[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Te jasne obrazy cisnęły się tłumnie, jak gdyby chcąc jej uprzytomnić rozczarowania małżeństwa, wzorowego w oczach ludzi, ohydnego w rzeczywistości.Na co jej się zdała urocza wstydliwość młodzieńcza, na co zdławione rozkosze i poświęcenia uczynione światu? Mimo iż wszystko w niej oddychało miłością, czekało miłości, pytała samą siebie, po co jej teraz gibkość ruchów, uśmiech i wdzięk? Własna świeżość i powab drażniły ją tak, jak drażni dźwięk powtarzany bez celu.Własna uroda nawet była jej nieznośna, jak rzecz bez pożytku.Widziała z przerażeniem, że odtąd nie może być już pełną istotą.Czyż jej wewnętrzne ja nie straciło owej świeżości wrażeń, która daje życiu tyle krasy? Odtąd większość jej uczuć skazana jest na rychłą śmierć; to, co byłoby ją wzruszyło niegdyś, stanie się jej obojętne.Po dziecięctwie człowieka przychodzi dziecięctwo serca.Otóż kochanek jej zabrał do grobu to drugie dziecięctwo.Młoda jeszcze pragnieniami, nie miała już owej młodości duszy, która daje życiu wartość i sens.Czyż nie miała nosić w sobie pierwiastka smutku, nieufności, odbierających wzruszeniom ich krzepkość i poryw? Nic nie mogło już wrócić szczęścia, którego się spodziewała, które marzyła tak pięknym.Pierwsze prawdziwe łzy ugasiły ów niebiański ogień, który oświeca pierwsze drgnienia serca; miała na zawsze cierpieć, że nie jest tym, czym mogła być.Z tego przeświadczenia rodzi się gorzki wstręt, który każe odwrócić głowę, kiedy się nastręczy nowe szczęście.Sądziła obecne życie jak starzec, który je ma opuścić.Mimo iż czuła się młoda, brzemię bezradosnych dni padało jej na duszę, miażdżyło ją, postarzało przed czasem.Pytała z krzykiem rozpaczy, co świat jej da w zamian za miłość, która pomagała jej żyć i którą straciła.Pytała sama siebie, czy w minionej miłości, tak czystej, nieskalanej, myśl nie była występniejsza niż uczynki.Z rozkoszą mnożyła swoje winy, aby urągać światu i aby się pocieszyć, że z tym, którego opłakiwała, nie zaznała owego pełnego zespolenia, które, stapiając dusze z sobą, łagodzi boleść tej, co została przy życiu, pewnością, że zakosztowała najwyższego szczęścia, że umiała dać je w całej pełni i zachowała w sobie odcisk duszy, która odeszła.Była niezadowolona z siebie jak aktorka, która chybiła rolę; ten ból żarł wszystkie jej fibry, głowę i serce.Jeżeli natura była zduszona w swych najtajniejszych pragnieniach, próżność nie mniej była zraniona niż dobroć, która pcha kobietę do poświęceń.Rozważając te kwestie, poruszając sprężyny rozmaitych istnień, jakie w nas stwarza natura społeczna, moralna i fizyczna, Julia zużywała tak doszczętnie siły duszy, że w zamęcie najsprzeczniejszych refleksji nic już nie umiała rozróżnić.Toteż czasami, kiedy opadała mgła, otwierała okno i patrzała w nie bez myśli, wdychając machinalnie wilgotny zapach ziemi, stojąc bez ruchu, jakby ogłupiała, gdyż szum boleści czynił ją równie głuchą na harmonię przyrody, co na uroki myśli.Pewnego dnia, około południa, w chwili gdy słońce rozjaśniło horyzont panna służąca weszła niewołana i rzekła:— Już czwarty raz ksiądz proboszcz żąda widzieć panią margrabinę i nalega tak stanowczo, że nie wiemy, co odpowiedzieć.— Pewno chce pieniędzy dla biednych; weź dwadzieścia pięć ludwików i zanieś ode mnie.— Proszę pani — rzekła panna służąca, wracając — ksiądz nie chce wziąć, chce mówić z samą panią.— Niechże wejdzie! — odparła margrabina z niechętnym gestem zwiastującym nieszczególne przyjęcie księdza, od którego chciała się zapewne uwolnić krótkim i szczerym wyjaśnieniem.Margrabina straciła matkę dzieckiem.Na wychowanie jej musiał oddziałać zamęt, jaki w czasie Rewolucji rozluźnił węzły religijne we Francji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]