[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie potrzeba żadnych nożyc.- Ojciec, mimo braku jakichkolwiek związków z Kościołem, obiecał, że w wolnych chwilach będzie przychodził i zajmował się owcami.Przyszłam do niego z dziewczynkami z kościelnego parkingu.Sarę trzymałam na rękach, mimo że w Madison powiedziałam jej, że ma już cztery latka i jest o wiele za duża na to, żeby ją mama nosiła.Emily uśmiechnęła się po raz pierwszy od chwili, kiedy zapakowałam obie córki i trzy walizki do volkswagena garbusa.- Dziaaadek! - wrzasnęła.Kiedy doszłyśmy do muru cmentarnego, Sara ześlizgnęła się po mojej nodze na ziemię.Na nasz widok ojciec obrócił się i upuścił grabie.Emily przelazła przez murek, przerzucając nogę, jakby dosiadała konia, a ja podsadziłam Sarę, która do niej dołączyła.Kiedy ojciec zaprezentował im owce, Sally, Edith i Phyllis, pokazał, jak się nimi zajmuje, jak czyści drewnianą szopkę i napełnia miski wodą i jedzeniem, a na koniec jeszcze porozmawiał z Emily o pewnym łobuzie, którego się bała, obie za-częły się bawić wśród grobów.Odeszliśmy z ojcem kawałek i kiedy opuściliśmy starą część cmentarza i weszliśmy do nowszej, gdzie za utrzymanie trawy odpowiadały kosiarki, a nie owce, ojciec powiedziałspokojnie:- Widzę to po twojej twarzy.- Rozwodzimy się - wyznałam.W milczeniu usiedliśmy na białej marmurowej ławce - darze pewnej rodziny, która w wypadku samochodowym straci-ła trzy osoby.108W dalszym ciągu nic nie mówiliśmy, ale po chwili zaczę-łam płakać.- Zawsze, będąc na cmentarzu, myślę o tym, ile jest tu życia - powiedział ojciec.- Kwiaty i trawa rosną lepiej niż gdziekolwiek indziej.Położyłam mu głowę na ramieniu.Przy Jake'u osiągnęłam pewien poziom serdeczności, której wiedziałam, że mi będzie brakowało.Wyczułam skrępowanie ojca niemal natychmiast.Odwrócił się nieznacznie, a ja usiadłam prosto.- Widziałaś się z mamą? - zapytał.- Nie zdobyłam się na to.Zadzwoniłam z budki telefonicznej i powiedziała mi, gdzie jesteś.- Wracasz do domu?- Chciałabym być blisko was, ale myślę, że dziewczynki potrzebują.- Oczywiście - powiedział ojciec.- Oczywiście.Widziałam, jak pracują jego szare komórki.Przypomniałmi się mały oszklony zegar, który stał u niego na komodzie, i obracające się mosiężne kółka zębate, które tak lubiłam obserwować jako dziecko.- Pan Forrest ma przyjaciela, agenta nieruchomości -podjął ojciec.- Budują nowe osiedle niedaleko tego miejsca, które kiedyś oglądaliśmy z mamą.Ładne, jednopiętrowe do-my, mieszkania jednopoziomowe.- Ale.- To będzie prezent ode mnie.- Poklepał mnie po ręce.Wstałam i wygładziłam spódnicę.Podróż z Wisconsin była długa i w upale.Z poczuciem winy patrzyłam na jego plecy, kiedy szedł w stronę cmentarza i swoich wnuczek.Nie chcia-łam go wykorzystywać.6Nie pamiętam, kiedy Hamish się obudził.Przez cały ten czas, kiedy spał, patrzyłam w ciemność, na wieże elektrowni atomowej, i myślałam o ojcu.W nocy, ale nie o żadnej określonej godzinie, światła Limerick zaczynają świecić najpierw czerwono, a potem zielono- jakby jeden kolor był odpowiedzią na wezwanie drugiego.Zawsze wyobrażałyśmy sobie z Natalie, że jest to sygnał SOS, jakby mieszkańcy zostali uwięzieni w stopionym rdzeniu elektrowni i pod osłoną ciemności porozumiewali się z tym, co nieznane - na zewnątrz.Kiedy wyciągnął do mnie rękę, zdążyłam już o wszystkim zapomnieć - nie wiedziałam, skąd się tu wzięłam.- Zawsze wierzyłem, że mam gdzieś na świecie żeńskiego bliźniaka - powiedział.Patrzyłam na niego bezmyślnie, ale ciężar jego dłoni na moim udzie gwałtownie przywołał mnie do rzeczywistości.- To nie jest żadna bzdura ani zagrywka, ja na to nie pod-rywam - dodał.110Pocałowałam Hamisha wolno, jakby te jego dziecinne marzenia były rzeczywistością - że jesteśmy adoptowani, że spa-dliśmy z nieba, że nasi rodzice tak naprawdę nie są naszymi rodzicami, tylko hologramami świadczącymi o tym, że istnieje jakiś inny świat, do którego można uciec.Gdzieś w dali światła zapalały się i gasły, a tu, w samochodzie, Hamish przysunął się do mnie.Poczułam jego cię-żar, oddech i sprężystość.Sięgnął do siedzenia kierowcy, podniósł do góry dźwignię i moje siedzenie odjechało do tyłu.Żadne z nas nie odezwało się słowem.Przez chwilę zmagali-śmy się z dźwignią biegów i kierownicą, ale nasza determinacja była obopólna i całkowita.Wiedziałam, że nie odjadę z tego miejsca na wzgórzu, dopóki oboje - zarówno Hamish, jak i ja - nie zostaniemy zaspokojeni każde w swojej odrębnej próżni.Był to seks determinacji i woli, seks wysiłkowej wspi-naczki górskiej i odhaczania zdobytych celów na sporządzo-nej zaledwie przed chwilą liście.Namiętność brała swą siłę z ograniczonej ilości powietrza i czasu, no i, oczywiście, smaku zakazanego owocu.Kiedy odnaleźliśmy to właściwe miejsce - niby dwoje pacjentów z gorączką, dotkniętych swędzącą wysypką - byłam w połowie tylnego siedzenia, z głową odchyloną niemal pod kątem prostym.Hamish, wsparły na rękach, starał się mak-symalnie mnie odciążyć.Patrząc przed siebie, widziałam tylko ciepły, wilgotny margines pomiędzy naszymi podbrzu-szami, podczas gdy jego głowa unosiła się w górę, do sufitu.Zamknęłam oczy i poczułam uderzenie jego bioder.Za nic nie opuściłabym samochodu ani nie zrezygnowała z tej chwili.Byłam zdecydowana ścigać bestię, która od najwcześniejszych lat mojego dzieciństwa chciała zamordować moją matkę.111Doszłam do wniosku, że aż do dzisiaj była to tylko niewinna potrzeba, którą nosiłam w sobie jak chandrę, nieobowiązują-ca, ale zawsze obecna - w jakimś sensie część całości.Pomiędzy obojczykiem a lewym bicepsem Hamish miał tatuaż, którego dotychczas nie zauważyłam.Zawsze byłam zdania, że tatuaże to coś bardzo głupiego - coś takiego jak zamó-wienie frappuccino do góry nogami - co ludzie bez żadnego wyraźnego kierunku traktują jako sposób na określenie swojej tożsamości.Gapiłam się teraz na ten tatuaż, czując, jak wzbierają we mnie z jednej strony mdłości, a z drugiej roz-bawienie.Tatuaż był okrągły, rodem z podmiejskiego centrum handlowego, „orientalny” w stylu i niewątpliwie wyko-nany w Thad's Parlor koło sklepu z częściami samochodo-wymi.Widać było niebieskie detale - ogon smoka - a gdy się go prześledziło wzrokiem, także i głowę, która go połykała.- Jezu, Hell - dyszał koło mnie Hamish.- Pieprzyć, pieprzyć!- Dzięki, Hamish - powiedziałam.- Ależ bardzo cię proszę.- Muszę jechać do domu.Hamish poruszył się, żeby spojrzeć na zegarek, i usiadł.Dopiero wtedy pomyślałam o Natalie.Wyobraziłam ją sobie na randce z przedsiębiorcą z Downingtown.Przypomniało mi się, jak, kiedy byłyśmy dziewczynkami, cytowała wiersz Emily Dickinson: Nie mogłam stanąć i czekać na śmierć/Ona sa-ma mnie podwiozła - uprzejma*[Emily Dickinson Me mogłam stanąć i czekać na śmierć, przekł.Stanisław Barańczak].Stała na 112pointach w pogardzanych baletkach i na końcu każdej linijki wirowała dookoła swojej osi, aż w końcu, oszołomiona i lekko pijana brandy, którą ukradłyśmy jej matce, padała na łóżko w moje ramiona.- Śmierć? - Spojrzała na mnie pytająco
[ Pobierz całość w formacie PDF ]