[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znów by³o s³ychaæ silnik generatora.Czeka³a, ale ¿arówka siê nie w³¹cza³a.Wolnym krokiem podesz³a do otworu i zajrza³a do wywietrznika.Warkot ró¿ni³ siê od dŸwiêku generatora.Pocz¹tkowo by³ to tylko powolnystukot, który potem zamieni³ siê w wysoki zgrzyt, jakby ktoœ doda³ gazu.Przetrz¹saj¹c myœli, próbowa³a dopasowaæ dŸwiêk do urz¹dzenia.Móg³by to byæsilnik odrzutowca, ale miarowe dudnienie zaprzecza³o tej teorii.I wtedy Ruth sobie przypomnia³a, ¿e Martin¹ powiedzia³a Hubschrauber.Heli­kopter.Czeka³a chwilê, spodziewaj¹c siê jeszcze szybszych obrotów, a potemstopniowe­go cichniêcia warkotu podczas odlotu maszyny.Ale nic siê niezmienia³o.Wirnik krêci³ siê w sta³ym rytmie, jakby siê nagrzewa³.Jakbyczeka³.Zaczê³a chodziæ po ma³ym pó³kolu s³abiutkiego œwiat³a.Ludzie Martinyprzygoto­wuj¹ broñ? Uruchomili œmig³owiec.Widzia³a ju¿ oznaki zbli¿aj¹cej siêakcji, a wiêc pewnie maj¹ przeszkodziæ w wymianie jeñców? A mo¿e po prostuprzenosz¹ siê w inne miejsce?Je¿eli Martin¹ nie chce, ¿eby jej matce coœ siê sta³o, musi dogadaæ siê z ojcemRuth.A zatem mo¿e Martin¹ wybiera siê na spotkanie z nim i zabierze Ruth zesob¹? Czy¿by ojciec ju¿ tutaj jecha³?Ruth zatrzyma³a siê i spojrza³a na skórê nóg, blad¹ w s³abym œwietle celi.Gdydotar³a do niej pewna myœl, szeroko rozcapierzy³a palce, jak przestraszony kotpazury.Martin¹ dowodzi oddzia³em skorych do poœwiêceñ fanatyków.Fundamenta-liœci nie znaj¹ strachu, a terroryœci nie wiedz¹, co to honor.GdyMartin¹ upewni siê, ¿e jej matce nic siê nie sta³o, pozwoli tym ludziom zabiæRuth, ojca i ka¿dego, kto z nim przybêdzie.Michael.- Nie! - krzyknê³a mimowolnie i szybko zakry³a usta.Chwyci³a palcami potarganew³osy i zacisnê³a powieki.Dopóki siedzi w tej dziurze, dopóty dzia³a nakorzyœæ Martiny.By³a jak zastaw.Jak przynêta.Jej uwiêzienie wi¹za³o ojcurêce i uniemo¿li­wia³o swobodne przeprowadzenie wymiany.Jej istnieniezagra¿a³o ¿yciu jakiemuœ biednemu izraelskiemu jeñcowi wojennemu.A co gorsza,ka¿dy moment pobytu tutaj przybli¿a³ koniec jej ojca i jej samej.Chcia³o jej siê wyæ jak ³asicy w sid³ach.Musia³a podj¹æ jeszcze jedn¹ próbê.Nie mia³a z³udzeñ co do mo¿liwoœci przetrwania samotnie na pustyni, leczmusia³a uciec, choæby na jakiœ czas, a wtedy na pewno pokrzy¿uje Martinieplany.Spojrza³a na drzwi.Rano ca³¹ godzinê usi³owa³a poluzowaæ zawiasy, aleskoñczy³o siê tylko na przekleñstwach i po³amanych oraz zakrwawionychpaznokciach.Wskoczy³a na ³Ã³¿ko, pochyli³a siê przy œcianie i przybra³a pozycjê sprintersk¹.Opuœci³a g³owê i z miernym powodzeniem stara³a siê coœ zobaczyæ.Drzwi by³y zgrubego aluminium.Nie rozwal¹ siê w drzazgi jak popêkane drewno.Mog³aby jejedynie poruszyæ, ale kosztem z³amania rêki.Unios³a g³owê, ogarnê³a w³osy z czo³a i znów popatrzy³a na wywietrznik.Metalo­wa kratka by³a zakleszczona pomiêdzy doln¹ czêœci¹ metalowej rury, adachem.Ruth mog³aby j¹ przeci¹æ, ale wszelkie poszukiwania jakiegoœ narzêdziaczy czegokolwiek ostrego okaza³y siê bezowocne.Ale przecie¿ nie próbowa³ajeszcze wyci¹gn¹æ kratki.Zeskoczy³a z ³Ã³¿ka, chwyci³a je za brzeg i przyci¹gnê³a do skraju s³abegoœwiat³a.Wskoczy³a na materac, podwinê³a rêkawy we³nianego swetra, przykucnê³ajak zawo­dowy p³ywak i podskoczy³a.Z³¹cza zabrzêcza³y, gdy Ruth z³apa³a siatkê.Metal pokaleczy³ jej palce, alezagryz³a wargê i zawis³a.Bose nogi wisia³y w powietrzu, spogl¹da³a wwywietrznik.Pod wp³y­wem ko³ysania, krata siê porusza³a.Powoli Ruth poprawi³auchwyt, zbli¿aj¹c rêce bli¿ej œrodka.Po prawej d³oni p³ynê³a stró¿ka krwi, aledziewczyna j¹ zignorowa³a.Zaczê³a siê coraz mocniej ko³ysaæ, do przodu, do ty³u, a¿ siê rozbuja³a.Awtedy odchyli³a siê mocno do ty³u, wstrzyma³a oddech, polecia³a do przodu isapnê³a, podci¹gaj¹c nogi i stawiaj¹c stopy po obu stronach otworu.Na moment znieruchomia³a, jakby ze zdziwienia, ¿e jej siê uda³o.Wisia³a nasuficie jak nietoperz w jaskini.¯eby lepiej trzymaæ równowagê, szerzejrozstawi³a nogi.Poci¹gnê³a.Nic specjalnego siê nie sta³o.Krata nieznacznie siê wygiê³a, rozleg³ siê szumprzesuniêtego piasku, ale na tym koniec.Na chwilê, ¿eby g³owa odpoczê³a,swobod­nie odchyli³a j¹ do ty³u.- Nogi, idiotko - szepnê³a.Podci¹gnê³a g³owê do klatki piersiowej i wszystkiesi³y skierowa³a do ud.Przytomnoœæ odzyska³a na pod³odze.Le¿a³a na plecach, w p³ucach brakowa³o jejpowietrza.Przy pierwszym oddechu poczu³a ból w potylicy, a potem ogarnê³a j¹radoœæ z powodu kratki le¿¹cej na piersiach.Palce nadal mia³a zakleszczone nadrucie.Kratka by³a wyciêtym z siatki ogrodzeniowej fragmentem, nieco wiêkszym ni¿otwór w wywietrzniku.Le¿a³a bezpoœrednio na dachu, na niej metalowa rura, adoko­³a ob³o¿ono z³¹cze paskami brezentu chroni¹cego przed nasypaniem piasku.Ruth wygiê³a kratkê i przeci¹gnê³a j¹ przez sufit.Ale brzegi podwa¿y³y skrajwywietrznika, pozostawiaj¹c otwór wielkoœci g³owy.Ruth z trudem podnios³a siê na ³okcie i spojrza³a do góry.Pocz¹tkowo s³ysza³atylko cichutki szum piasku lec¹cego z brzegów otworu na jej sweter, niczymrozsy­pany cukier.I wtedy to siê sta³o.Dach samochodu znajdowa³ siê dwa metry pod powierzchni¹ Sahary i le¿a³o na nimpó³ tony piachu, tote¿ gdy znalaz³ siê otwór, runê³a ca³a lawina.Piasektryska³ przez dziurê jak czarna piana z wê¿a stra¿ackiego i to prosto na Ruth,zanim siê odwróci³a.Skuli³a siê w k¹cie ko³o drzwi, plu³a piaskiem, trzês³a g³ow¹, ¿eby siê gopozbyæ z oczu i uszu.Czu³a ziarenka w gardle, mia³a md³oœci, z oczu pop³ynê³yjej ³zy, które rozmaza³a d³oni¹ po twarzy.Pomimo ciemnoœci, dok³adnie wiedzia³a, co siê dzieje w pomieszczeniu.Œwiat³ozniknê³o ca³kowicie, ale dok³adnie s³ysza³a szelest piasku jakby tony ziarenwylaty­wa³y z silosu w kibucu.Jakby rzeka wpada³a przez okno do zatopionegosamochodu.W absolutnym bezruchu czeka³a dwie minuty.Mia³a nadziejê, ¿e w koñcu piaseksam przestanie lecieæ.Rzeczywiœcie na u³amek sekundy strumieñ p³yn¹³ s³abiej iszare œwiat³o pad³o na ogromny stos siêgaj¹cy niemal sufitu, jednak za momentznów zapad³a ciemnoœæ.Ruth nie by³o ju¿ zimno.Po ¿ebrach p³ynê³y jej stru¿ki potu.W gardle czu³apulsuj¹c¹ krew, oddycha³a z trudem.Próbowa³a siê przekonywaæ, ¿e ma jeszczedostatecznie du¿o tlenu i piach w koñcu musi przestaæ lecieæ.Tak jak wzatopionym samochodzie woda siêgnie wreszcie pewnego poziomu, pozostawiaj¹c nagórze przestrzeñ wype³nion¹ powietrzem, którym mo¿na oddychaæ.Ale przecie¿ to nie woda.A poza tym pomieszczenie nie jest uszczelnione.Ugóry znajduje siê otwór i mo¿e tu wlecieæ tyle piasku, ¿e zostanie ¿ywcempogrzebana.Chyba ¿e jakoœ to powstrzyma.Albo siê przekopie.Zamknê³a oczy i rzuci³a siê na górê piasku, odgarnia³a drobny ¿wir rêkami naboki, ale wysi³ki zdawa³ siê na nic, bo z dziury ca³y czas siê sypa³o, naw³osy, na twarz.Powinna pozostawiæ stos piachu w takiej formie, w jakiej by³, poniewa¿ czubekmóg³ w koñcu zatkaæ dziurê w suficie i powstrzymaæ dalszy nap³yw.J¹ jednakogarnê³a panika, odgarnia³a piasek na oœlep, p³aka³a, a na twarzy ³zy ³¹czy³ysiê z py³em w szlam [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •