[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mia³am cztery dni wolne, wiêc spakowa³amSally i pojecha³am na pó³noc, w Coppers Range.To moje ulubione miejsce wNevadzie.Ralph odnosi³ wra¿enie, ¿e siê broni, t³umaczy, jakby ktoœ kiedyœ zarzuci³ jejcoœ w zwi¹zku z tak¹ wycieczk¹.Billingsley tymczasem drgn¹³, jakby budzi³ siêze snu, najprawdopodobniej snu, w którym piêty Audrey Wyler wbija³y mu siê wchude poœladki.- Sally? - powtórzy³.- Jak siê ma Sally?Zaskoczona, kobieta patrzy³a na niego przez chwilê, a potem uœmiechnê³a siêserdecznie jak ma³a dziewczynka.- Bardzo dobrze, dziêkujê.- ¯adnych œladów po naci¹gniêciu?- ¯adnych.Ok³ady okaza³y siê doskona³e.- Mi³o mi to s³yszeæ.- O czym wy mówicie? - zdziwi³ siê Marinville.- Leczy³em jej konia mniej wiêcej przed rokiem - wyjaœni³ stary.- To wszystko.Ralph nie by³ pewien, czy pozwoli³by temu cz³owiekowi choæby zbli¿yæ siê doswojego konia, gdyby mia³ konia; nie by³ nawet pewien, czy odda³by w jego rêcebezpañskiego psa, ale byæ mo¿e przed rokiem weterynarz prezentowa³ siê znacznielepiej.Jeœli ktoœ pije na serio, rok mo¿e spowodowaæ spore zmiany.I to wcalenie na lepsze.- Stawianie Grzechotnika na nogi by³o doœæ wyczerpuj¹ce - mówi³a dalej Audrey.- Zw³aszcza ¿e przestawiono siê z pryskania na emitery.Kilka or³Ã³w zdech³o.- Kilka! - przerwa³ jej Billingsley.- Niech pani da spokój i mówi z sensem.- No dobrze, dobrze, ³¹cznie oko³o czterdziestu.W skali gatunku nie by³a towielka strata, w Nevadzie jest mnóstwo or³Ã³w.O czym pan doskonale wie,doktorze.Podobnie jak ci zieloni.A mimo wszystko traktuj¹ ka¿d¹ sztukê,jakbyœmy zabili dziecko.Chodzi im o jedno, wy³¹cznie o jedno, o powstrzymaniewydobycia miedzi.Bo¿e, czasami doprowadzaj¹ mnie po prostu do sza³u.Przyje¿d¿aj¹ zgrabnymi zagranicznymi samochodami, w ka¿dym ze dwadzieœcia kiloamerykañskiej miedzi i próbuj¹ nam udowodniæ, ¿e jesteœmy gwa³c¹cymi MatkêZiemiê potworami.Ci ludzie po.- Proszê pani - przerwa³ jej Steve.Mówi³ cicho, spokojnie.- Proszê pani, niktz nas nie nale¿y do Greenpeace.- Oczywiœcie, oczywiœcie.Chcê tylko powiedzieæ, ¿e wszyscy czuliœmy siêcholernie g³upio z powodu or³Ã³w, jastrzêbi i kruków te¿, jeœli ju¿ o to chodzi,chocia¿ ci kochankowie drzew opowiadaj¹ o nas takie rzeczy.- Powiod³a wzrokiempo obecnych, jakby chcia³a sprawdziæ, czy bez zastrze¿eñ uwierzyli w jejszczeroœæ.- MiedŸ ³ugujemy kwasem siarkowym.Naj³atwiej jest dokonaæ tegoprzez natryskiwanie maszynami przypominaj¹cymi trochê wielkie nawadniacze dotrawników.Czasami zostawiaj¹ ka³u¿e kwasu.Ptaki je widz¹, zlatuj¹, by napiæsiê i wyk¹paæ, i zdychaj¹.Nie jest to ³atwa œmieræ.- Nie - zgodzi³ siê z ni¹ Billingsley, mrugaj¹c za³zawionymi oczami.- Kiedy wChiñskiej Jamie.i w Desatoya.wydobywano z³oto, jeszcze w latachpiêædziesi¹tych, powstawa³y ka³u¿e cyjanku.Równie obrzydliwego.Tylko ¿e wtedynie by³o zielonych i innych kochanków drzew.Firma mia³a ³atwiejsze ¿ycie,prawda, panno Wyler?Wsta³, podszed³ do baru, nala³ sobie niewielk¹ porcjê whisky i wypi³ j¹ jednym³ykiem, jak lekarstwo.- Móg³bym te¿ tak¹ dostaæ? - spyta³ Ralph.- Tak jest, szanowny panie, nie widzê przeszkód.Billingsley wrêczy³ mu drinka, po czym przygotowa³ jeszcze parê szklanek.Zaproponowa³ ciep³¹ colê i soki, lecz pozostali zadowolili siê nie gazowan¹wod¹ mineraln¹; nala³ im j¹ z du¿ych plastikowych butelek.- Zdjêliœmy natryskiwacze i zast¹piliœmy je emiterami - mówi³a dalej Audrey.-Jest to system kropelkowy, dro¿szy od natryskiwania, znacznie dro¿szy, ale niepozostawia zwabiaj¹cych ptaki ka³u¿y.- Nie pozostawia - przytakn¹³ stary i nala³ sobie drug¹ niewielk¹ porcjê.Znad krawêdzi szklanki znów z napiêciem wpatrywa³ siê w nogi Audrey.5Czy¿by pojawi³ siê problem?Zapewne nie, jeszcze nie.lecz mo¿e siê pojawiæ, jeœli w³aœciwe kroki niezostan¹ podjête natychmiast.Stwór wygl¹daj¹cy jak Ellen Carver siedzia³ za biurkiem w pustym terazareszcie.G³owê mia³ uniesion¹, oczy b³yszcza³y mu mocno.Wiatr wy³ miarowo, az nieco bli¿szej odleg³oœci dobiega³ stuk pazurów ³ap wchodz¹cego po schodachzwierzêcia.Ucich³, gdy znalaz³o siê przy drzwiach.Rozleg³ siê krótki,chrapliwy warkot i popchniête pyskiem drzwi otworzy³y siê.Puma by³a du¿a jak na samicê, mia³a byæ mo¿e metr osiemdziesi¹t od pyska dozadu, a gruby, poruszaj¹cy siê w tej chwili wahad³owo ogon dodawa³ jej jeszczemetr.Wesz³a do aresztu na ugiêtych ³apach, szoruj¹c niemal brzuchem po ziemi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]