[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mo¿e wtedy udasiê nam kilka z nich rozwi¹zaæ.dla siebie samych!- Nigdy siê to wam nie uda - powiedzia³a istota.- Sami siê zniszczycie.- To wam siê tak wydaje.Ja myœlê inaczej.Ale ktokolwiek ma racjê - a za³o¿êsiê, ¿e ten wszechœwiat jest zbyt wielki dla obu naszych ras, by mog³ycokolwiek tu prorokowaæ - bêdziemy mieli na Ziemi wolny wybór.Zawsze wolê byæmartwy ni¿ tresowany.Ludzie dowiedz¹ siê o was, kiedy tylko sêdzia Brodsky wróci do w³adzy.Nie,jeszcze prêdzej.Pu³k us³yszy dziœ, miasto jutro, aby mieæ pewnoœæ, ¿e nikomuznowu nie wpadnie do g³owy t³umienie prawdy.Kiedy przyleci wasz statek,bêdziemy gotowi na jego przyjêcie: w nasz w³asny sposób, obojêtne jaki bêdzie.Istota okry³a g³owê fa³d¹ szaty.Speyer obróci³ siê do pu³kownika.Twarz jegoby³a mokra od potu.- Chcia³eœ.coœ powiedzieæ, Jimbo?-- Nie - mrukn¹³ Mackenzie.- Nic mi nie przychodzi do g³owy.Zajmijmy siêrozlokowaniem naszych wojsk.Chocia¿ nie s¹dzê, byœmy musieli jeszcze walczyæ.Wydaje siê, ¿e tam w dole jest ju¿ po wszystkim.- Jasne - Speyer wci¹gn¹³ z trudem powietrze w p³uca.- Oddzia³y nieprzyjacielamusz¹ wszêdzie skapitulowaæ.Nie maj¹ ju¿ o co walczyæ.Wkrótce bêdziemy moglizaj¹æ siê odbudow¹.By³ to dom z wewnêtrznym dziedziñcem, którego œciany pokrywa³y ró¿e.Ulica,przy której sta³, nie powróci³a jeszcze do ¿ycia, tak ¿e na zewn¹trz, w ¿Ã³³tymœwietle zachodu, panowa³a cisza.Pokojówka wprowadzi³a pu³kownika Mackenzieprzez tylne drzwi i odesz³a.Mackenzie podszed³ do Laury, która siedzia³a na³awce pod wierzb¹.Widzia³a go z dala, ale nie wsta³a.Jedna jej rêkaspoczywa³a na ko³ysce.Zatrzyma³ siê i nie wiedzia³, jak zacz¹æ.Jak¿e by³a wychudzona.Po chwiliodezwa³a siê, tak cicho, ¿e ledwie dos³ysza³:- Tom nie ¿yje.- Och, nie.- Przed oczami przemknê³a mu ciemnoœæ.- Dowiedzia³am siê przedwczoraj, gdy kilku z jego ludzi dowlok³o siê do miasta.Zgin¹³ w bitwie pod San Bruno.Mackenzie nie mia³ odwagi usi¹œæ ko³o niej, ale nogi odmówi³y mu pos³uszeñstwa.Przykucn¹³ na p³ytach chodnika i patrzy³ na osobliwe wzory, w jakie je u³o¿ono.Nie wiedzia³, gdzie jeszcze móg³by obróciæ wzrok.Jej g³os p³yn¹³ nad nim, bez wyrazu:- Czy warto by³o? Nie tylko Tom, ale tylu innych, zabitych dla kwestiipolitycznej?- Gra sz³a o coœ wiêcej - powiedzia³.- Tak, s³ysza³am przez radio.Ale wci¹¿ jeszcze nie rozumiem, dlaczego mia³o tobyæ warte tych ofiar.Próbowa³am, ale nie mogê poj¹æ.Nie mia³ ju¿ si³, by siê broniæ.- Mo¿e masz racjê, kaczuszko.Ja nie wiem.- Siebie mi nie ¿al - powiedzia³a.- Mam przecie¿ Jimmy'ego.Ale Tom zosta³oszukany.Nagle zda³ sobie sprawê z tego, ¿e jest dziecko i ¿e powinien przytuliæ dosiebie swego wnuka i myœleæ o ¿yciu, które przyniesie przysz³oœæ.Ale czu³ zbytwielk¹ pustkê.- Tom chcia³, ¿ebym da³a mu twoje imiê - powiedzia³a., A ty, Lauro? -zastanawia³, siê.A na g³os:- Co bêdziesz teraz robiæ?Zmusi³ siê, by spojrzeæ na ni¹.Zachód s³oñca p³on¹³ na liœciach wierzby i najej twarzy, teraz zwróconej ku dziecku, którego nie widzia³.- Wróæ do Nakamury - rzek³.- Nie.Wszêdzie, tylko nie tam.- Zawsze kocha³aœ góry - próbowa³ na œlepo.- Mo¿e.- Nie.-- Spojrza³a mu w oczy.- To nie o ciebie chodzi, tato.Nigdy.Ale Jimmynie zostanie ¿o³nierzem.- Zawaha³a siê.- Jestem pewna, ¿e jacyœ Esperzy bêd¹wci¹¿ dzia³aæ, na nowych zasadach, ale z tymi samymi celami.Myœlê, ¿epowinniœmy pójœæ do nich.Jimmy powinien wierzyæ w coœ innego ni¿ to, co zabi³ojego ojca, i staraæ siê, by sta³o siê to rzeczywistoœci¹.Nie mam racji?Mackenzie wsta³ mocuj¹c siê z twardym przyci¹ganiem Ziemi.- Nie wiem - odrzek³.- Nigdy za du¿o nie myœla³em.Mogê go zobaczyæ?- Och, tato.Podszed³ do ko³yski i schyli³ siê nad maleñk¹ œpi¹c¹ istotk¹.- Jeœli kiedyœ znowu wyjdziesz za m¹¿ - powiedzia³ do Laury - i bêdziesz mia³acórkê, dasz jej imiê jej matki? - Zobaczy³, jak g³owa Laury pochyla-siê w dó³,a jej piêœci siê zaciskaj¹.Szybko zakoñczy³: - Pójdê ju¿.Chcia³bym odwiedziæciê jeszcze, jutro czy kiedyœ, jeœli mnie przyjmiesz.I wtedy pad³a mu w ramiona i zap³aka³a.G³adzi³ j¹ po w³osach i szepta³, takjak wtedy, gdy by³a dzieckiem.- Przecie¿ chcesz wróciæ w góry, prawda? To twój, kraj, twoi rodacy; tam jesttwoje miejsce.- D-dobrze wiesz, jak bardzo chcê.- To czemu nie wrócisz?! - wykrzykn¹³.Jego córka wyprostowa³a siê.- Nie mogê - powiedzia³a.- Twoja wojna siê skoñczy³a.Moja dopiero siêzaczê³a.Poniewa¿ sam wyæwiczy³ w niej tê wolê, móg³ tylko powiedzieæ: - Ufam, ¿ezwyciê¿ysz w niej.- Mo¿e za tysi¹c lat.:.- nie mog³a dokoñczyæ.,Noc ju¿ zapad³a, gdy wyszed³ od Laury.Elektrycznoœæ w mieœcie wci¹¿ niedzia³a³a, tote¿ lampy uliczne by³y ciemne i tylko gwiazdy sta³y wysoko naddachami.Oddzia³, który oczekiwa³ swego pu³kownika, by odprowadziæ go dokoszar, wygl¹da³ w œwietle latarñ jak stado wilków.Zasalutowali mu i jechali zty³u trzymaj¹c broñ w pogotowiu, ale jedynym dŸwiêkiem, jaki zm¹ci³ tê ciszê,by³ stalowy stuk podków koñskich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]