[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W Paryżu, niebo obiecująco zaciągnęło się chmurami.Wielu poczuło powołanie, aby zamknąć sklepy wcześniej i wyjść, modląc się na ulice, trzymając przygotowane do połowu spódnice, kapelusze i tym podobne.A tu nie spadła ani kropla, nie mówiąc już o karatach.Francuski handel ucierpiał.Ucierpiała i francuska duma, bo burzowe chmury pożeglowały na północny-zachód, a tam, przypadkiem, mogłyby zrzucić bogactwa nad - już i tak świetnie prosperującymi - Niemcami.Monarcha pomniejszego europejskiego księstwa przyjrzał się - długo i uważnie - klejnotom korony.Poważnie się zastanawiał, czy aby ich nie sprzedać, a za pieniądze nie wybudować kilku hoteli wypoczynkowych.Jego lojalni poddani mogliby być wdzięczni za taki przejaw dalekowzroczności, ale jemu przyszłoby znosić nieszczęśliwe dąsy swojej ślicznej amerykańskiej żony, która nauczyła się już uwielbiać swoją autentyczną koronę.W Beverly Hills, podstarzały potomek konserwatywnego rodu otworzył jednak swój tajny sejf pod podłogą i wyjął, otulony we flagę, pakunek z pierwszorzędnymi klejnotami.Zbierał je od lat, ale teraz opanowało go uczucie, że o ile szybko nie umrze, to obrał niewłaściwą drogę, aby ominąć podatek spadkowy.Właścicieli sławnych diamentów opanowała obawa.Tak jak stało się to w przypadku pewnego małżeństwa gwiazd pierwszej wielkości.Supergwiazda-mąż, przed dwoma laty, aby okazać, przed całym światem, głębokość swojej miłości, kupił dla swojej żony - też supergwiazdy - znakomity diament w kształcie gruszki, wielkości siedemdziesięciu karatów, który został wyceniony na dwa miliony w gotówce.Wspaniały kamień często pojawiał się na fotografiach, spoczywając w głębokim dekolcie żony, supergwiazdy.Z dnia na dzień, klejnot stał się symbolem.To był jej diament, to był ten diament i publiczność, kiedy wyłożono go na wystawie w sklepie słynnego handlarza diamentami Mr.Roussela, ustawiała się w kolejkach, aby tylko rzucić na niego okiem.Ci, co chcieli wierzyć, uwierzyli.Ale byli i ci, obracający się w świecie diamentów, którzy, zachowując sceptycyzm, milczeli, bo, u licha, to przecież wychodziło branży na dobre.Najwyżsi rangą, ale tylko najwyżsi, znali prawdę od Mr.Roussela.W 1968 diament zmienił właściciela, sprzedany za siedemset tysięcy dolarów.Zaledwie w dwa lata później, kiedy został wystawiony na aukcji, Roussel przelicytował wszystkich i zapłacił za niego półtora miliona.Natychmiast, mąż-supergwiazda odkupił diament od Roussela, który, jak zakładano, zarobił na tym godziwie.A naprawdę wyglądało to tak: Roussel i supergwiazda z góry uzgodnili szczegóły.Roussel zakupił diament za tyle, za ile tylko mógł.Prawdę mówiąc, kilku reprezentantów firmy licytowało przeciw sobie w celu wyśrubowania ceny.To była część planu.W zamian, mąż-supergwiazda nie stał się prawdziwym posiadaczem diamentu, a tylko oświadczył, że nim jest i że zakupił go dla swojej super-umiłowanej kobiety.W rezultacie, publiczność zwróciła zarówno na Roussela i na super-gwiazdę baczniejszą uwagę, niż zrobiłaby to w przypadku żony prezydenta Stanów Zjednoczonych uczesanej na afro.A przykuwający wzrok, olśniewający kamień, na przyciągającym wzrok biuście żony-supergwiazdy był jedynie kopią.Nie miało to, oczywiście żadnego znaczenia.Ludzie tylko widzieli to, co chcieli widzieć.Dla Roussela była to znakomita inwestycja, a nie tylko sukces propagandowy.Klejnotu nie można było dłużej wyceniać w oparciu o jego faktyczną wartość.Był on teraz sławnym diamentem, a żądza posiadania go, znacznie przewyższyła jego faktyczną, rynkową wartość.Wkrótce, zgodnie z umową, żona-supergwiazda miała publicznie ogłosić, w sprytnie zaaranżowanym napadzie nudy, że Roussel ponownie odkupił od niej diament, w wyniku czego szybko go sprzeda temu, kto zaoferuje najwięcej.Zrozumiałym jest, że prasa chciała teraz poznać reakcję sławnej pary na spadające z nieba diamenty.W tym celu zorganizowano specjalną konferencję prasową na pokładzie ich jachtu, który stał zacumowany na Tamizie.Żona supergwiazdy umyślnie włożyła na siebie przeźroczystą szatę z białego, jedwabnego jersey’u udekorowaną uświęconymi siedemdziesięcioma karatami.Rozłożona na rufie jachtu, na miękkich poduchach, odpowiadała ze swobodą na pytania reporterów, w pobliżu zaś jej mąż-supergwiazda puszył się owłosioną piersią połykając szkocką whisky szklankami.Co czuje w związku z incydentem w Hatton Garden?- Ja myślę, że świadczy to o tym, jakimi chciwymi gówniarzami są ludzie - odpowiedziała do taktu trzaskających migawek Nikonów i warczących Airflexów.- Mam na myśli, że to śmieszne, sposób, w jaki ludzie bili się, kalecząc się nawzajem o coś tak błahego.A co, jeśli będzie więcej takich przypadków i wpłynie to na cenę diamentów? Co wtedy?- Dla mnie nie miałoby to żadnego znaczenia - odpowiedziała, patrząc w bok.Bezwiednie dotknęła palcami siedemdziesięciokaratowego brylantu.- Każdy myśli sobie, że powodem, dla którego uwielbiam mój kamień jest to, że kosztował on dwa miliony.Ale są w błędzie.Cenię go za uczucia, z jakimi mi go wręczono, miłość, którego jest symbolem.To zależy od hierarchii wartości.Moich wartości.Naszych.Tego nic nie jest w stanie zniszczyć.A ponadto - zaśmiała się ukazując śliczną, różową poduszeczkę swojego języczka - co to dwa miliony dolarów?W tym momencie mąż-supergwiazda zerwał się raptownie i, bez słowa, zszedł pod pokład.Jego żona podniosła rzeczone siedemdziesiąt karatów do ust, i - od niechcenia oraz bez wyraźnej intencji, suwając nimi po i między wargami - niecierpliwie odpowiedziała jeszcze na dwa pytania, przeprosiła z wdziękiem zebranych, aby także zniknąć pod pokładem.Udała się w kierunku dziobu, idąc wzdłuż wyłożonego mahoniem korytarza, weszła do kabiny głównej, gdzie jej nagi teraz mąż-supergwiazda leżał, z zamkniętymi oczami, na ukośnej ławeczce.- Pierdolone kaleki - poskarżyła się zdejmując brylant.- Powiedz komuś, aby poszedł na górę i kazał im się wynosić.Mąż-supergwiazda zrobił pół-skłon do przodu i zamarł w takiej pozycji, czerwieniejąc z wysiłku na twarzy.- No, jazda - powiedziała i upuściła siedemdziesiąt karatów na męża-supergwiazdę własne, pokaźne, nie mniej kosztowne klejnoty - zwiń skręta.Myślę, że bierze mnie chcica.Chesser czekał niecierpliwie na poranne wiadomości BBC.Wydawało mu się, że z przyjemnością obejrzy lekcję poglądową, jakiej udzielił wszechpotężnemu kartelowi.Jednakże, oglądając program, jego satysfakcja ustąpiła miejsca myśli o przerażających konsekwencjach, jakie w zapale sam na siebie ściągnął akcją wymierzoną przeciw Systemowi.Massey.Teraz, oczywiście, musi on wiedzieć, że został okpiony.Jasne, że Chesser stanie się obiektem wściekłej żądzy odwetu miliardera.Massey prawdopodobnie już oddelegował pewne siły, na przykład wielkiego Hickey’a.I innych.Chesser ostrożnie wyjrzał przez jedno z frontowych okien i zobaczył mężczyznę w czerni, stojącego po drugiej stronie ulicy.Po prostu tylko stał.Posępna postać o pożółkłej twarzy, zdecydowanie zła i niebezpieczna, jak ją ocenił Chesser.Może już jest za późno.W takim razie, będą musieli przynajmniej się wysilić.Odnalazł Maren na parterze w salonie głównym.Najwyraźniej gotowała się do wyjścia, prawdopodobnie do Mildred.Na to nie było czasu.Chesser zaczął wyjaśniać wszystkie okoliczności.Maren wpadła mu w słowo, mówiąc ze spokojem: - Siv i Britta już nas opuściły.Przy wypłacie dostały roczną pensję.- Nie zawracajmy sobie głowy pakowaniem.- Wszystko jest spakowane.- Skąd wiedziałaś?Na to odparła: - Samochód jest po przeglądzie.Jedyne, co mam jeszcze przed sobą to telefon do Mildred
[ Pobierz całość w formacie PDF ]