[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Will nic nie odpowiedział.Tessa, siedząca koło Jema na twardym siedzeniu, poczuła się rozbita.Jej ubranie było wilgotne, ubrudzone w błocie i trawie.Wewnątrz powozu było zimno.Jem schylił się i znalazł trochę przedarty pled, przykrywając nim ich.Poczuła ciepło, które promieniowało z jego ciała, jakby był rozpalony i walczyła z pragnieniem przysunięcia się do niego i objęcia go.– Zimno Ci, Will? – Spytała, ale on jedynie potrząsnął głową, wciąż wpatrując się niewidzącym wzrokiem na mijającą przez nich wsie.Spojrzała zrozpaczona na Jema.Jem mówił, a jego głos był czysty i bezpośredni.– Will – powiedział.– Myślę… Myślałem, że twoja siostra nie żyje.Will odwrócił wzrok z okna i spojrzał na nich.Gdy się uśmiechnął, był to przerażający uśmiech.– Moja siostra nie żyje – odparł.I to było wszystko, co powiedział.Wjechali do miasta York w ciszy.***Po mało co przespanej poprzedniej nocy, Tessa czuła jak zapada co chwilę w niespokojną drzemkę, co trwało do czasu, kiedy dojechali do dworca kolejowego w York.W mgle wysiedli z powozu i poszli za innymi ludźmi do platformy Londyńskiej.Spóźnili się na pociąg, i niemal go przegapili.Jem przytrzymywał otwarte drzwi przed nią i Willem, dopóki nie wsiedli, a on za nimi, szukając przedziału.Później nie pamiętała drogi, którą podążała, trzymając się kurczowo drzwi by nie upaść, podążając za nimi i wpatrując się w okna, kiedy ruszał pociąg.Widząc Gottshalla stojącego na platformie i patrzącego na nich ciemnymi oczami, z naciągniętym kapeluszem na głowie.Wszystko było dla niej niewyraźną plamą.Nie rozmawiali przez czas, kiedy jechali w pociągu, który przejeżdżał przez wsie, rzucając na nich pochmurne światło.Otaczała ich cisza.Tessa oparła brodę o swoją dłoń uważając, by nie ześlizgnęła się z okna.Zielone wzgórza szybko zniknęły, i pojawiły się małe miejscowości i miasteczka, każdy z małą stacyjka, których nazwa była napisana na złoto, na czerwonym tle.Wieżyczki miast wzrastały w dali.Miasta były coraz większe, aż znikały.Tessa zdała sobie sprawę, że Jem szepcze coś Willowi na ucho, coś po łacińsku.– Me specta, me specta.– ale Will nic nie odpowiadał.Później zdała sobie sprawę, że Jem wyszedł z przedziału, i spojrzała na Willa, i małą odległość między nimi.Słońce zaczęło zachodzić i tworzyło różowy rumieniec na jego skórze, ale także pozbawiając wyrazu jego oczu.– Will – powiedziała delikatnie, sennie.– Ostatnia noc… – Byłeś dla mnie miły, zamierzała powiedzieć.Dziękuję.Spojrzał na nią ostro z błyskiem w jego niebieskich oczach.– Nie było żadnej ostatniej nocy – powiedział przez zęby.Kiedy to powiedział, wyprostowała się, jakby była już rozbudzona.– Och, naprawdę? My tylko myśleliśmy, że południe zmieniło się nagle w ranek? Jak dziwne, że nikt nie zwrócił na to uwagi.Powinnam myśleć, że to jakiś cud, dzień bez nocy…– Nie sprawdzaj mnie, Tessa.– Will zacisnął ręce na kolanach, wbijając w nie paznokcie, ubrudzone w błocie.– Twoja siostra żyje – powiedziała wiedząc, że go prowokowała.– Nie cieszysz się?Pobladł.– Tessa – zaczął, i pochylił się w jej stronę jakby miał coś zrobić, rozbić okno, złapać za ramiona i potrząsnąć, albo trzymać w ramionach i nigdy jej nie puścić.To wszystko kotłowało się w nim.Wtedy drzwi przedziału się otworzyły wszedł Jem niosąc mokrą szmatkę.Spojrzał na Willa i Tessę i podniósł srebrne brwi.– Cud – powiedział.– Ktoś namówił go by mówił.– Tylko po ty, by na mnie mógł nakrzyczeć – powiedziała Tessa.Will wrócił do patrzenia w okno, i nie zwracał na nich uwagi, kiedy rozmawiali.– I tak to początek – powiedział Jem i usiadł przy niej.– Daj mi swoje dłonie.Zaskoczona, Tessa podała mu swoje ręce, i została wstrząśnięta.Były bardzo brudne, błoto tworzyło dziwne wzory na dłoniach, a pod jej paznokciami była ziemia.Przypominała sobie, jak wbijała paznokcie w ziemię w Yorkshire, kiedy szukała gałęzi.Miała nawet krwawiące zdrapanie na knykciach, chociaż nie pamiętała, żeby się zraniła.To nie były dłonie damy.Pomyślała o doskonałych blado różowych dłoniach Jessamine.– Jessie byłaby przerażona – powiedziała żałośnie – powiedziałaby mi, że mam ręce sprzątaczki.– I co, jeśli można powiedzieć, jest w tym haniebnego? – Powiedział łagodnie Jem, czyszcząc brud z jej zadrapań.– Widziałem jak goniłaś nas i automat.Jeśli Jessamine nie wie, że honorem jest krew i brud, nigdy się o tym nie dowie.Czując zimną tkaninę na jej dłoniach poczuła ulgę.Spojrzała na Jema, który był skupiony na zadaniu, a jego grzywka opadała mu na rzęsy.– Dziękuję – powiedziała.– Wątpię, że byłam jakąkolwiek pomocą.Najprawdopodobniej przeszkodą, ale dziękuję, tak czy inaczej.Uśmiechnął się do niej, a słońce wyszło zza chmur.– To dlatego ciebie trenujemy, prawda?– Masz jakikolwiek pomysł, co się mogło zdarzyć? Dlaczego rodzina Willa mieszka w domu Mortmaina, który był kiedyś jego? – Zniżyła głos
[ Pobierz całość w formacie PDF ]