Stephen King Wielki Marsz (2)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Cze��, Ray, my�la�em, �e wyskoczy�e� z gry.- Te� tak my�la�em.- Tak ma�o brakowa�o?- Dwóch sekund, zdaje si�.McVries z�o�y� usta jak do gwizdu.- Nie chcia�bym by� na twoim miejscu.Jak noga?- Lepiej.S�uchaj, teraz nie nadaj� si� do gadania.Skocz� do przodu na jaki�czas.- Harknessowi nic to nie pomog�o.- Ale musz� by� pewien, �e utrzymuj� tempo.- W porz�dku.Potrzebujesz towarzystwa?- Je�li masz energi�.McVries za�mia� si�.- Mam czas, je�li ty masz pieni�dze, kotku.- No to gazu.Chod�my, póki jeszcze mam ch�tk�.Garraty przyspiesza�, a� nogi prawie mu odmówi�y po�s�usze�stwa.Razem zMcVriesem szybko wysun�li si� na czo�o.Min�li Harolda Quince'a, brzydkiegoch�opaka, tycz�kowatego i niezdarnego, który szed� jako drugi, i zrównali si� zJoem.Jego twarz, widziana z bliska, okaza�a si� zaska�kuj�co ciemnobr�zowa.Oczami bez wyrazu wpatrywa� si� w horyzont.Wiele zasuwek od zamkówb�yskawicznych przy skórzanej kurtce d�wi�cza�o jak pog�os dalekiej muzyki.- Witaj, Joe - powiedzia� McVries i Garraty mia� histe�ryczn� ochot� doda�:�Sk�d�e� si� wzi��?".- Cze�� - rzek� krótko Joe.Min�li go i teraz do nich nale�a�a droga, szeroki dubelto�wy pas zbrojonegobetonu, poplamiony olejem i rozdzielony trawiastym pasem, ograniczony z obustron jednolitym mu�rem ludzi.- Naprzód, naprzód - powiedzia� McVries.- �o�nierze Chrystusa, w bitewnyid�cie znój*[* Wiersz Sabiny Baring-Gould (1834-1924)].S�ysza�e� to kiedy�, Ray?- Która godzina?McVries zerkn�� na zegarek.- Druga dwadzie�cia.S�uchaj, Ray, jak zamierzasz.- Bo�e, dopiero? My�la�em.- Panika narasta�a w gar�dle, t�usta i g�sta.Nieda rady.Margines po prostu by� za w�ski.- S�uchaj, jak bez ustanku b�dziesz my�la� o czasie, to ze�wirujesz, spróbujeszucieczki w t�um i zastrzel� ci� jak psa.Umrzesz z wywieszonym j�zykiem, ze�lin� ciekn�c� po bro�dzie.Staraj si� o tym zapomnie�.- Nie mog�.- Wszystko si� w nim kot�owa�o, by�o mu gor�co i md�o.- Olson.Scramm.zgin�li.Davidson zgi�n��.Ja te� mog� zgin��, Pete.Tak mi si� terazzdaje.Kostu�cha dyszy mi w kark!- My�l o swojej dziewczynie.O Jan.O matce.Albo o twojej cholernej kotce.Albo nie my�l o niczym.Po prostu podno� i stawiaj giry.To �atwe, jakby�zrywa� i zalicza� dzi�wy.Id�.Skoncentruj si� na tym.Garraty stara� si� opanowa�.Mo�e nawet troch� mu si� udawa�o.Niemniej jednaksi� sypa�.Nogi nie chcia�y ju� go s�ucha�.- Nie poci�gnie d�ugo - powiedzia�a do�� g�o�no jaka� kobieta w pierwszymrz�dzie.- �ebym ja ciebie nie poci�gn�� za balony! - warkn�� do niej Garraty i t�umwzniós� owacj� na jego cze��.- Oni s� popieprzeni - zamrucza� Garraty.- Onis� naprawd� popie�przeni.Perwersy.Która godzina?- Co zrobi�e�, jak dosta�e� kart� uczestnika? - spyta� �a�godnie McVries.- Cozrobi�e�, kiedy si� dowiedzia�e�, �e je�ste� w tym na mur?Garraty zmarszczy� brwi, szybko przejecha� przedramie�niem po czole, a potemuciek� my�lami od tej kapi�cej po�tem, straszliwej tera�niejszo�ci i zanurzy� wtamtym nag�ym, niespodziewanym b�ysku.- By�em sam.Matka w pracy.To by� pi�tek po po�udniu.Karta przysz�a wkopercie ze stemplem Wilmington, stan Delawere, wi�c wiedzia�em, co to jest.Ale by�em przekona�ny, �e zawali�em sprawno�ciowy albo pisemny, albo oba.Musia�em dwa razy przeczyta� swoje nazwisko na karcie.Nie dosta�em fio�a zrado�ci, ale by�em zadowolony.Na�prawd� zadowolony.I pewny siebie.Wtedystopy mnie nie bola�y i nie mia�em wra�enia, �e kto� wbi� mi w plecy bron�.By�em jeden na milion.Zabrak�o mi rozumu, �eby zda� so�bie spraw�, �ekobieta-góra z cyrku te�.Przerwa� na chwil�, przypominaj�c sobie dzie� z pocz�t�ku kwietnia.- Nie mog�em si� wycofa�.Tylu ludzi czeka�o, co zrobi�.My�l�, �e to musidzia�a� na wszystkich prawie tak samo.Wiesz, to jeden z ich sposobówustawiania gry.Nic nie zrobi�em do tej granicznej daty, pi�tnastego kwietnia,pozwoli��em jej min��, a nast�pnego dnia wydano wielki bankiet na moj� cz�� wsali ratuszowej - byli tam wszyscy moi przyja�ciele i po deserze wszyscyzacz�li si� drze�: �Mowa! Mowa!".Wsta�em i wymamrota�em co� ze spuszczon�g�ow�, �e zro�bi� wszystko co w mojej mocy, i wszyscy bili brawo jak sza�leni.Mo�na by pomy�le�, �e maj� przed sob� Lincolna re�cytuj�cego mow� gettsybursk�.Wiesz, o co mi chodzi?- Jasne, wiem.- McVries roze�mia� si�, ale wzrok mia� mroczny.Za ich plecami nagle zahucza�y karabiny.Garraty pod�skoczy� konwulsyjnie iniemal zamar� w miejscu.Jako� uda��o mu si� i�� dalej.Tym razem to �lepyodruch, pomy�la�.A nast�pnym?- To by� Joe - powiedzia� cicho McVries.- Która godzina?Zanim McVries zdo�a� odpowiedzie�, Garraty przypo�mnia� sobie, �e sam mazegarek.By�a druga trzydzie�ci osiem.Chryste! Dwusekundowy margines ci��y� muna ra�mionach jak �elazna, sztanga.- Nikt nie próbowa� ci tego wyperswadowa�? - spyta� McVries.Teraz byli dalekoprzed reszt�, ponad sto metrów przed Haroldem Quince'em.Wyznaczono �o�nierza,który mia� na nich oko.Garraty by� zadowolony, �e to nie tamten jasnow�osy.-Mia�e� prawo zrezygnowa� do trzydziestego kwietnia.Nikt nie próbowa� ci� na tonamówi�?- Nie na pocz�tku.Matka, Jan i doktor Patterson.to przyjaciel matki, wiesz,s� razem od jakich� pi�ciu lat.po�cz�tkowo chodzili wokó� tego na palcach.Byli zadowoleni i dumni, bo wi�kszo�� dzieciaków w kraju maj�cych ponaddwana�cie lat przyst�puje do egzaminów, ale tylko jeden na pi��dziesi�ciuprzechodzi.I dalej maj� tysi�ce dzieciaków, a mog� wytypowa� tylko dwiestówy.stów� zawodników i stów� rezerwowych.I sam wiesz, �e to �adna sztukazosta� wytypowanym.- Pewnie, ci�gn� nazwiska z b�bna.Wielki spektakl te�lewizyjny.- McVriesowitroch� z�ama� si� g�os.- No [ Pobierz całość w formacie PDF ]

Search

Podstrony