[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Możesz ze mną zrobić, co tylko będziesz chciał, lecz to ci nie zwróci miecza - powiedziała cicho.Miała nad nim przewagę, władała jego strachem.Wyglądał jak człowiek dręczony co noc koszmarami.- Przeklęłam ciebie i zasłużyłeś na to przekleństwo, gdy Edekon zabił zdradziecko mego ojca.Zgwałć mnie, a klątwa wzmocni się w dwójnasób.Zabij mnie, a będę u twego boku, gdy rozpocznie się bitwa, szepcząc ci do ucha zaproszenia do grobu.Skrzywdź mnie, a stracisz swoje imperium.Patrzył na nią wściekłym wzrokiem.- Jeśli przegram, spłoniesz na moim stosie!- Umrę szczęśliwa.Wolę śmierć niż życie pod huńskim jarzmem.Rozdział XXVIPierwsza krewHunowie oblegający Aurelianum byli ledwie jednym drzewem w ogromnym lesie, do którego dopiero dojeżdżaliśmy.Attyla zbierał swe wojska na Polach Katalaunijskich i tam Aecjusz zamierzał wydać mu bitwę.Po naradzie stu królów i wodzów rozjechało się, by wydać rozkazy setce armii.Część przybyła ze zdziesiątkowanych garnizonów miast i fortów zdobytych przez najeźdźcę.Część z dworów dumnych królów germańskich.Część stanowiły rzymskie legiony, których historia sięgała wieki wstecz, maszerujące na ostatnią i największą ze wszystkich bitew.Część zaś stanowiły oddziały pośpiesznie utworzone z uciekających przed najazdem ludzi chcących odzyskać swój honor i pomścić spalony i zagrabiony dobytek.Hunowie zmusili do ucieczki niemal milion mieszkańców cesarstwa, rzesze zdolnych do walki mężczyzn, których Aecjusz pośpiesznie teraz uzbrajał.Niektórzy byli wiekowymi już weteranami, inni dopiero młodzikami.Wszyscy mogli jednak utrzymać w ręku włócznię lub zadać cios mieczem.W nadchodzącym starciu umiejętności mogą nie być tak istotne jak liczba.Czułem się tak, jakby porwał mnie prąd rzeki i niósł ku Hanie.Decyzja, by nie udać się w poselstwie do Konstantynopola, zredukowała mój status z dyplomaty do zwykłego żołnierza.Choć wydać się to może dziwne, ta anonimowość dodała mi jedynie sił i pewności siebie.Musiałem słuchać rozkazów, walczyć i czekać na szansę, by odzyskać kobietę, którą opuściłem.Gdy kolumny żołnierzy maszerowały przed siebie rzymską drogą - długi sznur błyszczących w słońcu włóczni - zdało mi się, że jadę obok niezliczonych duchów Rzymian, którzy maszerowali podobnymi drogami w przeszł ości.Cezar, Trajan, Scypion, Konstantyn.Legion za legionem przemierzające ziemię, by nieść porządek w świat pełen chaosu.Teraz Rzym stał przed największym zagrożeniem.Na wschodnim niebie, w skwarze późnego czerwca widzieliśmy deszczowe chmury - pioruny sypały się na armię Attyli.Powietrze było wilgotne i ciężkie.Lecz na nasze głowy nie spadła nawet jedna kropla deszczu.Kolumny ludzi i wołów wzbijały w górę tumany kurzu.Codzienne życie zamarło i każdy żołnierz w Europie zmierzał do Galii.Zerkon jechał u mego boku na mał ym kucu, mówiąc, że chce zobaczyć zakończenie tego, co zaczęliśmy razem w Hunugurii.Podążaliśmy za Aecjuszem jak dwa wierne kundle.Razem z nami, przywią zany do kija i niesiony niczym insygnia przez starego dekuriona, podążał żelazny miecz Attyli.Aecjusz powiedział swoim oficerom, iż miecz jest najlepszym dowodem na to, że Bóg jest po naszej stronie.Wjechaliśmy na niewielkie wzniesienie i zatrzymaliśmy się, by się przyjrzeć wojskom Zachodu.Widok tak wielu ludzi maszerujących pod starymi, rzymskimi sztandarami przejmował dumą i nadzieją - rząd za rzędem, droga za drogą z prawej i z lewej strony, daleko, jak okiem sięgnąć.Jak żyły na naprężonym ramieniu.- Widziałem pośród nich dwunastoletnich chłopców i sześćdziesięcioletnich starców - powiedział cicho Zerkon.- Zbroje, które były dziedzictwem po przodkach.Broń, której jeszcze kilka dni temu uż ywano na gospodarstwie.Żony uzbrojone w kuchenne tasaki.Staruszki ze s ztyletami do dobijania rannych.I tysiące pożarów, tam gdzie przeszedł Attyla.To będzie walka o przeżycie.Walka z zemsty, nie starcie królów.Ten mały i brzydki człowiek był dumny z tego, że odegraliśmy we wszystkim swą niewielką rolą.- Staraj się nie zgubić w bitwie, dzielny wojowniku -doradziłem mu, żartując.W jednej chwili opuściła go cała powaga.- To ty masz zamiar przebić się przez całą huńską armię.Ja zostanę na ramieniu Aecjusza, tak jak powiedziałem.Okolice, przez które przejeżdżaliśmy, były bogate, pełne zielonych pastwisk, gotowych do żniw pól i schludnych niegdyś willi.Pod wieloma względami był to najpiękniejszy krajobraz, jaki w życiu widziałem - bardziej zielony i bogaty w wodę niż rodzinne Bizancjum.Jeś li miałem polec w boju, Galia nie była najgorszym miejscem do złożenia kości.A jeśli dane mi będzie przeżyć.Tej nocy stałem w grupie przy namiocie Aecjusza, gdy odbierał raporty od każdego oddziału.- Przed nami leży skrzyżowanie dróg zwane przez ludzi Maurica - powiedział swoim oficerom, wskazując punkt na mapie.- Każda armia przemieszczająca się pomiędzy Saoną i Marną musi tędy przejść.Czeka to zarówno nas, jak i Hunów.Tam spotkamy Attylę.- Anthus i Frankowie zbliżają się już do tego miejsca - powiedział jeden z generałów.- Aż pali się do tego, by odszukać swego zdradzieckiego brata, tak jak ten młodzian do odzyskania swej kobiety.- Co oznacza, że Frankowie mogą natknąć się na Attylę, nim będziemy gotowi do walki.Chcę, by ściągnęli wodze.Jonaszu?- Tak, wodzu.- Odszukaj niecierpliwego króla Anthusa.Ostrzeż go, że może wpaść na Hunów.Powiedz mu, by poczekał, aż nadejdziemy ze wsparciem.- A jeśli nie będzie chciał czekać, wodzu? - zapytałem.Aecjusz wzruszył ramionami.- Niech pośle Hunów prosto do piekła.Jechałem całą noc, prawie gubiąc drogę, w strachu, iż ktoś może omyłkowo przeszyć mnie strzałą lub ugodzić mieczem.Dopiero rankiem odnalazłem Anthusa.Przed wyruszeniem udało mi się zdrzemnąć na chwilę, lecz nie potrzebowałem wcale snu.Byłem podniecony i niespokojny.Błyskawice przecinały niebo, zostawiając w powietrzu metaliczny zapach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]