[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Czyli mamy go obserwować i czekać? – spytała Knight.Soames wyszczerzył radośnie zęby, jakby uczestniczył w grze, która sprawiała mu ogromną frajdę.– Wykorzystamy jego determinację w poszukiwaniu odpowiedzi, by skłonić go do udzielenia nam pomocy.– To będzie niebezpieczne – stwierdził Carvelli.Soames uśmiechnął się jeszcze szerzej i Accosta musiał stłumić w sobie odrazę do tego człowieka.– Oczywiście.Zwłaszcza dla niego.Część drugaPRAWDA DUCHOWA28RzymCztery dni późniejW Wiecznym Mieście było niezwykle ciepło i wilgotno jak na październik i koszula kleiła się Flemingowi do pleców, kiedy przebijał się przez tłum turystów na placu Świętego Piotra.W mglistym świetle słońca spojrzał przymrużonymi oczami na zegarek – zostało mu jeszcze dwadzieścia minut do spotkania.Przez ostatnich kilka dni na próżno usiłował skontaktować się z Amber Grant.Nie miał numeru jej komórki, a pod numerem telefonu domowego w Pacific Heights w San Francisco zgłaszała się automatyczna sekretarka.W Optriksie poinformowano go, że Amber jest na miesięcznym urlopie.Kiedy wyjaśnił, że jest jej lekarzem, w odpowiedzi usłyszał, że nie mogą udostępnić mu jej numeru kontaktowego jako osobie, według zarządu Barley Hall, podejrzanej o błąd w sztuce lekarskiej.Recepcjonistka hospicjum w okręgu Marin, do którego zadzwonił, by spytać o Gillian Grant i zostawić wiadomość dla jej córki, była równie małomówna.Zrozumiał wówczas, że Virginia Knight dyskretnie podkopuje jego reputację.W prasie pojawiały się już niepotwierdzone relacje, w których przedstawiany był jako człowiek „genialny, ale chorobliwie ambitny”, skłonny „poświęcić życie brata w pogoni za sławą”.A kiedy poprzedniego dnia zadzwonił do swojego biura, nawet Frankie Pinner była wyraźnie podenerwowana i szybko się rozłączyła: nie wolno jej z nim rozmawiać, powiedziała przepraszającym tonem, dopóki „sytuacja się nie wyklaruje”.Kiedy wyczerpał wszystkie inne możliwości, przyjechał do Rzymu.Mimo upału, spalin i hałasu wypełniającego duszne powietrze majestatyczna kopuła Bazyliki Świętego Piotra lśniła na tle nieba.Otwarte ramiona otaczających ją z dwu stron kolumnad Berniniego zdawały się przygarniać Fleminga na łono Kościoła.Kiedy katolicyzm zaczął chylić się ku upadkowi, ta forteca wiary stała się niczym więcej jak tylko zachwycającym tematycznym parkiem rozrywki, muzeum upamiętniającym wielkie niegdyś imperium.W kłębiącym się tłumie było niewielu pielgrzymów; to przeważnie turyści zwiedzali kulturalny odpowiednik Disneylandu.A najbardziej upokarzające było to, że wielu z nich nosiło czerwony krucyfiks Kościoła Prawdy Duchowej.Fleming wszedł do cichego, chłodnego wnętrza wielkiej katedry i spojrzał w górę na ogromną kopułę zaprojektowaną przez Michała Anioła.Nie poczuł złośliwej satysfakcji.Ponadczasowe piękno Bazyliki Świętego Piotra budziło pokorę; miejsce to było tak przesiąknięte historią, że wystarczyło przyłożyć ucho do filarów, by usłyszeć jego sekrety.Rzym istniał jako miasto więcej niż dwadzieścia pięć wieków, z czego przez piętnaście pozostawał głównym ośrodkiem wiary chrześcijańskiej.Fleming zapalił bratu świecę i patrzył, jak płomyk posyła w górę kłęby zwiewnego dymu.Cokolwiek myślał o religii, uczeni przez stulecia prowadzili tu badania nad ludzką duszą.On sam był tylko ateistą, który wyruszał w nieznane, mając za busolę kilka naukowych prawd.Nie dlatego jednak skontaktował się z ojcem Peterem Rigą.Zadzwonił do niego, bo Amber wpisała go jako najbliższego krewnego w formularzu, który wypełniła po przyjęciu do Barley Hall.Był ostatnim ogniwem łączącym Fleminga z nią.Choć Riga przez telefon zachowywał wielką rezerwę, zgodził się na spotkanie.Fleming wyszedł z bazyliki i skierował się dusznymi ulicami do najbliższego postoju taksówek.Po kilku minutach był już na drugim brzegu Tybru, pod siedzibą główną Towarzystwa Jezusowego: usmolonym, okazałym barokowym gmachem Collegio di Propaganda Fide projektu Borrominiego.Wszedł do środka i znalazł się w innym świecie, z dala od zamętu, blasku i zgiełku rzymskich ulic.Wśród marmurów panowała cisza.Przedstawił się w recepcji i młody człowiek w czarnej sutannie zaprowadził go wielkimi schodami na górę.Gabinet ojca Petera Rigi znajdował się na ostatnim piętrze, na końcu długiego ciemnego korytarza.Po szacunku, z jakim młody jezuita zapukał do drzwi, widać było, że Riga zajmuje wysoką pozycję w Towarzystwie.– Proszę – zagrzmiał amerykański głos.Pokój był skromny, ale wygodny: biurko z mosiężną lampką i laptopem, zastawione książkami regały, dwa wysokie okna, wytarty dywan na marmurowej podłodze i dwa proste krzesła przy małym stole.Każdy element wystroju był piękny sam w sobie – w regałach wyrzeźbiono arabeski, oprawy i tłoczenia książek wykonano ze skóry – ale podziw budziło zwłaszcza zabytkowe biurko z orzecha, prawdziwe arcydzieło.Za nim, okolony złocistym światłem z jednego z wysokich okien, siedział barczysty mężczyzna o krótko ostrzyżonych kręconych siwych włosach, hardej, ogorzałej twarzy i przenikliwych niebieskich oczach.Wstał na powitanie Fleminga; był niski, miał nie więcej niż metr sześćdziesiąt pięć wzrostu i szeroką pierś zapaśnika
[ Pobierz całość w formacie PDF ]