[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prawda?Ścięło mnie lodem.- Wczoraj nie mogliśmy.Mieliśmy iść dzisiaj.- Jarek skinął potakująco głową.- Czy może wiesz o czymś, co tłumaczyłoby ten wypadek?- Nie wiem nic.- Powinnam dodać: „Nie wiem, bo nie chciałam wiedzieć”, ale na to zabrakło mi odwagi.Na próżno Lilia próbowała coś z nas wyciągnąć.Milczeliśmy, a milczenie to było samooskarżeniem, przynajmniej ja tak myślałam.- Zakładam, że to ta szokująca wiadomość tak was zaskoczyła, że odebrało wam mowę.Wrócę do tematu, jak ochłoniecie.- Wzięła dziennik pod pachę i wyszła.Siedzieliśmy w ciszy, którą zupełnie niespodziewanie przerwał nasz klasowy wesołek Tolo, dając niepodważalny dowód, że jest skończonym kretynem i prostakiem pozbawionym elementarnej kultury.- Kto by pomyślał, że dzisiaj gwoździem programu będzie sam pan dyrektor.Gwoździem do trumny rzecz jasna - powiedział i zaśmiał się głupkowato.Zawtórował mu tylko Rombo.Wszystkich zamurowało, tylko Robert wrzasnął:- Zatkaj się, pieprzony chamie!- To mutant - rzucił ironicznie Jarek.Natalka stanęła przy Robercie i pogłaskała go uspokajająco po plecach.Miała minę, jakby chciała powiedzieć: „Odczepcie się od niego, on jest tylko mój.!”.Musiała jednak przerwać tę scenę, bo skończyła się przerwa.Na biologii wypisał mi się długopis, więc zaraz po dzwonku pobiegłam do szkolnego sklepiku po nowy wkład.Stanęłam w kilkuosobowej kolejce do lady Nie minęły dwie minuty, gdy stanęli za mną Rombo i Tolo.Zwykła rzecz, ale tym razem wywołało to w moich bebechach emocj onalne rozdrażnienie potęgujące się z każdą sekundą.Złość jest jak proch strzelniczy grozi wybuchem o nieprzewidywalnych skutkach.W imię rozsądku udałam, że ich nie widzę.Specjalnie odwróciłam głowę w drugą stronę, lecz oni nie zamierzali zostać niezauważeni.Zgodnie ze zwyczajem zaakcentowali swoją obecność w najgłupszy sposób, jaki tylko można wymyślić, czyli idiotycznym żartem.- Jesteś ostatnia? - spytał Tolo, pukając mnie bezceremonialnie palcem w ramię.- Tak - odpowiedziałam niechętnie, ale grzecznie.- No popatrz, Rombo, kto by pomyślał? Ale skoro sama się przyznaje.- Zachichotali.Te durnowate słowa podziałały na mnie jak iskra na beczkę prochu.Zapomniałam o rozsądku, ogładzie, no i zasadzie, że reakcje inteligentnego człowieka powinny być współmierne do okoliczności.- Posłuchajcie, półgłówki, jeżeli szukacie nowego obiektu do zadręczenia na śmierć, to źle trafiliście - powiedziałam nie dość, że zjadliwie, to na dodatek o wiele za głośno.W sklepiku zapadła cisza jak makiem zasiał.Wszystkie oczy zwróciły się w naszą stronę.Nawet ekspedientka znieruchomiała z banknotem w ręce nad otwartą szufladką kasy fiskalnej.- Przesadziłaś, Diana - wydobył wreszcie z siebie Tolo.- Bo co? Myślałeś, że to wy macie monopol na przesadę? W głowie zapaliło mi się czerwone światełko.Wyszłam z kolejki i wróciłam do klasy Długopis pożyczyłam od Doroty Emocje, które mną owładnęły po tym incydencie, nie pozwalały dojść do głosu refleksjom, po których z reguły analizuje się swoje zachowanie i stwierdza: „niepotrzebnie mnie poniosło”, „palnęłam jedno zdanie za dużo” albo coś w tym rodzaju.W tym przypadku doznałam jakiegoś rozdwojenia.Z jednej strony miałam świadomość, że to, co powiedziałam, było niewłaściwe, z drugiej zaś - czułam złośliwą satysfakcję z przykrości, jaką sprawiłam tym wesołkom za wszelką cenę.Mało tego, wciąż przychodziły mi do głowy argumenty którymi mogłabym ich wdeptać w moralne błoto i żałowałam, że tak szybko zrej terowałam z placu boju.Ciężar gatunkowy moich wewnętrznych odczuć wobec szoku, z którym zmagała się klasa, był niczym, dlatego nikomu nawet o nim nie wspomniałam.Poza tym mogłabym zostać odebrana jako osoba infantylna, a tego nie chciałam.Miętosząc w sobie gniewny dygot, włączyłam się w nurt ożywionych dyskusji toczących się w większych i mniejszych grupkach.Przerwy były zbyt krótkie, żeby rozważyć dogłębnie wszystkie przypuszczenia i domysły, jednakże wystarczyły, aby dotarło do nas w pełni, jak niewiele wiedzieliśmy o Kamili.Wszyscy spodziewali się, że może Robert coś powie, ale nic z tego.Przez dwie przerwy milczał posępnie, na trzeciej wziął plecak i poszedł do domu.Nawet nie wiem, czy się zwolnił u wychowawczyni.Sabina nadal demonstrowała stan wyniosłej urazy, więc po lekcjach wracałam do domu z Jarkiem.Szliśmy skrótem - aleją „Pod Kasztanami”.- Wiesz, przy uwzględnieniu oporu powietrza, Kamila spadała z tego okna cztery sekundy Uderzyła w ziemię z prędkością tysiąc dwieście metrów na minutę, co przekłada się na siłę.- Daj spokój! Jak możesz? Cokolwiek wyliczysz, jest zbyt duże dla jej wątłego ciała.-1 równie wątłej psychiki.Myślisz, że jak czegoś nie powiesz, to tego nie ma? Wszystko jest, ale tak naprawdę zabiło ją to, czego nie da się opisać żadnym wzorem.Można jedynie jej stres wyrazić jako brzemię nie do udźwignięcia.Sporo ludzi dorzuciło do niego swój większy lub mniejszy kamyczek.- Zgadzam się z tobą, tylko proszę, nie przekładaj więcej tej tragedii na języki nauk ścisłych.To brzmi okropnie.- Wiem, ale przybrałem taką formę samobiczowania.Gdybym znalazł czas, aby pójść z tobą do Kamili, może wszystko wyglądałoby inaczej.Tymczasem gdy ja wyciskałem z siebie siódme poty bo zachciało mi się zostać przypakowanym mięśniakiem, ona.Pomyśl, Dianko, na jednej szali czyjeś życie, na drugiej trening na siłowni.Dlaczego nie huknęłaś na mnie? Trzeba było dać mi w łeb i.Boże, co ja mówię?!- Mam do siebie żal o to samo.- Kiedyś spotkałem Kamilę w autobusie i powiedziałem jej tylko „cześć”.Stałem dwa kroki dalej jak jakiś palant i milczałem.Co ona wtedy czuła? Może pomyślała, że nie chcę, żeby ludzie widzieli, że rozmawiam z taką nieatrakcyjną dziewczyną? Jak myślisz, Dianko.- Kamila nie była nieatrakcyjna.Na sylwestra wyglądała ślicznie.- Racja.Zapomniałem.Wszyscy zapomnieli.Skończyło się inaczej niż w bajce oKopciuszku.Każdy poszedł w swoją stronę.Zapomnieli, chociaż największą ozdobą Kamili była jej uroda.Ale bez stosownej oprawy niewiele znaczyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •