[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zgrzytn¹³ zêbami ze z³oœci, trochê przesadzi³, bo przy­gryz³ sobie jêzyk imusia³ przerwaæ myœlenie, póki nie mi­n¹³ ból i nie wysch³y ³zy.A nawet gdyby wiedzia³ na pewno, ¿e ta wie¿a odegra³a kluczow¹, choæ biern¹rolê w przeniesieniu go w Kosmos? Gdyby nawet wiedzia³, jak¹ odegra³a rolê podwzglêdem iloœci megawoltów, amperów i tak dalej - czy ta wiedza by­³aby doczegoœ przydatna w jego niesamowitym po³o¿eniu?Nie! Nadal by³by odra¿aj¹cym, p³askookim, bezrozu­mnym potworem œci¹gniêtymprzypadkowo z najdalszych zak¹tków Wszechœwiata, otoczonym istotami, którymjego dog³êbna znajomoœæ mnóstwa literatur obiektu astronomi­cznego 649-301-3wyda³aby siê najpewniej, za³o¿ywszy, ¿e nast¹pi³by cud porozumienia, zwyk³¹paplanin¹ schizofre­nika.Z rozpaczy szarpn¹³, nie licz¹c na wiele, materia³, w któ­ry by³ zawiniêty.Wpalcach zosta³y mu dwa ma³e kawa³ki.By³o zbyt ciemno, ¿eby je zobaczyæ dok³adnie, ale dotyk nie k³ama³.Papier? By³zawiniêty w olbrzymi¹ p³achtê cze­goœ, co bardzo przypomina³o papier."Logiczne" - pomyœla³.Na swój dziwaczny sposób to by­³o nawet logiczne.Poniewa¿ koñczyny widzianych dot¹d flefnobów sk³ada³y siê wy³¹cznie z cienkichmacek zakoñ­czonych oczami albo miêkkimi sto¿kami i poniewa¿ potrze­bowa³yczegoœ w rodzaju pagórków na stole laboratoryjnym, ¿eby móc siê przy nimusadowiæ, papierowa klatka z ich punktu widzenia rzeczywiœcie stanowi³a barierênie do przebycia.Mackami nie mog³y niczego chwyciæ, a widocz­nie nie mia³ydoœæ silnych miêœni, ¿eby wybiæ dziurê w pa­pierze.No, ale on mia³.Nigdy nie uchodzi³ za osi³ka, ale wie­rzy³, ¿e w sytuacjistresowej uda mu siê wydostaæ z papie­rowego worka.By³a to pocieszaj¹ca myœl,choæ w tej chwili równie ma³o u¿yteczna, co wspomnienie o wie¿y na poluMurphy'ego.Gdyby móg³ w jakiœ sposób przekazaæ tê wiedzê grupce Lirlda.Mo¿e znaleŸliby wtym swoim "Bezmyœlnym Po­tworze z Kosmosu" jakieœ przeb³yski rozumu iwypracowa­liby sposób odes³ania go z powrotem.Gdyby tylko chcieli.Ale nic nie móg³ przekazaæ.Dla jakichœ powodów, w³a­œciwych odleg³ym drogomewolucji cz³owieka i flefnoba, móg³ byæ tylko odbiorc¹.Wiêc by³y profesornadzwyczajny Clyde Manship westchn¹³ ciê¿ko, po raz kolejny zwiesi³ markotnieramiona i nastawi³ siê na bierny odbiór.Wyg³adzi³ te¿ z czu³oœci¹ fa³dy pi¿amy, nie dlatego, ¿e mia³ ukryte zapêdykrawieckie, ale z powodu gryz¹cej têsk­noty.Nagle uœwiadomi³ sobie, ¿e taniazielonkawa tkanina, skrojona wed³ug standardowego wzoru, by³a jedynymprzedmiotem, który wzi¹³ ze swojej planety.By³a to, mo¿na powiedzieæ, jedynapami¹tka po cywilizacji, która wyda³a i okrutnego Tamerlana, i cudown¹ tercynê.Ta pi¿ama stano­wi³a, poza jego w³asnym cia³em, ostatnie ogniwo ³¹cz¹ce go zZiemi¹.- Jeœli o mnie chodzi - Glomgowy syn-podró¿nik wywo­dzi³; najwyraŸniej k³Ã³tniatrwa³a ca³y czas, a warstwa papie­ru w niczym nie przeszkadza³a "s³uchowi"Manshipa - to albo te potwory zabieram, albo zostawiam w spokoju.Aleoczywiœcie, kiedy s¹ tak beznadziejnie ohydne jak ten, raczej zostawiam je wspokoju.Ale co to ja chcia³em.nie to, ¿e bojê siê wchodziæ w dziedzinynieskoñczonoœci, jak mój tato, ale z drugiej strony, nie chce mi siê wierzyæ,profesorze Lirld, ¿e to, co pan robi, przyniesie jakieœ powa¿ne efekty.- Zamilk³ na chwilê, po czym ci¹gn¹³ dalej.- Ufam, ¿e nie urazi³o to pana, aleszczerze jestem o tym przekonany.Je­stem flefnobem praktycznym i wierzê wrzeczy o zastoso­waniu praktycznym.- Jak mo¿esz mówiæ: niepowa¿ne efekty? - Mimo uspra­wiedliwieñ Rabda,telepatyczny "g³os" profesora rejestro­wany w mózgu Manshipa, wezbra³oburzeniem.- Jak to, przecie¿ w tej chwili najwa¿niejszym celem naukiflefno-bów jest umo¿liwienie podró¿y do zewnêtrznych rejonów Galaktyki, gdzieodleg³oœci miêdzygwiezdne s¹ kolosalne w porównaniu do gêstoœci gwiazd tutaj, wcentrum.Mo¿e­my do woli podró¿owaæ miêdzy piêædziesiêcioma czterema planetaminaszego uk³adu, a ostatnio uda³y siê loty do kilku s¹siednich gwiazd, aledotarcie chocia¿ do œrednio odle­g³ych rejonów Galaktyki, sk¹d pochodzi tenokaz, pozostaje dziœ zamierzeniem równie fantastycznym, co przed rozpo­czêciemlotów pozaatmosferycznych dwa wieki temu.- Zgadza siê! - przerwa³ mu Rabd ostro.- A dlaczego? Dlatego, ¿e nie mamystatków mog¹cych pokonaæ tê odle­g³oœæ? Na pañski semble-swol, profesorze, nie!Przecie¿ od momentu wynalezienia napêdu Bulvonna ka¿dy statek floty wojennejczy handlowej, z moim trzysilnikowym mikrusem w³¹cznie, mo¿e skoczyæ do tegoobiektu 649-301-3 na przy­k³ad i przylecieæ z powrotem, nawet nie przegrzewaj¹cso­bie silników.Ale nie lecimy.Z bardzo prostego powodu.Clyde Manship w tej chwili s³ucha³ - czy raczej odbiera³ - tak intensywnie, ¿ejego pó³kule mózgowe zdawa³y siê trzeæ jedna o drug¹.Bardzo, ale to bardzointeresowa³ go obiekt astronomiczny 649-301-3 i wszystko, co u³atwia³o lubutrudnia³o podró¿ do niego, choæby zastosowany œrodek transportu by³ wed³ugziemskich ocen nie wiadomo jak eg­zotyczny [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •