[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zbytek ten harmonizował ze zgromadzonymi tam pięknościami.Oko pieściło najbielsze ramiona, jedne koloru ambry, drugie lśniące tak, iż można by mniemać, że są szlifowane, te o połysku satyny, inne matowe i pulchne, jak gdyby Rubens ulepił je ze swej farby, sio- wern, wszystkie odcienie, jakie człowiek znalazł dla białości.Widziało się oczy błyszczące jak onyksy lub turkusy, okolone czarnym aksamitem lub frędzlami; owale twarzy przypominające najwdzięczniejsze typy różnych krajów, czoła wzniosłe i majestatyczne, to znów łagodnie wysklepione jakby od kłębiących się myśli, lub płaskie, jak gdyby się krył pod nimi niemy, niezwyciężony opór; następnie - niemały urok tych festynów zgotowanych dla wzroku - biusty pełne, takie jak je lubił Jerzy IV lub rozdzielone modą XVIII wieku, lub ściśnięte ku sobie, jak żądał Ludwik XV; ale ukazywane śmiało bez osłonek lub pod owymi ładnymi marszczonymi napierśnikami z portretów Rafaela.Najładniejsze nóżki napięte w kroku tanecznym, kibicie omdlewające w objęciach walca, ściągały oczy nawet najbardziej obojętnych.Szmery najsłodszych głosów, szelesty sukien, szepty tańca, zderzenia walcujących towarzyszyły kapryśnie muzyce.Pałeczka wróżki zdawała się kierować tym duszącym czarodziejstwem, melodią zapachów, światłami fryzującymi w kryształach dźwigających zapalone świece, obrazami powielanymi przez zwierciadła.To zebranie najpiękniejszych kobiet i najpiękniejszych strojów odrzynało się od czarnej masy mężczyzn, w której zwracały uwagę wytworne, delikatne i poprawne profile szlachty, płowe wąsy i poważne twarze Anglików, pełne wdzięku fizjonomie francuskiej arystokracji.Wszystkie ordery Europy migotały na piersiach, zawieszone na szyi lub opadające na biodra.Kiedy się patrzyło na ten świat, przedstawiał on nie tylko błyszczące barwy w.stroju, miał duszę, żył, myślał, czuł.Ukryte namiętności dawały mu fizjonomię; podchwycilibyście wymienione sprytne spojrzenia, ujrzelibyście młode dziewczęta oszołomione i zaciekawione, dyszące powstrzymywanym pragnieniem, zawistne kobiety wymieniające złośliwości pod wachlarzem lub obsypujące się przesadnymi komplementami.Wystrojone, ufryzowane, pachnące towarzystwo rzucało się w szał: zabawy, który uderzał do głowy niby zawrotne opary.Zdawało się, że ze wszystkich tych ciał, jak ze wszystkich serc, wydzielały się uczucia i myśli, zagęszczały się i masą swą oddziaływały podniecająco na osoby nawet najchłodniejsze.W momencie największego ożywienia tego odurzającego wieczoru, w kącie złoconego salonu, gdzie grało w karty paru bankierów, ambasadorów, byłych ministrów i stary, cyniczny lord Dudley, który przypadkiem się zjawił, pani Feliksowa de Van-denesse uczuła nieprzeparty pociąg porozmawiania z Natanem.Może ulegała owemu szałowi balu, który często wydarł wyznania najpowściągliwszym.Na widok tego igrzyska i przepychów świata, w który wstępował po raz pierwszy, Natan uczuł w sercu ukąszenie zdwojonej ambicji.Widząc Rastignaka, którego młodszy brat otrzymał właśnie infułę w dwudziestym siódmym roku, którego szwagier, Marcyal de la Roche-Hugon, był ministrem, który sam był wicesekretarzern stanu i miał, wedle głosu opinii, zaślubić jedynaczkę barona de Nucingen; widząc w ciele dyplomatycznym nieznanego pisarza, tłumacza zagranicznych pism dla dziennika, który od roku 1830 stał się dynastycznym, widząc wreszcie wyrobników pióra, którzy przeszli do Rady Stanu, profesorów, którzy wyrośli na parów Francji, ujrzał z bólem, że wszedł nas złą drogę głosząc zgon tej arystokracji, w której błyszczą szczęśliwe talenty, zręczność uwieńczona powodzeniem, prawdziwe wartości: Blondet, tak nieszczęśliwy, tak wyzyskiwany w dziennikarstwie, a tak dobrze przyjmowany w tym świecie, zdolny jeszcze, gdyby chciał, wejść na drogę fortuny dzięki stosunkowi z panią de Montcornet, stał się w oczach Natana uderzającym przykładem wszechpotęgi towarzystwa.W głębi serca postanowił zadrwić sobie z przekonań na wzór de Marsaya, Rastignaka, Blondeta, Talleyranda, patrona tej sekty, liczyć się tylko z faktami, wykręcać je na swoją korzyść, widzieć w każdymi systemie broń i nie zakłócać społeczeństwa tak dobrze urządzonego, tak pięknego, tak zgodnego z naturą.- Przyszłość moja - powiedział sobie - zawisła od kobiety z tego świata.W tej myśli, powziętej w ogniu palącego pragnienia, spadł na hrabinę de Vandenesse niby jastrząb na zdobycz.Ta urocza istota, tak ładna w stroiku z marabutów, przywodzącym na myśl rozkoszną miękkość obrazków Lawrence'a i harmonizującym ze słodyczą jej charakteru, uległa wrażeniu kipiącej energii oszalałego ambicją poety.Lady Dudley, której oku nic nie uchodziło, ułatwiła tę rozmowę wydając hrabiego de Vandenesse na łup pani de Manerville.Silna swoim dawnym wpływem, kobieta ta ujęła Feliksa w sidła mocno drażliwych wyjaśnień, zwierzeń okraszonych rumieńcami, żalów delikatnie rzuconych niby kwiaty pod jego stopy, rekryminacyj, w których występowała w swojej obronie, aby wywołać jego zarzuty.Pierwszy raz para zwaśnionych kochanków rozmawiała tak poufnie.Podczas gdy dawna Beatricze jej męża rozgrzebywała popiół wygasłych rozkoszy, aby,w nim odnaleźć parę węgielków, pani Feliksowa de Yandenesse odczuwała owe gwałtowne wzruszenia, o jakie przyprawia kobietę pewność, iż schodzi z prostej drogi i stąpa po zakazanym gruncie; wzruszenia, które nie są bez uroku i które budzą tyle uśpionych sił.Dramaturg, oczytany w Szekspirze, roztoczył swe nieszczęścia, opowiedział swą walkę z ludźmi i losem, uchylił rąbek wielkości bez podstaw, nieznanego politycznego geniuszu, życia bez ideału.Nie mówiąc ani słowa wprost, nasunął uroczej kobiecie myśl odegrania wobec niego szczytnej roli, jaką gra Rebeka w „Iwanhoe”: kochać, otaczać opieką.Wszystko odbyło się w eterycznych regionach uczucia.Niezapominajki nie są błękitniejsze, lilie czystsze, czoła serafinów bielsze niż były w tej rozmowie obrazy, myśli oraz rozjaśnione, promienne czoło artysty, który mógłby posłać swą rozmowę wprost do drukarni.Natan dobrze się wywiązał z roli kuszącego płaza; zamigotał przed oczyma hrabiny wszystkimi barwami nieszczęsnego jabłka.Maria opuściła bal szarpana wyrzutami, które podobne były do nadziei, łechtana pochwałami głaszczącymi jej próżność, poruszona w najgłębszych zakątkach serca, ujęta przez swoje cnoty, uwiedziona współczuciem dla nieszczęścia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]