[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tu¿ ko³omiejsca, gdzie sta³ Frost, zapora by³a rozpruta niczym stara puszka po zupie.Po kolei przecisnêli siê w¹skim przejœciem do œrodka.Reflektory omiot³y zrujnowane wnêtrze.- Czy ktoœ wie, gdzie jesteœmy? - spyta³ Gorman.Burke spojrza³ na podœwietlon¹ mapê kolonii.- W skrzydle medycznym, w prawym sektorze.Steryl­nie to tu raczej nie jest.Rozeszli siê.Poprzewracane sto³y i szafki, po³amane krzes³a, drogie narzêdziachirurgiczne na posadzce.Drobny sprzêt medyczny wala³ siê dos³ownie wszêdzie,niczym sta­lowe konfetti.Kilka sto³Ã³w i mebli u³o¿ono w wielki stos,wzmocniony œrubami i przyspawany od wewn¹trz do bary­kady, która mia³a odci¹æskrzyd³o medyczne od reszty kompleksu.Czarne, okopcone smugi wskazywa³ymiejsca, gdzie wybuch³ po¿ar, którego nikt ju¿ nie ugasi³.Wszêdzie widnia³ybruzdy po kwasie i przestrzeliny.Chocia¿ nie œwieci³y siê tu lampy, skrzyd³o nie by³o jed­nak kompletnie odciêteod Ÿród³a pr¹du.Kilka nielicznych urz¹dzeñ i konsolet tonê³o w nik³ejpoœwiacie zasilania awa­ryjnego.W œcianie ko³o Wierzbowskiego zia³a dziura wielkoœci pi³ki futbolowej.Szeregowy przesun¹³ rêkawic¹ po jej kra­wêdzi.- Ostatnia placówka.Uciekli tutaj i zabarykadowali siê - skonstatowa³.- Logiczne posuniêcie.- Gorman kopn¹³ plastikow¹ butelkê; by³a pusta.- Wskrzydle medycznym s¹ najwiêk­sze akumulatory, tym samym najd³u¿ej mieli pr¹d.No i oczywiœcie w³asne zapasy.Te¿ bym tu szuka³ schronienia.ZnaleŸliœciejakieœ zw³oki, szeregowy?Frost omiata³ œwiat³em drugi koniec sali.- Nie.Jak wchodzi³em, nie by³o tu ¿adnych zw³ok.Te­raz te¿ ich nie widaæ.Taaa - mrukn¹³.- NieŸle musieli tu walczyæ.- Twoje potworki da³y chyba nogê, Ripley.- Wierz­bowski rozejrza³ siê dooko³a.- Ripley? - Zacisn¹³ palec na spuœcie strzelby impulsowej.- Hej, gdzie jestRipley?!- Tutaj.Id¹c za jej g³osem, trafili do pomieszczenia obok.Burke rzuci³ tylko okiem istwierdzi³:- Laboratorium.Nawet tu porz¹dek.Tutaj walka ju¿ chyba nie dotar³a.Musielij¹ przegraæ w tamtym sektorze.Wierzbowski lustrowa³ sk¹po oœwietlonelaboratorium, a¿ znalaz³ to, co przyku³o uwagê Ripley.Mrukn¹³ coœ pod nosem iruszy³ w tamt¹ stronê.Pozostali za nim.W drugim koñcu laboratorium sta³o siedem cylindrycz­nych pojemników.Œwieci³yfioletowym œwiat³em, które mia­³o chroniæ okazy umieszczone w wype³niaj¹cym jekonserwancie.Wszystkie dzia³a³y.- Bimbrownia.Ktoœ tu pêdzi krzakówkê - rzuci³ Gorman.Nikt siê nie rozeœmia³.- Pojemniki zastojowe - wyjaœni³ Burke.- Standar­dowe wyposa¿enie laboratoriummedycznego w kolonii tej wielkoœci.- Podszed³ bli¿ej.Siedem pojemników na siedem okazów.Ka¿dy cylinder zawiera³ coœ, co wygl¹da³ojak odciêta d³oñ z nadmiarem palców.Cia³a, do których palce przylega³y, by³ysp³aszczone i pokryte materia³em przypominaj¹cym be¿ow¹ skórê, cien­kim iprzezroczystym.Wszystkie unosi³y siê leniwie w cie­czy.Nie mia³y ¿adnychwidocznych organów wzrokowych czy s³uchowych.Z ty³u ka¿dego potworka zwisa³bezw³adnie d³ugi ogon.Ogony dwóch okazów by³y ciasno zwiniête i podkurczonepod brzuchem.Nie odrywaj¹c oczu od cylindrów.Burke spyta³:- Czy to s¹ stworzenia, które opisa³aœ w raporcie.Rip­ley? Te.twarzo³apy?Skinê³a w milczeniu g³ow¹.Zafascynowany, Burke nachyli³ siê nad jednym z pojem­ników.Jego twarz styka³asiê niemal z pancernym szk³em.- Uwa¿aj - ostrzeg³a go Ripley.Nie zd¹¿y³a jeszcze zamkn¹æ ust, gdy stworzenie uwiê­zione w cylindrzeszarpnê³o siê, rzuci³o w jego stronê i grzmotnê³o w wewnêtrzne obramowaniezbiornika.Prze­ra¿ony Burke odskoczy³ do ty³u.Z brzusznej czêœcisp³asz­czonego, d³oniastego cia³a wysunê³a siê cienka, miêsista rur­ka.Gdyniczym ohydny jêzor przywar³a do szk³a, wygl¹da³a jak sto¿kowaty fragmentludzkiego jelita.Po chwili cofnê³a siê i zwinê³a za ochronn¹ pochewk¹,wroœniêt¹ w coœ, co przypomina³o skrzela.Palce i ogon wróci³y do pozycjiwyjœ­ciowej.Hicks zerkn¹³ obojêtnie na Burke'a.- Lubi pana - rzuci³.Burke nie odpowiedzia³.Szed³ wzd³u¿ rzêdu pojemni­ków, uwa¿nie im siêprzypatruj¹c.Szed³ i do ka¿dego przy­ciska³ rêkê.Tylko jeden z pozosta³ychszeœciu okazów za­reagowa³ jak ten pierwszy.Inne wisia³y w cieczy zbezw³ad­nie zwisaj¹cymi ogonami i palczastymi koñczynami.- Te s¹ martwe - skonstatowa³, gdy zakoñczy³ bada­nie ostatniego cylindra.-Tamte dwa ¿ywe.Chyba ¿e trwa­j¹ w jakimœ specyficznym stanie.Ale w¹tpiê.Spójrzcie, te martwe maj¹ zupe³nie inny kolor.S¹ jakby wyblak³e.Na ka¿dym zbiorniku le¿a³ skoroszyt.Zebrawszy siê w sobie, zachowuj¹cmaksymalne opanowanie, Ripley zdo­³a³a zdj¹æ skoroszyt z cylindra zawieraj¹cego¿ywe stworze­nie.Cofnê³a siê szybko, otworzy³a teczkê i przyœwiecaj¹c so­biereflektorem na he³mie, zaczê³a czytaæ.Oprócz wydruków pe³no tam by³o zestawieñi wykresów sonograficznych.By³y równie¿ dwie klisze ukazuj¹ce nuklearne widmorezonanso­we budowy wewnêtrznej stworzenia, lecz obie bardzo niewy­raŸne.Namarginesach wydruków komputerowych widnia³y liczne notatki.Lekarski charakterpisma, zdecydowa³a.No­tatki by³y w wiêkszoœci nieczytelne.- Coœ interesuj¹cego? - Burke pochyla³ siê nad zbior­nikiem, z którego wziê³askoroszyt, i ze wszystkich mo¿li­wych stron ogl¹da³ uwiêzione w nim zwierzê.- Na pewno, ale jak dla mnie zbyt techniczne i nauko­we.- Postuka³a palcem wteczkê.- To sprawozdanie le­karza.Niejakiego doktora Linga.- Chester O.Ling.- Burke zastuka³ paznokciem w szklany cylinder.Tym razemstworzenie nie zareagowa³o.- W bazie pracowa³o trzech lekarzy.O ile pamiêtam,Ling by³ chirurgiem.No i jakie mia³ uwagi na temat naszego mi­lusiñskiego?- Ten okaz usuniêto chirurgicznie przed zakoñczeniem procesu wszczepiania siêembrionu w cia³o nosiciela.Typo­wa procedura chirurgiczna okaza³a siênieskuteczna.- Ciekawe dlaczego? - Gorman interesowa³ siê oka­zami jak inni, lecz nie dotego stopnia, by oderwaæ wzrok od reszty pomieszczenia.- Tradycyjne instrumenty zosta³y zniszczone przez p³y­ny organiczne zwierzêcia.Musieli u¿yæ lasera chirurgiczne­go, ¿eby usun¹æ i skauteryzowaæ okaz.Przywar³do kogoœ nazwiskiem John L.Marachuk.- Spojrza³a na Burke'a, ale ten pokrêci³tylko g³ow¹.- To nazwisko nic mi nie mówi.Na pewno nikt z za­rz¹du ani z wy¿szegokierownictwa.Mo¿e kierowca ci¹gnika albo robotnik.Ripley zerknê³a do skoroszytu.- Umar³ podczas zabiegu.Zabili go, kiedy mu to zdej­mowali.Hicks podszed³ bli¿ej i chc¹c rzuciæ okiem na sprawoz­danie, zajrza³ Ripleyprzez ramiê.Nie zd¹¿y³ przeczytaæ ani s³owa.Jego detektor wyemitowa³nieoczekiwany i przeraŸli­wie g³oœny pisk.¯o³nierze obrócili siê, sprawdzaj¹c najpierw wejœcie do laboratorium, póŸniejka¿dy ciemniejszy k¹t pomieszczenia.Hicks skierowa³ urz¹dzenie na barykadê.- Gdzieœ z ty³u, za nami.- Ruchem g³owy wskaza³ korytarz, z którego niedawnowyszli.- Ktoœ z naszych? - Ripley przysunê³a siê odruchowo do kaprala.- Nie wiadomo.To cacko to nie szwajcarski zegarek.Zaprojektowali je tak, ¿eka¿dy g³upi prostak jak ja mo¿e nim waliæ po œcianach, a ono nic, dzia³a dalej.Ale myœleæ niestety nie umie.Gorman przysun¹³ mikrofon do ust.- Apone, jesteœmy w skrzydle medycznym i coœ tu ma­my.Gdzie s¹ twoi ludzie? -Rzuci³ okiem na mapê.- Czy ktoœ od was jest w bloku "D"?- Nie.- Wszyscy s³yszeli st³umion¹ odpowiedŸ star­szego sier¿anta.- Jesteœmyw bloku sterowniczym, zgodnie z rozkazem [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •