[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.P postarał się, abym ani na chwilę nie została sama z Barberem Cruikshankiem.Oni (Barber) poprosili, żebym ich odwiedziła, jeśli kiedykolwiek będę w Kornwalii.G.P.powiedział: - Do zobaczenia któregoś dnia.-Jakby wcale mu na tym nie zależało.Powiedziałam Caroline, że spotkałam go przypadkiem.Usprawiedliwiał się (kłamstwo).Jeżeli wolałaby, żebym się z nim nie widywała, to nie będę.Ale uważam jego towarzystwo za inspirujące, był pełen pomysłów, potrzebne mi było widywanie takich ludzi.To brzydko z mojej strony, wiedziałam, że ona postąpi przyzwoicie, jeśli przedstawię to w taki sposób.Jestem panią swego losu i tak dalej.Ona na to: - Kochanie, wiesz, że jestem ostatnią osobą, którą można posądzać o pruderię, ale jego reputacja.musi być ogień, skoro jest tyle dymu.- Słyszałam o tym.Potrafię się pilnować.To jej wina.Nie powinna się upierać, żeby nazywać ją Caroline i traktować pod wieloma względami jak małą dziewczynkę.Nie mogłam szanować jej jako ciotki.Jako doradcy.Wszystko się zmienia.Nie przestaję o nim myśleć: o tym, co powiedział i co ja powiedziałam, i jak żadne z nas naprawdę nie rozumiało, o co chodziło temu drugiemu.Nie, on chyba rozumiał.Ocenia możliwości o tyle szybciej ode mnie.Tutaj dorastam tak szybko.Jak grzyb.A może straciłam wyczucie równowagi? Może to wszystko tylko sen? Nakłuwam własne ciało ołówkiem.Ale to może też jest sen.Gdyby teraz stanął w drzwiach, padłabym mu w ramiona.Chciałabym, żeby przez całe tygodnie trzymał mnie za rękę.Wydaje mi się, że teraz mogłabym kochać go także w inny sposób, w jego sposób.23 października.Mam okres.Jestem straszna dla K.Żadnej litości.Na domiar wszystkiego jeszcze ten brak prywatności.Zmusiłam go, żeby dziś rano pozwolił mi pospacerować po zewnętrznej piwnicy.Zdawało mi się, że słyszę pracujący traktor.I wróbla.Wróble tak bardzo się kojarzą z dziennym światłem.Samolot.Rozpłakałam się.Wszystkie moje emocje są tak pogmatwane jak u przestraszonych małp w klatce.Ostatniej nocy miałam wrażenie, że wariuję, więc pisałam, pisałam, pisałam, przenosząc się tym samym w inny świat.Żeby uciec chociaż duchem, jeśli nie w rzeczywistości.Żeby udowodnić, że tamten świat jeszcze istnieje.Robiłam szkice do obrazu, który namaluję, kiedy będę wolna.Widok ogrodu przez drzwi.Wyrażone słowami to brzmi głupio.Ale ja widzę to jako coś specjalnego, czerń, umbra, ciemna szarość, tajemnicze geometryczne formy w cieniu prowadzące do odległego, miękko-biało-miodowego kwadratu wypełnionych światłem drzwi.Rodzaj horyzontalnego szybu.Odesłałam go zaraz po kolacji i kończyłam Emmę.Ja jestem Emmą Woodhouse.Współczuję razem z nią, rozumiem ją, odczuwam jak ona.Odznaczam się innym rodzajem snobizmu, ale rozumiem jej snobizm.Jej pedanterię.Podziwiam ją.Wiem, że postępuje źle, usiłuje organizować życie innych, nie dostrzega, że pan Knightley to mężczyzna jeden na milion.Zachowuje się głupio, a jednak wiemy, że w zasadzie jest inteligentna, żywa.Twórcza, zdecydowanie nastawiona na najwyższe standardy.Prawdziwa istota ludzka.Jej błędy to moje błędy, muszę z jej cnót uczynić swoje cnoty.Myślałam przez cały dzień - wieczorem napiszę jeszcze coś o G.P.Tego dnia zabrałam niektóre swoje prace, żeby je obejrzał.Zabrałam to, co moim zdaniem powinno m u się podobać (nie takie zręczne-sprytne rzeczy, jak perspektywa Ladymont).Przeglądając je, nie odezwał się ani słowem.Nawet kiedy patrzył na te (jak Carmen w Ivinghoe), które uważam za najlepsze (czy wtedy tak uważałam).W końcu powiedział: - Nie są szczególnie dobre.Moim zdaniem.Ale troszkę lepsze, niż się spodziewałem.Czułam się tak, jakby uderzył mnie pięścią, i nie potrafiłam tego ukryć.A on ciągnął dalej: - To nie miałoby najmniejszego sensu, gdybym zwracał choćby najmniejszą uwagę na twoje uczucia.Widzę, że dobrze rysujesz, masz trochę czarodziejskie wyczucie koloru i tak dalej, wrażliwość.Takie rzeczy.Ale gdybyś tego nie miała, nie byłabyś w szkole Slade’a.Chciałam, żeby przestał, ale on mówił dalej.- Nie ulega wątpliwości, że widziałaś wiele dobrych obrazów.Starasz się nie naśladować zbyt wyraźnie.Ale ten portret twojej siostry, to na milę jedzie Kokoschką.- Musiał zauważyć, że się zarumieniłam, bo zapytał: - Czy to rozwiewa twoje złudzenia? Bo o to chodziło.O mało nie umarłam.Wiedziałam, że ma rację, byłoby śmieszne, gdyby nie powiedział mi dokładnie tego, co myśli.Gdyby zachował się jak dobry wujek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]