[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiem.Mo¿e ci siê spodoba - uœmiechnê³a siê krzywo.- Mo¿e nawet od œwiêtaprzydybiesz gdzieœ Pomorca albo dwóch i flaki im wyprujesz.- £acniej oni ciebie przydybi¹ - wtr¹ci³ Czerwienieæ.-Do wojaczki prócz chêcirozumu trzeba.- Po mojemu - mówi³a stara - to nadszed³ czas na po³udnie poci¹gn¹æ.Jeszczetam twój stryj, Jastrzêbiec, przewodzi rebelii na Pó³wyspie Lipnickim.I maszsiostrê, któr¹ Wê¿ymord wywióz³ nad Cieœniny Wieprzy.- Pojadê z wami.- W na wpó³ uchylonych kuchennych drzwiach sta³ Wark.Rêkêmia³ ciasno obwi¹zan¹ szmatami.- Nie, nie pojedziesz - spokojnie odpowiedzia³ Czerwienieæ.- Wrócisz do ojca.I ani s³owem nie piœniesz, coœ tu us³ysza³.Bo zgadujê, ¿e doœæ pods³ucha³eœ.M³ody kniaŸ podrzuci³ g³ow¹.Jak KoŸli P³aszcz, by³ odziany na pó³nocn¹ mod³ê,zaœ w³osy, zwyczajem wojowników, splata³ w dwa siêgaj¹ce ramion warkocze.Aletwarz mia³ bardzo m³od¹, prawie dziecinn¹, z rzadkimi kêpkami jasnych k³aczkówna brodzie.- Wszystko s³ysza³em - przyzna³ hardo.- Ale durny nie jestem i ¿alnickiegopisma te¿ mnie dobrze wyuczono.Wiem, co za miecz na plecach nosisz - rzuci³KoŸlarzowi przepraszaj¹ce spojrzenie.- Znam s³owa na nim wyryte.Przecie¿ niewyda³bym kuzyna.- Siostrzeñca - poprawi³a klucznica.- Co?- Jest ci siostrzeñcem - wyjaœni³a oschle.- Starszym ³adnych kilka lat, alesynem twojej rodzonej siostry.Twój ojciec wczeœnie zabra³ siê do p³odzeniadzieci.- Wszystko jedno! - nikn¹³.- Siostrzeñca te¿ bym nie wyda³.- Nie sk³adaj obietnic, dziecko - upomnia³a go z drwin¹.- Zw³aszcza takich,których potem mo¿esz ¿a³owaæ.Bo kniaziowi nie przystoi.Pryszczate oblicze Warka gwa³townie pokraœnia³o.Wymamrota³ pod nosem coœokrutnie plugawego i uciek³ z izby.- Wark nigdy by.on nigdy.- zaj¹kn¹³ siê KoŸli P³aszcz.- To niegodziwe,coœcie rzekli.niesprawiedliwe.- Wiedzia³am, ¿e z tej komitywy z kniaziowskim szczeniêciem nieszczêœcie siêmusi trafiæ - skrzywi³a siê klucznica, - ¯e sobie dzieciak pañskimi durnotamig³owê nabije.Niegodne, niesprawiedliwe, a¿ zêby cierpn¹ od s³uchania.Mo¿e ciWark obietnic dochowa, synu.Pierwsza mu siê wtedy pok³oniê.Ale jak d³u¿ej pobo¿ym œwiecie pochodzisz, wiêcej zobaczysz, wtedy sobie o sprawiedliwoœcipogwarzymy.Na razie pójdê ci gacie i koszu-liny przygotowaæ.A i Warkowiprzyda siê kniaziowski ty³ek na drogê opatrzeæ! - Zebra³a spódnicê iwymaszerowa³a majestatycznie.- To ju¿ teraz ruszaæ mamy? - cokolwiek ¿a³oœnie spyta³ ch³opak.- Takznienacka?- A co ¿eœ chcia³? - zniecierpliwi³ siê Czerwienieæ.-Fanfar?Przez ca³y dzieñ Czerwienieæ nielitoœciwie pogania³ konie i wiedzia³, ¿ech³opak ledwo trzyma siê w siodle.Ale nie mia³ ochoty przystawaæ.Krótko pozmierzchu wyjechali na wysok¹ prze³êcz, sk¹d rozci¹ga³ siê widok na rozleg³¹równinê, na której pobudowano czerwienieckie grodziszcze.- Co to? - ch³opak wskaza³ rozlan¹ po horyzoncie pomarañczow¹ ³unê.- P³on¹ czerwienieckie grody.- Spod kaptura widaæ by³o jedynie oszronion¹brodê Czerwieñca.- P³on¹? - powtórzy³ niepewnie.- Jak¿e to?- Pomorcy musieli siê pospieszyæ - wyjaœni³ beznamiêtnie.- Myœla³em, ¿e nieuderz¹ przed œwitem.- Wiedzieliœcie? - g³os ch³opaka za³ama³ siê, przeszed³ w wysoki pisk.-Wiedzieliœcie i nic nie zrobiliœcie? Zupe³nie nic? Zostawiliœcie wszystkich narzeŸ, byle tylko unieœæ w³asny kark? Jak mogliœcie!- Ano mog³em! - odpar³ Czerwienieæ twardo.- Aby wyprowadziæ z po¿aru dwóchszczeniaków.Zbyt durnych, ¿eby to zrozumieæ.Wiêc przypatrz siê dobrze.Bo tamp³onie dziecko, które jeŸdzi³o w kohorcie boga.Dru¿ynnicy bêd¹ przysiêgaæ, ¿ePomorcy zar¹bali mnie na podwórcu mojego w³asnego grodu.I bêd¹ przysiêgaæ, ¿ewichrowe sevri przyby³y po umieraj¹ce dziecko z kohorty Org Ondrelssena.¯emorze zabra³o swój dar.- Dobieg³o go coœ, jakby zduszony szloch, ale nieprzerywa³.- Bêd¹ tak mówiæ nawet na torturach.- I dlatego trzeba, abyœ siê przypatrzy³ tym ogniom i dobrze je zapamiêta³.Nieraz jeszcze bêd¹ dla ciebie i za ciebie ludzie umieraæ.Moi wojownicy niepytali, czemu wysy³am ich na œmieræ.Mo¿e i ciebie kiedyœ nie bêd¹ pytaæ.Alekniaziowska powinnoœæ jest wiedzieæ.I pamiêtaæ.To jest pierwsze miasto, którep³onie za twoimi plecami.Bêd¹ nastêpne.- Drugie - bardzo cicho powiedzia³ ch³opak.- Co?- Drugie.Widzia³em ju¿, jak p³on¹³ Rdestnik.Cytadela ojca.- Prawda - zgodzi³ siê Czerwienieæ.- Ale teraz powêdrujemy na po³udnie.Mo¿eodwiedzimy twojego stryja na Pó³wyspie Lipnickim, ale myœlê, ¿e ruszymy jeszczedalej.Trzeba ci siê wiele nauczyæ, przypatrzeæ Krainom Wewnêtrznego Morza.Tak - powiedzia³ powoli.- Myœlê, ¿e ju¿ czas.Chyba taka nasza natura, bywierzgaæ i opieraæ siê przeznaczeniu.Ale Bia³obrody powiedzia³ mi, ¿e siêprzemogê.No, i na koniec przemog³em siê.Nie ma Czerwienieckich Grodów i niebêdziesz mnie d³u¿ej wo³aæ Czerwieñcem, tylko Przemêk¹.***- Ano, os³ucha³em siê o tym ¿alnickim wypêdku - pokiwa³ g³ow¹ Mroczek, ongiœkupiec b³awatny.- Zdrowo on musia³ pomorckim kap³anom krwi napsuæ, bo starczyo nim wspomnieæ, a kln¹ jako hycle.Myœmy siê tu z rana pod bramami wklasztorze Zird Zekruna przytaili.A ¿e mojego, tfu, pana, zaraza na jegog³owê, do kompanii kap³añstwo przypuœci³o, tom i ja siê wiele wywiedzia³.Tynie uwierzysz, Twardokêsek, jak ludzie po pró¿nicy ozorami miel¹.- Nie, ¿ebym nie by³ ciekaw - podj¹³, przepijaj¹c do zbójcy.- Ale coœ oni zachêtnie przy mnie swoje sekreta ods³aniali.Coœ za bardzo im siê widzi, ¿em jaze szczêtem ich.Nic, na razie przydusili mnie za gardziel, ani zipnê.Niech nojednak sposobnoœæ siê trafi, a czmycham co rychlej.Bo my siê oba w takiegówno, Twardokêsek, wpakowali, ¿e tu ani gard³em siê wyp³aciæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]