[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Patrzył, jak ciągnie meble cienkimi rękami.Chwilami prawie podejrzewał, że wycieńcza się celowo, a siniaki na jej rękach i kolanach są częścią wymyślnego systemu świadomego samookaleczenia, próbą odzyskania męża.Codziennie, wracając do domu, niemal oczekiwał, że zastanie ja na inwalidzkim wózku z połamanymi nogami i ogoloną głową, przygotowaną na ostatni desperacki krok – trepanację i lobotomię.Dlaczego wciąż do niej wracał? Jego jedyną ambicją było teraz uwolnienie się od Helen, pokonanie potrzeby wracania do domu każdego popołudnia i zerwania w ten sposób wszelkich więzi z własnym dzieciństwem.Porzucając Helen, odciąłby się od całego systemu ograniczeń, przeciwko któremu buntował się od lat chłopięcych.Nawet jego nieopanowane uwodzicielstwo stanowiło część tej samej próby uwolnienia się od przeszłości, próby, którą Helen niweczyła, nie zwracając na nią uwagi.Przynajmniej jednak jego romanse przygotowywały grunt pod wspinaczkę na szczyt wieżowca, zapewniając mu punkty zaczepienia, które miały mu umożliwić dotarcie na szczyt po uległych ciałach kolejnych kobiet.Nie potrafił teraz przejąć się zbytnio problemami żony ani jej sąsiadkami z ich ciasnym, nieudanym życiem.Było już jasne, że dolne piętra są skazane na zagładę.Nawet ten nacisk na kształcenie dzieci, ostatni odruch oporu każdej uciskanej grupy przed ostateczną kapitulacją, zwiastował koniec ich oporu.Helen udało się zyskać wsparcie ze strony grupy kobiet z dwudziestego dziewiątego piętra.W czasie południowego zawieszenia broni autorka książek dla dzieci i jej towarzyszki wędrowały po wieżowcu, proponując porzuconym albo zagubionym żonom pomoc, jak siostry przewrotnej dobroczynności.Wilder wszedł do pokoju synów.Na jego widok z radości zabębnili plastykowymi pistoletami automatycznymi o puste talerze.Mieli na sobie kombinezony na wzór wojskowych strojów maskujących i blaszane hełmy.Niewłaściwy ekwipunek, pomyślał Wilder, w świetle tego, co się działo w wieżowcu.Prawidłowe wyposażenie bojowe to garnitur w jodełkę, dyplomatka i kapelusz typu homburg.Chłopcy byli głodni.Zawoławszy żonę Wilder wrócił do kuchni.Helen klęczała na podłodze przed elektrycznym piecykiem.Drzwiczki były otwarte i Wilderowi przyszło nagle do głowy, że Helen próbuje wcisnąć swoje małe ciało do piecyka.Może upiec się w akcie ostatecznego poświęcenia się dla rodziny.– Helen.– Wilder schylił się zdziwiony lekkością jej ciała, przypominającego wiązkę patyków w bladej skórze.– Na litość boską, jesteś jak.– Już dobrze.Zjem coś później.– Odsunęła się od niego i zaczęła bezmyślnie zdrapywać przypalony tłuszcz z dna piecyka.Patrząc na nią skuloną u swoich stóp, Wilder zrozumiał, że Helen na chwilę zemdlała z głodu.Wilder pozwolił jej oprzeć się o piecyk i przebiegł wzrokiem puste półki.– Zostań tutaj – powiedział.– Pójdę do supermarketu i przyniosę ci coś do jedzenia.– Zły na nią dodał gniewnie: – Dlaczego mi nie powiedziałaś, że głodujesz.– Mówiłam ci sto razy.Patrzyła z podłogi, jak mąż szuka w jej torbie pieniędzy, które ostatnio coraz mniej się przydawały.Wilder nie zatroszczył się nawet, żeby czek z ostatnią wypłatą przekazać na swoje konto.Podniósł swoją kamerę, upewnił się, że osłona obiektywu jest na miejscu.Obejrzał się na Helen i zauważył, że z jej drobnej twarzy spoglądały zaskakująco twarde oczy, prawie jakby śmieszyło ją uzależnienie męża od tej wyszukanej zabawki.Zamknąwszy mieszkanie na klucz, Wilder wyruszył na poszukiwanie wody i pożywienia.W godzinach popołudniowej ciszy mieszkańcom dolnej części wieżowca pozostawiono jedną trasę dostępu do supermarketu na dziesiątym piętrze.Większość klatek schodowych została zabarykadowana na stałe: fotele i kanapy, stoły jadalne i pralki piętrzyły się od podłogi do sufitu.Z dwudziestu wind nie działało przeszło dwanaście.Pozostałe kursowały z przerwami, w zależności od widzimisię któregoś z dominujących klanów.W hallu Wilder ostrożnie zaglądał do pustych szybów.Segmenty żelaznych poręczy i kawałki rur wbite, żeby uniemożliwić ruch kabin, przekreślały szyb, niemal tworząc w nim drabinę.Ściany były pokryte hasłami i sprośnościami oraz napisami mieszkań, wytypowanymi do plądrowania, jak w jakimś szalonym informatorze.Przy drzwiach do windy utrzymany w surowym, wojskowym stylu napis informował o jedynej klatce schodowej, z której można bezpiecznie korzystać we wczesnych godzinach popołudniowych, i o godzinie policyjnej obowiązującej od trzeciej.Wilder podniósł kamerę i przyjrzał się napisowi przez wizjer.To ujęcie byłoby doskonałym początkiem filmu dokumentalnego o wieżowcu.Nadal odczuwał potrzebę sporządzenia wizualnego zapisu tego, co dzieje się w tym budynku, ale jego determinacja zaczynała słabnąć.Upadek wieżowca przypominał mu zwolnione zdjęcia miasteczka w Andach, osuwającego się po stoku góry ku zagładzie, z mieszkańcami wciąż wieszającymi pranie na rozpadających się podwórkach i gotujących w kuchniach, podczas gdy ściany wokół nich rozpadają się w proch.Dwadzieścia pięter wieżowca pogrążało się teraz wieczorem w ciemności i ponad sto mieszkań zostało opuszczonych przez lokatorów.System klanowy, który kiedyś dawał mieszkańcom pewne poczucie bezpieczeństwa, teraz zanikł prawie całkowicie, a poszczególne grupy pogrążały się w apatię albo paranoję.Wszędzie ludzie zamykali się w swoich mieszkaniach, często w jednym pokoju, i chowali się za barykadami.Na podeście piątego piętra Wilder przystanął, zdziwiony, że nikogo nie widać.Czekał przy drzwiach do hallu, nasłuchując jakichś podejrzanych odgłosów.Z mroku wyłoniła się wysoka postać starszawego socjologa z kubłem na śmieci w ręku i przesunęła się jak duch tonącym w odpadkach korytarzem.Przy całym zapuszczeniu budynku – wody prawie nie było, przewody klimatyzacyjne zostały zatkane śmieciami i odchodami, schody pozbawiono poręczy – mieszkańcy w ciągu dnia zachowywali się na ogół w sposób opanowany.Na podeście siódmego piętra Wilder zatrzymał się i oddał mocz na schody.W pewien sposób zdziwił go widok uryny spływającej między jego stopami, choć był to jeszcze najładniejszy wyraz chamstwa.Podczas nocnych bójek i napadów znajdował wyraźną i bezwstydną przyjemność w tryskaniu moczem wszędzie, gdzie mu się spodobało, i w oddawaniu kału w pustych mieszkaniach bez względu na zagrożenie zdrowia własnego i rodziny.Poprzedniej nocy z uciechą popychał przestraszona kobietę, która ośmieliła się zaprotestować, kiedy ulżył sobie na podłogę w jej łazience.Wilder lubił i rozumiał noc: tylko w ciemnościach można było ujawnić swoje obsesje, świadomie pofolgować wszystkim tłumionym instynktom.Podobało mu się to wydobywanie na jaw zboczonych cech jego charakteru.Szczęśliwie, to nieskrępowane i zdegenerowane zachowanie przychodziło mu tym łatwiej, im wyżej znajdował się w budynku, jakby sprzyjała temu jakaś tajna logika tego wieżowca.W pasażu na dziesiątym piętrze nie było żywej duszy.Wilder pchnął drzwi wejściowe z wybitą szybą i wkroczył do części handlowej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •