ROMANS WSZECHCZASÓW

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie ma o co - odpar�am z najg��bszym przekonaniem, na jakie uda�o mi si�zdoby�.- Spaceruje tu czasami, zna mnie z widzenia, porozmawiali�my sobietroch� i nic wi�cej.- Czy� mu za du�o o sobie nie mówi�a? Czy nie b�dzie natr�tny?- Có� znowu! Nawet nie wie, jak si� nazywam.- Czy jeste� tego pewna, kochanie? Nie b�dzie nachodzi� ci� w domu? Nieinteresuje si� tob� jako�.przesadnie?- Ale� sk�d! Facet jak facet, spokojny, taktowny.Wcale si� mn� nieinteresuje.Ja nim te� nie.Równocze�nie pomy�la�am, �e gdyby niebiosa reagowa�y na ka�de �garstwo, gromy zpogodnego firmamentu musia�yby wali� raz ko�o razu i przelotnie zaciekawi�omnie to zjawisko meteorologiczne.Pan Palanowski dalej upiera� si� przy swoim.- Nie nalega� na odprowadzanie ci� do domu? Nie szed� za tob�? Kochanie, jajestem niespokojny!.W to ostatnie mo�na by�o wierzy� bez zastrze�e�.Jako Basie�ka stanowi�amfundament bezpiecze�stwa ca�ej przest�pczej szajki i w g�osie panaPalanowskiego brzmia�a niek�amana szczero��.Do�� d�ugo trwa�o, zanim wreszcieda� si� przekona�, �e blondyn niczym mu nie zagra�a.- Do ciebie to ten �obuz dzwoni jak w�ciek�y - powiedzia� m�� z pretensj�.- Ado mnie Maciejak ani razu.Wody do pyska nabra�!- Maciejak nie jest twoim amantem, nie wymagaj za wiele.Jak sobie towyobra�asz? Oficjalnie Maciejak to ty, sam do siebie dzwonisz, czy jak?Przecie� oni ca�y czas licz� si� z pods�uchem telefonicznym.- Cholernie to wszystko pokr�cone.Chyba s�usznie si� licz�, nie?- Jasne, �e teraz ju� s�usznie.Kapitan musi mie� niez�y ubaw.- Czekaj, jak si� zastanowi�, to zaczynam rozumie�.I dlatego mog� si�porozumiewa� tylko z tob�, a nie ze mn�? Do ciebie mo�e dzwoni� st�sknionygach, a do mnie nie ma kto?- No widzisz, jaki inteligentny powoli si� robisz! Jeszcze troch�, a samb�dziesz móg� zorganizowa� takie weso�e przedsi�wzi�cie.- Ju� si� rozp�dzi�em, w�a�nie lec�.To nie na moje nerwy, takie rzeczy.A takmi�dzy nami mówi�c, co tu si� w�a�ciwie dzieje? Ty rozumiesz ten kontredansdooko�a paczki?- Wó� by zrozumia�.W oczy bije, �e kacyk to jest cz�owiek ostro�ny iprzewiduj�cy, dopuszcza mo�liwo��, �e MO czatuje tu na jego arcydzie�a i to niew jednej osobie, a w dwóch.I sam widzisz, jaki numer robi.Zak�ada, �e jeden zczatuj�cych poleci za jednym wys�a�cem, drugi za drugim, po czym atmosferab�dzie czysta i za trzecim wys�a�cem nie poleci ju� nikt.Kapitan po�apa� si� wtym od razu i dlatego kaza� nam pilnowa� tego barach�a, a� nade�le jeszczeparu.Prawdopodobnie ju� nades�a�.- Powiedzia� ci to?- Zwariowa�e�? Ja znów si� tylko domy�lam! Mo�esz by� spokojny, �e nawet jaksi� spytam, to mi nie odpowiedz�.Ani nie zaprzecz�, ani nie potwierdz� i bij,cz�owieku, �bem w �cian�.Oni zawsze tak robi� i kiedy� mnie wyko�cz�psychicznie.- Znaczy, teraz powinien przyj�� ten jaki� trzeci, prawdziwy? Po choler� kazalinam j� zanie�� do piwnicy?- Nie wiem, mo�liwe, �e na wszelki wypadek.Zgodnie z instrukcjami kapitanasiedzieli�my w kuchni, zgasiwszy poza tym �wiat�o w ca�ym domu.Trzecioczekiwany wys�aniec denerwuj�co opó�nia� swoje przybycie.Dochodzi�o wpó� dojedenastej, napi�cie wzrasta�o, snuli�my rozmaite przypuszczenia, nads�uchuj�codg�osów z piwnicy, istnia�a bowiem mo�liwo��, �e w spraw� wda si� konkurencja,której forpoczt� by� w�amywacz.Mog�a wywi�za� si� walka.Akurat zd��y�amnala� sobie �wie�ej herbaty, kiedy pod dom podjecha� jaki� samochód.Równocze�nie zerwali�my si� z miejsc i rzucili�my do okna w ciemnym pokoju.Z czarnego fiata wysiad� jaki� facet.- Idzie tu - zaszepta� m�� konspiracyjnie, nie wiadomo po co, bo sama te�doskonale widzia�am.- Zabierze wreszcie to parszywe �ajno czy nie.?Facet skierowa� si� powoli ku drzwiom, rozejrza� si� dooko�a, posta� chwil� na�cie�ce i wreszcie zadzwoni�.Podskoczyli�my tak, jakby wysadzi� drzwi petard�.M�� nerwowym truchtem pop�dzi� otworzy�.Zapali�am �wiat�o w holu i zatrzyma�amsi� w kuchennych drzwiach.Niewiarygodnie staro�wiecki osobnik w wielkich, przyciemnionych okularachsk�oni� si� nam z wersalsk� rewerencj�.Wygl�da� jak �ywcem wyj�ty zprzedwojennych czasopism.Mia� autentyczny melonik, wci�t� salop�, parasol i,jak Bóg na niebie, prawdziwe, bia�e getry!!!- Najmocniej przepraszam za pó�ne odwiedziny - rzek� dziwnie zdartym,skrzekliwym dyszkantem.- Pa�stwo pozwol�, �e si� przedstawi�, nie znamy si�osobi�cie.Moje nazwisko Kacyk.Pa�stwo posiadaj�, odnosz� takie wra�enie,przesy�k� dla mnie.Mniej by nas chyba zaskoczy�, gdyby o�wiadczy�, �e nazywa si� baron vonDupersztangiel.M�� najwyra�niej w �wiecie zg�upia� i zaniemia�, musia�am zatemzabra� g�os.- Bardzo s�uszne wra�enie pan odnosi, posiadamy przesy�k� - odpar�am z niejakimwysi�kiem.- Cieszy nas, �e pan si� zg�osi�, bo nie wiedzieli�my, gdzieodes�a�, a to podobno pilne.- Nie tak bardzo, nie tak bardzo - powiedzia� osobnik pob�a�liwie, k�aniaj�csi� i machaj�c parasolem.- Oddawca przesadzi�.M�� odzyska� nagle utracone na chwil� w�adze.- Zaraz panu przynios� - zawo�a� pospiesznie i skierowa� si� ku schodom dopiwnicy.Facet powstrzyma� go takim gestem, jakby zamierza� z�apa� go za nog� r�czk� odparasola.- Jedn� chwileczk�! Przede wszystkim pragn� najgor�cej przeprosi� za ten k�opoti podzi�kowa� pa�stwu za niezwyk�� uprzejmo��.Jaka� to rzadka rozkosz spotka�tak mi�e, tak uczynne, tak niekonwencjonalne osoby! Doprawdy, czuj� si�za�enowany, wykorzysta�em uprzejmo�� pa�stwa w stopniu niedopuszczalnym.Pozwoli�em sobie na zbyt wiele, na zbyt wiele! Czy mog� mie� nadziej�, �ezechc� pa�stwo nie mie� mi tego za z�e?Skrzekliwy dyszkant skrzypia� monotonnie i natr�tnie, nie sposób mu by�oprzerwa�.Oszo�omieni nieco obydwoje z m�em zgodnie zapewnili�my go, �ezechcemy.Oryginalny facet gi�� si� w uk�onach jak wiotka brzózka na huraganie,kiwa� si�, czyni� jakie� zamaszyste gesty, nogami wykonywa� takie ruchy, jakbyta�czy� gawota, a zdarty g�os nabiera� stopniowo gruchaj�cych tonów.- Gor�co prosz� o przebaczenie za przybycie tak pó�n� por�, ale dzi� dopierowróci�em z podró�y, nie chc�c za� d�u�ej obci��a� pa�stwa przechowywaniemuci��liwego niew�tpliwie baga�u, pospieszy�em natychmiast.Czasokres, przezjaki pa�stwo raczyli s�u�y� mi swoj� uprzejmo�ci�, �enuje mnie tym bardziej.Na obliczu m�a os�upienie przemiesza�o si� z podziwem i jakim� zach�annymzainteresowaniem.Zdumiewaj�cy osobnik, z ca�� pewno�ci� jeden na dziesi��tysi�cy, wdzi�czy� si� i krygowa� ze wzrastaj�cym zapa�em, a z ust p�yn�� 'munieprzerwany potok skrzypi�cej s�odyczy.Zacz�o mnie nagle ogarnia�przera�aj�ce przekonanie, �e ju� do ko�ca �ycia skazani jeste�my nie tylko napaczk�, która przynajmniej le�a�a cicho, ale te� i na jej w�a�ciciela, który w�aden sposób nie da si� wy��czy�.M�� zmieni� wyraz twarzy, zainteresowanieprzerodzi�o mu si� w zgroz� i teraz ju� wygl�da� tak, jakby koniecznie chcia�i�� po paczk� tylko po to, �eby ni� gruchn�� w �eb ten rozszala�y wulkanuprzejmo�ci.- Je�eli zatem zechc� pa�stwo by� tak �askawi, pozwol� sobie z prawdziwymwzruszeniem zdj�� z ramion pa�stwa ten niewygodny ci�ar.Czy nie przeszkadza�aona zbytnio?- Nie - warkn�� m��.- Nie zbytnio!- Mam nadziej�, �e paczuszka nie pozostawa�a poza domem, pod wp�ywem opadówatmosferycznych? Nie �mia�bym, rzecz jasna, domaga� si� najmniejszych bodajwzgl�dów.- Nie pozostawa�a!!!- Gdyby bowiem pozostawa�a, w pewnym stopniu mog�oby to negatywnie wp�yn�� najej zawarto��.Przesta�am s�ucha�, zaj�ta wyobra�aniem sobie rozmazanego na deszczu baniastego�ba rycerza, co stanowi�oby niew�tpliwie widok niezwykle atrakcyjny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

Search

Podstrony