdê porusza³.Siêga³ rêk¹, jakby chcia³ za coœ chwyciæ albo coœodepchn¹æ, a nogi porusza³y siê.Doktor Jarvis szepn¹³: — Na Boga, nie da siê go powstrzymaæ?Doktor Crane, poruszaj¹c g³ow¹, która wydawa³asiê o dwa rozmiary za du¿a, udekorowan¹ okularami, powiedzia³: — Ju¿zastosowaliœmy œrodki uspokajaj¹ce.Nie wydaje siê, ¿eby wywo³a³y jakikolwiekefekt.— To bêdziemy musieli przywi¹zaæ go pasami.Przecie¿ on nie mo¿e siê ruszaæ.Tookropne!Doktor Weston, ta czarnoskóra dama, przerwa³a mu.— Byæ mo¿e to okropne,doktorze, ale w zupe³noœci bezprecedensowe.Mo¿e powinniœmy pozwoliæ mu robiæto, na co ma ochotê.I tak nie prze¿yje.— Na rany Chrystusa! — warkn¹³ Jarvis.— To wszystko jest nieludzkie!Nikt z nas w³aœciwie nie pojmowa³, jak dalece to by³o nieludzkie, a¿ domomentu, gdy Bryan nagle podniós³ siê na ³okciu i powoli zszed³ z ³Ã³¿ka.Doktor Jarvis tylko rzuci³ okiem na mocno zbudowan¹ postaæ z upiorn¹ czaszk¹osadzon¹ na ramionach, na tê zielono odzian¹ postaæ, która sta³a bez ¿adnejpomocy w œwietle b³êkitnym jak b³yskawica, b³êkitnym jak œmieræ, i wrzasn¹³ dopraktykanta: — WeŸ go z powrotem do ³Ã³¿ka! Rusz siê! Pomó¿ mi!Praktykant sta³ przykuty do miejsca, blady jak kreda i przera¿ony, ale doktorJarvis popchn¹³ drzwi ³¹cz¹ce salê obserwacyjn¹ i salê intensywnej terapii, aja wszed³em za nim.Panowa³ tam dziwny, „ch³odny" zapach przypominaj¹cy mieszaninê alkoholuetylowego i czegoœ s³odkiego.Bryan Corder, a raczej to, co z niego zosta³o,sta³ w odleg³oœci mniej wiêcej metra od nas, milcz¹cy i niewzruszony, a z jegoczaszki wyziera³a drapie¿na œmieræ.— John — powiedzia³ doktor Jarvis cicho.— Tak?— Chcê, aby wzi¹³ go pan za lew¹ rêkê i poprowadzi³z powrotem do ³Ã³¿ka.Musi pan uwa¿aæ, aby szed³ ty³em, wówczas bêdziemy moglipchn¹æ go na ³Ã³¿ko i w ten sposób zmusiæ do siadu.Potem wystarczy podnieœæ munogi i po³o¿yæ je i ju¿ go bêdziemy mieli na plecach.Widzi pan paski umocowanepod materacem? Gdy tylko uda siê nam go u³o¿yæ, zapinamy je.Czy to jasne?— Tak.— Boi siê pan?— Za³o¿ymy siê?Doktor Jarvis obliza³ wargi w nerwowym oczekiwaniu.— Dobra, do roboty.Serce Bryana, wed³ug migaj¹cych równomiernie punkcików na monitorze,pod³¹czonym do drutów wci¹¿ zwisaj¹cych z jego piersi, ci¹gle bi³o powoli,dwadzieœcia cztery razy na minutê.Ale w tamtej chwili wydawa³o mi siê, ¿e mójw³asny puls jest jeszcze wolniejszy.W ustach czu³em suchoœæ, a nogi zdawa³ysiê powyginane i niepewne, jak podczas brodzenia w czystej wodzie, gdy siê jewidzi zniekszta³cone na skutek za³amania œwiat³a.Podchodziliœmy powolutku, z podniesionymi rêkami [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •