[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Co się dzieje? — spytała, śpiesząc do chorej.Estelle zatrzepotała rzęsami.— Och, Samanto kochana.— wyszeptała.— Tak mitrudno oddychać.Jaką piękną masz suknię.Mądrze, żewybrałaś ten kolor.Przy nim twoje oczy nabierają barwynieba.To Joshua wybrał ten kolor, nie ja, pomyślała Samanta,kładąc pelerynę w nogach łóżka.Usiadła i ujęła zimne dłonieEstelle.— Jak było na balu? Opowiedz.Udając dobry humor, wyrecytowała nazwiska gości, opisała stroje dam, opowiedziała zabawny incydent związany z byłym prezydentem i robiła, co mogła, żeby wnieść odrobinę balowej atmosfery do tej nieszczęsnej sypialni.Ale im więcej mówiła, im szybciej wyrzucała z siebie słowa, tym większy ogarniał ją ból.Nie wspomniała nic o zniknięciu doktoraMasefielda, o jego obcesowym zachowaniu wobec dawnegoprzyjaciela, o tym, jak na nią patrzył, o przedwczesnym wyjeździe ani o wielu, wielu innych sprawach.235Estelle zamknęła oczy i uśmiechała się rozmarzona, wspominając dni, kiedy wydawała wielkie bale w Filadelfii.— A Joshua dobrze się bawił? Tańczyłaś z nim dużo, Samanto? On tak uwielbia taniec.Samanta odwróciła twarz, bojąc się, że Estelle dojrzy w jejoczach łzy.— Musiałam go siłą stamtąd wyciągać.Sama już byłamtak zmęczona, że myślałam, że lada chwila się przewrócę, aleon mógłby tam tańczyć do białego dnia.— Kłamstwa! Samekłamstwa!— Taki właśnie jest! Zawsze był najbardziej rozrywanymtancerzem; wszystkie panie tłoczyły się wokół niego, licząc nachoćby jeden taniec.Już go widzę na balu u pani Astor.Jestw centrum zainteresowania.Dziękuję ci, Samanto, że znówmógł się poczuć jak za dawnych lat.Uciekła z sypialni Estelle i po omacku wbiegała po schodach, a potem wprost do swojego pokoju.Przy łóżku opadła na kolana.Po raz pierwszy w życiu nie mogła zmówić modlitwy; tesłowa, które szaleńczo przywoływała z pamięci, nie niosły ukojenia.Przypomniała sobie wersy pacierza z dzieciństwa i modliła się tak, jak ją uczył ojciec, ale poczuła tylko lodowaty chłód w sercu.Wyobraziła sobie, że Bóg wygląda jak ojciec— daleki i mściwy — chodzi w czarnym stroju kaznodzieii ściska w dłoni Biblię.Słyszała, jak pyta ją z wysokiego tronu:„O kogo się modlisz, Samanto? O tę nieszczęśnicę z dołu czymoże o siebie?"O Estelle! — krzyczała jej dręczona wyrzutami dusza.Rozłożyła ramiona i wcisnęła twarz w narzutę na łóżku, żebystłumić szloch.Modlę się o Estelle! Naprawdę chcę, żebywyzdrowiała!Ale surowy Bóg-Samuel patrzył na nią z potępieniem,a ona czuła lodowaty strach.Wszystko na nic.Żeby niewiadomo jak żarliwie się modliła, żeby nie wiadomo ilerazy powtarzała sobie, że chce, by Estelle żyła, On i tak słyszał tę straszną prawdę, którą szeptało jej serce, i oceniałswą córkę tak, jak na to zasługiwała.„Nie zmyjesz występku,modląc się o tę biedaczkę.Tylko w jeden sposób możesz236oczyścić się z grzechu cudzołóstwa, który popełniasz w myślach."Na dole rozległ się hałas.Poderwała głowę i zaczęła nasłuchiwać.Ktoś chodził pogabinetach na parterze.Wzięła lampę ze stolika przy łóżku, którą pani Wiggenzawczasu zapaliła, i po cichutku wyszła na korytarz.Widząc,że spod drzwi gospodyni nie sączy się światło, zeszła na palcach piętro niżej i przystanęła.Obie sypialnie tonęły w ciemnościach i ciszy — państwo Masefieldowie spali.Wychyliła się przez balustradę i zobaczyła jasną smugę, dochodzącąz gabinetu lekarskiego.Wstrzymując oddech, zeszła niżej,a na dole stanęła i znów nasłuchiwała.Ktoś buszował po szafce z lekarstwami i nie przejmując się hałasem, strącał z półek butelki i pudełka.Zastanawiała się, co robić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]