[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Możesz ją trzymać w kieszeni.Val wzięła rośliny, zrzuciła lewy but i umieściła w środku żywokost.Czuta go przez skarpetkę i było to miłe, choć przez to nieco niepokojące uczucie.Gdy wyszła na ulicę, poczuła, że coś ciągnie ją za nitkę owiniętą wokół małego palca.Magia! Val uśmiechnęła się na przekór wszystkiemu i ruszyła w kierunku wskazywanym przez tę siłę.Hotfy (B(ac^WalecznaBył jeszcze wczesny wieczór, kiedy dotarła do Washington Square Park.Po drodze zatrzymała się, by wydać skradzione pieniądze na kanapkę z szynką, ale nadal nie czuła się dość dobrze, by ją przetrawić, więc połowę wyrzuciła.Kupiła nawet od ulicznego sprzedawcy nową bluzkę, żeby nie musieć chodzić w obrzyganej, i zdołała obmyć twarz w lodowatej wodzie z fontanny śmierdzącej rdzą i monetami.Trzy butelki czegoś-tam brzęczały w plecaku, tym cięższe, im bardziej była zmęczona.Miała wielką ochotę odkorkować jedną z nich i spróbować specyfiku, by przywołać z powrotem moc i odwagę poprzedniej nocy, ale nie zrobiła tego, pomna, jak czuła się po przebudzeniu.Szła przez park, mijając studentów Uniwersytetu Nowojorskiego w kolorowych chustach, ludzi spieszących na kolację albo spacerujących z maleńkimi pieskami w kamizelkach, i nagle uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia, czego szuka.Nitka ciągnęła ją w stronę grupki dzieciaków w drogich ciuchach do jazdy na deskorolkach, którzy wspinali się na jeden z wewnętrznych płotów.Najgłośniej ze wszystkich zachowywał się chłopak w spodniach z obniżonym krokiem, nakolannikach z wizerunkami czaszek i kraciastych butach Vansa, stojący na płocie i pokrzykujący na trzy dziewczyny, które stały oparte o grube drzewo.Wszystkie miały bose stopy i miodowe włosy.66Nitka niemal zaciągnęła ją do tej trójki, po czym rozwinęła się.–Mmm… Cześć – mruknęła Val.– Chyba mam coś, co należy do was.–Czuję na tobie czar – powiedziała jedna.Miała ołowiane oczy.– Jest gęsty i słodki.Jeśli nie będziesz uważać, ktoś może cię porwać do Podziemia.Postawimy w tym miejscu kawałek drewna, a wszyscy będą nad nim płakać, bo są za głupi, żeby zauważyć różnicę.–Nie bądź dla niej wredna – powiedziała druga, owijając sobie lok wokół dłoni.– Nic nie poradzi na to, że jest ślepa i niema.–Proszę – rzekła Val, wtykając butelkę w dłoń trzeciej dziewczyny.– Potknijcie lekarstwo jak trzy grzeczne dziewczynki.–Uuu, to coś umie mówić! – zakpiła dziewczyna o ołowianych oczach.Trzecia z dziewcząt tylko się uśmiechnęła i zerknęła na stojącego na płocie chłopaka.Druga podążyła za nią wzrokiem.–Niezły jest – powiedziała.Val niemal ich nie odróżniała.Wszystkie miały długie, wiotkie kończyny i włosy, które zdawały się powiewać na najlżejszym wietrzyku.W tych cienkich ubraniach i bez obuwia powinny marznąć, ale najwyraźniej było im całkiem ciepło.Hotfy (B(ac^Waleczna–Chcesz z nami zatańczyć? – zapytała jedna z nich.–On chce! – Ołowianooka skrzatka uśmiechnęła się szeroko dodeskorolkarza.–Chodź i zatańcz z nami, kurierko – odezwała się po raz pierwszy trzeciadziewczyna.Miała glos jak skrzeczenie żaby, a gdy otworzyła usta, Val odniosławrażenie, że widzi czarny język.–Nie – odparła, pamiętając o ostrzeżeniach trolla i o smagliczcew kieszeni.– Muszę iść.–Nie ma sprawy – odparła olowianooka, dotykając bosą stopą betonu.– Odwiedzisz nas znowu, kiedy nie będziesz tak nafaszerowana czarami.W każdym razie mam nadzieję, że to zrobisz.Jesteś prawie taka ładna jak on.–Wcale nie jestem ładna – powiedziała Val.–Jak sobie chcesz – odparła dziewczyna.Mijając zabite deskami domy czynszowe i winiarnie z powybijanymi szybami wystawowymi, nie bardzo wiedziała, czego szukać.Budynek, ku któremu ciągnęła ją nitka zawiązana na palcu, także był zabity deskami, ale Val ze zdumieniem ujrzała na dachu zamknięty w aluminiowej klatce ogród w pełnym rozkwicie, z długimi, zwisającymi ze ścian pnączami i czymś, co wyglądało jak młode drzewa.Podeszła do miejsca, w którym kiedyś znajdowały się drzwi.Teraz wejście zarastał bluszcz, a na piętrze w oknach nie było nawet desek, tylko dziury, przez które niemal dało się dojrzeć wnętrza pokoi.Gdy Val weszła na popękane schody, nitka na środkowym palcu rozwiązała się i spadla na trawnik.Pamiętając wskazówki trolla, dziewczyna wyjęła z plecaka butelkę i postawiła w progu.Coś zaszeleściło w trawie.Val przełknęła gwałtownie ślinę, uświadamiając sobie, że wokół niej panuje nienaturalna cisza.Samochody wciąż przejeżdżały ulicą, a w dali pobrzmiewały odgłosy miasta, ale wszystko to jakby straciło na sile.Z trawy wystawił łebek brązowy szczur o czarnych, paciorkowatych oczach, przywodzących na myśl wypolerowane kamienie, i różowym, poruszającym się nosku Roześmiała się z ulgą.–Cześć – powiedziała, kucając.– Podobno umiecie przegryzać miedź.Super.Szczur odwrócił się i zaczął uciekać, gdy nagle z cienia wyszła jakaś postać, podniosła go i położyła sobie na szerokim ramieniu.–Z kim… – zaczęła Val i umilkła.Postać ukazała jej się w pełnym świetle.Był to mężczyzna niemal dorównujący wzrostem trollowi, lecz potężniejszy, z rogami wykrzywionymiHotfy (B(ac^Walecznajak u barana i gęstą, brązową brodą o zielonej obwódce.Miał na sobie patchworkowy płaszcz i ręcznie zszywane buty.–Wejdź i się ogrzej – rzekł obcy, podnosząc zakorkowaną butelkę.– Chcęci zadać kilka pytań.Skinęła głową, zerkając jednak ukradkiem ku ulicy i zastanawiając się, czy nie spróbować ucieczki.Obcy położył jej ciężką łapę na ramieniu, kładąc kres tym dywagacjom.Potem poprowadził ją na tył domu i przeprowadził przez wiszące na jednym zawiasie drzwi.W środku leżało mnóstwo części manekinów, ułożonych w stosach pod ścianami – piramida głów w jednym kącie, hałda różnobarwnych rąk w innym.Wyglądało to dość makabrycznie.Pośrodku pokoju niczym wielkie, śpiące zwierzę leżała sterta peruk.Maleńkie stworzonko o skrzydłach ćmy przeleciało w powietrzu, niosąc igłę, i przysiadło na manekinowym torsie, by przyszyć doń kamizelkę.Val rozejrzała się wokół, przestraszona, szukając czegoś, co mogłoby posłużyć jako broń, i cofając się, by móc szybko sięgnąć po to za plecami.Nie miała ochoty atakować potwora plastikową nogą, ale w ostateczności zrobiłaby to, choć nie bardzo wierzyła w skuteczność takiego ataku.Ledwie jednak zacisnęła palce na czymś, co sprawiało wrażenie manekinowej ręki, stwór ją puścił.–Co to jest? – zapytała głośno, mając nadzieję, że gospodarz nic nie 68 zauważył.–Robię podróbki – odparł, siadając na skrzynce od mleka, która ugięła się pod jego ciężarem.– Ja i Igiełka jesteśmy najlepsi po tej stronie morza.Skrzacik o skrzydłach ćmy zabzyczał.Val próbowała odstawić rękę manekina na stojącą z tylu półkę, ale nie mogła jej wymacać, więc wepchnęła przedmiot do tylnej kieszeni i ukryła pod płaszczem.–Królowa Sfornego Dworu, Silarial, korzysta z naszych produktów.–Wow! – rzekła Val, widząc, że rogaty stwór bardzo chce zrobić na niej wrażenie.Zaległa niezręczna cisza.– Podróbki? – zapytała w końcu.Uśmiechnął się.Miał żółte, ostre zęby.–Coś, co zostawiamy, kiedy wykradamy kogoś ze świata.Wasze drewienka czy patyki też są w porządku, ale te manekiny przewyższają je pod każdym względem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]