[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak strzeli³.Trafisz do Alkawy, a jaknie, to nad rzekê.A potem ju¿ tylko wzd³u¿ rzeki.Jestem tutaj jedynymjeŸdŸcem, ale ja jechaæ nie mogê.Z ³uczników ty akurat trzymasz siê w siodlenajlepiej.Bêdziemy tu siedzieæ, Elwina.Tu, w tym lesie.I prêdzej albopóŸniej nas dopadn¹.Chyba ¿e sprowadzisz pomoc.No ju¿.Przygotuj siê dodrogi.Dziewczyna odesz³a.Rawat wydal rozkaz zwiniêcia obozu i przeniesienia go jaknajdalej w g³¹b lasu.Wozy mia³y posuwaæ siê dopóty, dopóki to bêdzie mo¿liwe.Zarz¹dziwszy co trzeba, setnik osobiœcie przygotowa³ konia do drogi.Zdawa³sobie sprawê, jak niewielkie dziewczyna ma szansê.Niemniej jednak — wiêksze,ni¿ wszyscy oni tutaj.Siedz¹cy w samym œrodku zajêtego przez najró¿niejszezgraje terenu i czekaj¹cy, kiedy Alerowie na nich wpadn¹.Podobnie myœla³, wyprawiaj¹c w drogê Dorlota.Uderzy³o go to i sposêp­nia³, boby³o niczym z³a wró¿ba.Wyprawi³ ju¿ na œmieræ jednego ¿o³nierza.Terazwyprawia³ drugiego.Powoli, starannie skróci³ strzemiona do d³ugoœci nóg dziewczyny.Gdy znalaz³asiê w siodle, jeszcze trochê poprawi³.Obejrza³ siê na wieœniaków, coraz g³êbiej wchodz¹cych do lasu.Znikali ju¿ pozadrzewami.— JedŸ, malutka — rzek³ cicho, niemal tkliwie.Dziewczyna nie wiedzia³a, co powiedzieæ.Stali i patrzyli na ni¹ wszyscytowarzysze.Siedz¹ca na wozie z rannymi ¿o³nierzami Agatra machnê³a rêk¹.— JedŸ, Elwina.Dziewczyna wyjecha³a z lasu i niepewnie puœci³a konia k³usem.Coœ œcis­nê³oRawata za gard³o.Sk³ada³ los tylu ludzi w rêce takiego jeŸdŸca.By³a ju¿daleko, gdy odwróci³ siê i powiedzia³:— Ruszaæ.Kieruj¹cy wo³ami ³ucznik zacz¹³ manewrowaæ ciê¿kim wozem.Rawat raz jeszczerzuci³ okiem na step — i zobaczy³ z³otych Alerów.Wy³onili siê z lasu — tego samego, który s³u¿y³ jego ludziom za kryjówkê.Kilkastworów rzuci³o siê w pogoñ za samotn¹ figurk¹ na stepie.Ujrzawszy ich d³ugie,œmig³e skoki, Rawat poj¹³, ¿e dziewczyna jest bez szans.W sakwie ze szczêœciem, które Niepojêta Pani trzyma³a dla setnika, ju¿ od dawnanie by³o nic.Krzykn¹³ nieg³oœno, zatrzymuj¹c swych ¿o³nierzy.Po chwili stali obok —bezsilni, jak on sam.Z lasu coraz liczniej wy³ania³y siê pokraczne sylwetki, to niezgrabnierozko³ysane na krótkich, zginaj¹cych siê do ty³u nogach, to znów, wsparte nad³ugich ramionach, szybko i zrêcznie sun¹ce w postawie czworono¿nej.Wszyst­kiecia³a pokrywa³o jednakowe, szorstkie, rude futro.Z odleg³oœci æwierci mili nieby³o widaæ szczegó³Ã³w — ale w oddziale Rawata dobrze te szczegó³y wszyscyznali.£atwo mogli siê domyœleæ wyrazu ciemnych, p³askich twarzy-pysków oszerokich nozdrzach, z wyszczerzonymi zêbami o kwadratowym kszta³cie; wœródtych zêbów tylko k³y by³y d³ugie i ostro zakoñczone.Horda pó³-zwierz¹t odkry³aœlady ludzi i wozów.— Panie! — powiedzia³ Doltar.Las, od Trzech Wsi ci¹gn¹cy siê prosto z po³udnia na pó³noc, zakrêca³ w tymmiejscu, gdzie stali; jego œciana bieg³a niemal prosto na pó³nocny zachód.Pomiêdzy drzewami by³o trochê przeœwitów i Doltar wskazywa³ rêk¹ w³aœnie napó³nocny zachód ku pó³nocy.Zbli¿a³o siê stamt¹d kilkudziesiêciu jeŸdŸców nawehfetach.Na stepie dzia³o siê coraz wiêcej, coraz wiêcej i wiêcej.Zdyszani zpodniecenia ¿o³nierze patrzyli to na z³ot¹ zgrajê wêsz¹c¹ wokó³ œladów, to natrzy potwory mkn¹ce za Elwin¹, to znowu na srebrnych wojowników — a wreszciedaleko za ich plecy.By³ tam nastêpny du¿y oddzia³! Gdyby srebrna zgraja doœæszybko pokaza³a siê z³otym, byæ mo¿e usta³by poœcig za ma³¹ ³uczniczk¹.I byæmo¿e.Ale nie, bo Agatra nagle powiedzia³a:— To s¹.to s¹ nasi.Rawat chwyci³ j¹ za ramiê.— Co ty powie.Alkawa?! £uczniczka zaprzeczy³a.— Nie, to nie jest Alkawa.Nasi, panie! Siedz¹ na kasztanach.Wierzchowce dla stanic dobierano maœci¹.Tak¿e i po to w³aœnie, by konneoddzia³y ³atwo mog³y rozpoznawaæ siê z daleka.Ale Alkawa mia³a konie gniade,wiêc z tej odleg³oœci bardzo podobne do kasztanów!Agatra, jakby s³ysz¹c myœli Rawata, rozwia³a ostatnie w¹tpliwoœci:— To nie s¹ czarne grzywy.Patrz, panie, zbli¿aj¹ siê przecie¿, co, niewidzisz jeszcze?Widzieli wszyscy.Na karku srebrnej zgrai jecha³a pó³setka konnych ³uczników z Erwy!— Nie, na Szerñ.—wybe³kota³ Rawat.Srebrna zgraja dopiero teraz spostrzeg³a, ze jest œcigana.Wojownicy zawracaliwehfety — i ostatnia szansa ocalenia Elwiny przepad³a.Prysnê³a tez nadzieja,ze srebrni wezm¹ na siebie czêœæ wysi³ku pokonania z³otej grupy.Którakolwiekze stron by przegra³a, mog³o to przynieœæ tylko po¿ytek ludziom.Przecie¿ucierpieliby tak¿e zwyciêzcy.Gdzie dwóch siê bije.Có¿ — skorzystaæ mia³o akurat Z³ote Plemiê.Rawat z bólem ogl¹da³ popisy swoich jeŸdŸców.Wiedzia³, kto ich prowa­dzi.Takumia³a tylko Tereza.Nawet on, siedz¹c na rozpêdzonym koniu, nie potrafi³ takbezb³êdnie oceniaæ odleg³oœci, szybkoœci swojej i przeciwnika, wybieraæ punktówspotkania.Alerowie mknêli na z³amanie karku, chc¹c zgnieœæ przeciwnikaszybkoœci¹ i dwukrotnie wiêksz¹ liczb¹.Rawatowi wyda³o siê, ¿e s³yszy odleg³y,ostry dŸwiêk œwistawki.Sun¹ca w szyku, wyci¹gniêtym k³usem, armektañskajazda rozpad³a siê na dwie równe grupy i p³ynnymi ³ukami rozesz³a na boki,zmuszaj¹c zgrajê do zmiany frontu, a wiêc trudnego manewru w pe³nym bieguwehfetów.Urywany, wysoki gwizd zawibrowa³ znowu — i oskrzydlaj¹ce Alerówoddzia³y rozdzieli³y siê raz jeszcze: z ka¿dej strony po³owa jeŸdŸców dalejg³adko, ale ju¿ galopem, przeskrzydla³a zgrajê, gdy druga po³owa, wci¹¿ id¹cwyci¹gniêtym k³usem, wraca³a w œrodek pola, na spotkanie bliŸniaczegooddzia³u.Po³¹czy³y siê, szyk by³ równy! I ci¹gle spo­kojny k³us!.SrebrnePlemiê po raz drugi ujrza³o przed sob¹ szar¿uj¹cych jeŸdŸców, gdy na skrzyd³achkonni ³ucznicy uciekali ju¿ na ich ty³y, napinaj¹c ³uki w galopie.w pe³nymcwale! Gdziekolwiek nie zwróciliby siê Alerowie ca³oœci¹ swoich si³—mielibyjakiœ oddzia³ za plecami.Zgraja podzieli³a siê wiêc — ale ten podzia³ polega³na pójœciu w rozsypkê.Z³o¿one manewry jazdy by³y rzecz¹ niezwykle trudn¹, wobliczu wroga mogli sobie na to pozwoliæ tylko œwietni dowódcy maj¹cy doskonalewyszkolonych ¿o³nierzy!.W luŸny, rozproszony szyk wroga Armektañczycy uderzyli z przodu jak piêœci¹, pobokach zaœ zmieszali, co siê da³o, odskoczyli w step, ci¹gn¹c za sob¹pojedynczych jeŸdŸców, znowu zawrócili, zmietli luŸnych Alerów jak wióry i —po³¹czyli siê z uderzaj¹c¹ od czo³a grup¹, która przesz³a przez zgrajê jakprzez kupê pierza.Poch³oniêty obrazem b³yskawicznie i po mistrzowsku rozgrywanej bitwy, Rawatprawie zapomnia³ o z³otych [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •