[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Mo¿esz spokojnie uznaæ — zgodzi³ siê Goblin.Ca³e ramiê dziewczyny powolizaczyna³o wygl¹daæ jak porz¹dnie poparzone.— A wiêc zabierzmy go st¹d i zobaczmy, co jeszcze odkryjemy.I niech klatkazostanie wzmocniona, jej pêta zaœ zmienione.Tobo! — Ch³opak patrzy³ nadziewczynê, jakby po raz pierwszy dostrzeg³ w niej kobietê.— Nie mów mi tylko,¿e w³aœnie siê zakocha³.Za³amiê siê, jeœli na dodatek trzeba bêdzie tym siêjeszcze przejmowaæ.— Nie — zapewni³ mnie Wujek Doj.— To nie jest mi³oœæ, jak s¹dzê.Ale to mo¿ebyæ mgnienie przysz³oœci.Chocia¿ próbowa³am naciskaæ, nie powiedzia³ ju¿ nic wiêcej.Wci¹¿ by³ przecie¿Wujkiem Dojem, tajemniczym kap³anem Nyueng Bao.67Zaraz po pora¿ce kolumny odwodów wszystko zaczê³o siê piêknie uk³adaæ.Murgenpowiedzia³, ¿e nikt ju¿ nie jest w stanie nam siê przeciwstawiæ, przynajmniejbez pomocy zza gór.Niestety, pomoc ta by³a ju¿ w drodze.Duszo³apprzemieszcza³a siê na po³udnie drog¹ powietrzn¹, krótkimi, nierównymi skokami,które jednak przybli¿a³y j¹ do celu znacznie szybciej, ni¿ by³oby do tegozdolne jakiekolwiek zwierzê — nawet jeden z magicznych ogierów, pochodz¹cych zWie¿y w Uroku — jednak dalej zdecydowanie wolniej, niŸli nale¿a³o oczekiwaæ pomagicznym dywanie.Dawno, dawno temu Wyjêæ potrafi³ w ci¹gu jednej nocy pokonaæodleg³oœæ miêdzy Przeoczeniem a Taglios.Duszo³ap musia³a odpoczywaæ przez kilka godzin na ka¿d¹ godzinê spêdzon¹ wpowietrzu.Mimo to uparcie d¹¿y³a naprzód.A wp³yw, jakie te wieœci wywar³y na¿o³nierzy, okaza³ siê iœcie elektryzuj¹cy.Skoro zosta³y tylko dni, albo mo¿ewrêcz godziny, wszyscy zakasali rêkawy i wziêli siê do roboty.Prawie nikt siênie obija³, nikt nie marnowa³ si³ na darmo, lecz wszyscy naprawdê porz¹dnieprzyk³adali siê do szlifowania wojskowych umiejêtnoœci.Suvrin by³ na miejscu wraz z ¿o³nierzami i musztrowa³ ich, a¿ bi³y nañ siódmepoty.Chocia¿ by³ z nami od niedawna, zacz¹³ ju¿ traciæ wagê i wyraŸnie by³owidaæ, ¿e ³apie formê.Wkrótce po tym, jak Murgen i Goblin zaczêli do spó³kiwydawaæ regularne raporty o postêpach Duszo³ap, podszed³ do mnie.— Chcia³bym zostaæ z wami, proszê pani — poprosi³.— Czego chcia³byœ? — by³am zaskoczona.— Nie jestem do koñca pewien, czy chcia³bym zostaæ ¿o³nierzem CzarnejKompanii, ale wiem na pewno, ¿e nie chcê tu byæ, kiedy przybêdzie Protektorka.Otacza j¹ s³awa osoby rzadko zwracaj¹cej uwagê na wymowê faktów.To, ¿e i takpró¿ny by³by mój opór wobec was, nie wywrze na niej wra¿enia.— Co do tego z pewnoœci¹ siê nie mylisz.Skoro zdezerterowa³eœ — poniewa¿,wykonuj¹c zlecon¹ ci przez ni¹ pracê, zosta³byœ zabity — ona u³o¿y wszystkotak, ¿e czego byœ nie zrobi³, œmierci i tak nie unikniesz.A jeœli siê da,bêdzie to znacznie mniej przyjemna œmieræ.W porz¹dku, Suvrin.Dotrzyma³eœs³owa i dobrze pracowa³eœ.Zamruga³.— Wiesz, co faktycznie znaczy s³owo „Suvrin"?— Mniej wiêcej tyle co: „m³odszy".Ale teraz jesteœ ju¿ z nim zwi¹zany.Wiêkszoœæ ¿o³nierzy Kompanii nie pos³uguje siê imionami nadanymi im pourodzeniu.A nawet jeœli u¿ywaj¹ imion, to i tak nie pos³uguj¹ siê w³asnymi.Wten sposób odrzucaj¹ swoj¹ przesz³oœæ.I z tob¹ bêdzie tak samo.Skrzywi³ siê.— Zamelduj siê u Mistrza Santaraksity.Póki nie znajdê ci czegoœ do roboty,twoim zadaniem bêdzie asystowanie mu.Ze starego Baladityi nie ma ju¿ wielkiegopo¿ytku.Jest jeszcze gorszy ni¿ Santaraksita, który ju¿ spóŸnia siê zpakowaniem, poniewa¿ ksi¹¿ki wci¹¿ odwracaj¹ jego uwagê.— Santaraksita zdoby³na miejscu kilka antycznych woluminów, które cudownym sposobem przetrwa³yniezliczone katastrofy nawiedzaj¹ce te obszary w ci¹gu ostatnich parudziesiêcioleci.Suvrin sk³oni³ siê.— Dziêkujê.— Kiedy odchodzi³, jego kroki zdradza³y przyp³yw œwie¿ej energii.Podejrzewa³am, ¿e on i Mistrz Santaraksita maj¹ wiele ze sob¹ wspólnego.Cholera, Suvrin nawet potrafi³ czytaæ.Przede mn¹ zmaterializowa³ siê Tobo.— Ojciec kaza³ ci powiedzieæ, ¿e Duszo³ap dotar³a ju¿ do Charandaprash.Ipostanowi³a tam chwilê odpocz¹æ przed pokonaniem Dandha Presh.— Kolejnych kilka godzin ³aski.Œwietnie.Znaczy, ¿e s¹ szansê, i¿ nie znajdzietu ju¿ nic prócz naszych œladów.Jak ci siê uk³ada z matk¹? Zrobi³eœ cokolwiekw tej sprawie?— Ojciec mówi te¿, ¿e masz ustawiæ kogoœ z rogiem alarmowym, kto zadmie wmomencie, gdy Protektorka znajdzie siê niebezpiecznie blisko.I ¿e powinnaœ ju¿odwo³aæ patrole obserwuj¹ce prze³êcz, na wypadek gdyby Duszo³ap odechcia³o siêjednak odpoczywaæ.To by³ faktycznie dobry pomys³.Pop³och i Rzeko³az mieli pecha, ¿e znaleŸli siê blisko, kiedy akurat spojrza³amw tê stronê.Wys³a³am ich, ¿eby œci¹gnêli wartowników.— Tobo, nie mo¿esz ignorowaæ swej matki.Skoñczy siê na tym, ¿e bêdzie miêdzywami gorzej, ni¿ by³o miêdzy ni¹ a twoj¹ babk¹.— Œpioszka.dlaczego mi po prostu nie pozwolisz dorosn¹æ?— Poniewa¿ jesteœ jej dzieckiem, ty idioto! Nie rozumiesz tego? Nawet kiedybêdziesz mia³ dwa razy tyle lat co Jednooki, wci¹¿ bêdziesz jej dzieckiem.Jedynym dzieckiem, którego nie zabra³ okrutny los.Pamiêtasz przecie¿, ¿e twojamatka mia³a jeszcze inne dzieci i straci³a je?— No.tak.— Nigdy nie mia³am dzieci.Nigdy nie chcia³am ich mieæ.Po czêœci dlatego, ¿epotrafiê sobie wyobraziæ, jak¹ potwornoœci¹ mo¿e byæ obserwowanie œmierciw³asnego cia³a i krwi i niemoc zaradzenia temu.Dla was, Nyueng Bao, rodzinajest rzekomo nadzwyczaj wa¿na.Chcê, ¿ebyœ od³o¿y³ na bok to, co teraz robisz.Ju¿.A teraz idŸ i usi¹dŸ na tamtym g³azie.I przez najbli¿sze dwie godzinyspróbuj nie myœleæ o niczym innym, jak tylko o tym, ile dla twojej matkiznaczy³o przygl¹danie siê, jak umieraj¹ twój brat i siostra.Pomyœl o tym, jakbardzo musia³o jej zale¿eæ, ¿eby nigdy wiêcej nie przechodziæ przez to samo.Pomyœl o tym, jak to jest byæ ni¹, po tym wszystkim, przez co przesz³a.Jesteœbystry dzieciak.Potrafisz to sobie wyobraziæ.Kiedy dostatecznie d³ugo przebywasz z pewnymi ludŸmi, potrafisz intuicyjniewyczuæ ich reakcjê.Nie mia³am wiêc k³opotów z wyobra¿eniem sobie, jakpocz¹tkowo obrusza siê, chc¹c mi przypomnieæ, ¿e by³am m³odsza, ni¿ on jestteraz, gdy przysta³am do Kub³a i Kompanii — co rzecz jasna niewiele mia³obywspólnego z meritum argumentacji, ale co stanowi narzêdzie, za jakie czêstochwyta siê w jego wieku.— Jeœli chcesz coœ powiedzieæ, najpierw zastanów siê, czy ma to sens
[ Pobierz całość w formacie PDF ]