[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Myślałam, że jesteś w budzie.- Zadzwoniłaś na komórkę - odrzekł Kenny.- Jestem w warsztacie.- Tu Kaye - powiedziała i znów poczuła się głupio, jakby tych kilka wypowiedzianych przez niego słów było błogosławieństwem, na które nie zasłużyła.- Wiem.Musimy się streszczać, bo nauczyciel zaraz dostanie wścieklizny.Chce się z tobą zobaczyć.Dzisiaj.- Będę w robocie.Możesz wpaść na.- O której? - przerwał jej.Każde jego słowo uderzało w nią jak bicz; czekała, aż Kenny zacznie się z niej nabijać, i była mu absurdalnie wdzięczna, że tego nie robi.- O szóstej.- Przyjdź po mnie do budy.Wiesz, jak wygląda mój wóz?- Nie.Wpadnij do mnie do pracy.- Kaye rozpaczliwie usiłowała przejąć kontrolę nad rozmową.- W takim razie przy głównym wyjściu.Muszę się z tobą zobaczyć.Zawahała się, ale właściwie nie miała powodu, by się z nim tam nie spotkać.W końcu zdjęcie czaru zajmie tylko chwilę.Biorąc pod uwagę to, co mogło się stać później, może i lepiej, żeby znajdowała się w miejscu, z którego będzie mogła się szybko ulotnić.- OK.- Dobra.- Kenny rozłączył się, pozostawiając ją z uczuciem podobnym do tego, jakie ma człowiek, który wypił na czczo przedwczorajszą kawę.Nerwy miała w strzępach.Kiedy uniosła rękę, ze zdumieniem zauważyła, że ta wibruje lekko jak poruszona struna.Kaye zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech, a potem zrzuciła zniszczone ciuchy Corny’ego i włożyła swoje.Świetnie przylegały do iluzji gładkich pleców, ale jej wyostrzone zmysły czuły tarcie miękkiej bawełny koszulki o skrzydła.***Dziwnie było stać pod szkołą, do której powinna chodzić, ale nie chodziła.Niektóre osoby pamiętała z podstawówki, ale większość była jej kompletnie obca.Ludzie, szepnęło coś w jej umyśle.Oni wszyscy są ludźmi, a ty nie.Pokręciła głową.Nie lubiła, gdy ogarniały ją te myśli.Już wystarczająco dziwne było uczucie, że od lat nie przekroczyła progu szkoły.Czasem - tak jak teraz - tęskniła za nią.Podstawówki nienawidziła.Zaprzyjaźniła się z Janet głównie dlatego, że obie były odtrącone przez resztę klasy.Dzieciaki dokuczały Janet z powodu jej używanych ciuchów, a Kaye z powodu opowiadanych przez nią historyjek.Ale w mieście Kaye była anonimowa, a poza tym było tam mnóstwo dziwacznych dzieciaków.I właśnie wtedy, gdy sprawy zaczynały wyglądać bardziej pomyślnie, musiała wyjechać.- Hej - usłyszała głos Kenny’ego.Miał na sobie okulary słonecznei grubą granatową flanelę z szarą koszulką pod spodem.Podszedł do nieji zdjął okulary, odsłaniając czarne obwódki wokół oczu.- Dlaczego wczoraj nie zadzwoniłaś? Dzwoniłem milion razy.Twoja matka powiedziała, że jesteś u Janet, ale sprawdziłem.Nie było cię tam.- Przepraszam - powiedziała.- Musiałam wyjść.Kenny miał tak poważną minę, że nagle zachciało jej się śmiać.Tym razem magia przyszła łatwo - krążyła w palcach, kłuła w język - ale Kaye nie zrobiła nic, by usunąć czar.- Kaye, ja.- zaczął Kenny, po czym zamilkł, jakby ważył słowa.- Nie mogę spać.Nie mogę jeść.Jedyne, co mogę robić, to myśleć o tobie.- Wiem - odrzekła słodko.Przechodząca młodzież spoglądała na Kenny’ego ukradkiem, Kaye zrozumiała nagle, dlaczego pozwoliła mu się pocałować w barze.Chciała mieć go w garści.Uosabiał wszystkich aroganckich facetów, którzy źle traktowali jej matkę.Wszystkich chłopaków, którzy mówili jej, że jest dziwaczna, śmiali się z niej albo po prostu chcieli, żeby się zamknęła i udawała kogoś innego.Był tysiąc razy mniej prawdziwy niż Roiben.Na twarzy Kenny’ego wykwitł szeroki uśmiech.Kaye nie miała już ochoty udawać, udowadniać mu, że jest coś warta, ani sprawdzać, czym różni się smak ust chłopaka cieszącego się powodzeniem od każdego innego.- Proszę, Kaye - odezwał się, łapiąc ją mocno za nadgarstek i ciągnąc ku sobie.Tym razem cofnęła się gwałtownie, nie pozwalając mu zamknąć się w uścisku ani zbliżyć warg tak, by mógł ją pocałować.Zamiast tego uwolniła rękę i wskoczyła na cementowy postument u szczytu schodów.- Masz na coś ochotę? - kusiła go.Młodzież zatrzymywała się i spoglądała na nich.- Na ciebie - odrzekł Kenny, znów wyciągając ku niej rękę, ale Kaye była dla niego zbyt szybka.Odskoczyła ze śmiechem.- Nie możesz mieć czegoś, czego nie zdołasz chwycić - zakpiła, przekrzywiając głowę.Krew kipiała jej w żyłach.Jak on śmiał ją zawstydzać? Jak śmiał zmuszać, by ważyła swoje słowa?Złapał ją za rękę, ale wyrwała się bez trudu, wirując wzdłuż postumentu.- Kaye! - jęknął.Przykucnęła, szeroko rozstawiając nogi i patrząc na niego z góry.- Uwielbiasz mnie, Kenny?- Tak - odparł namiętnie.- Jesteś mną oczarowany? Poświęciłbyś życie, by mnie zdobyć?- Tak! - Oczy chłopaka płonęły pożądaniem i furią.Za jego plecami ustawiła się grupka uczniów, śmiejących się i szepczących coś.Kaye także się śmiała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]