[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.„Zaczyna mi ju¿ brakn¹æ miejsca na œwiecie!.” - szepn¹³.Przeszed³ do £azienek i tu znalaz³ spokojniejsze ustronie.Na niebie zaiskrzy³osiê kilka gwiazd, przez powietrze, od Alei, ci¹gn¹³ szmer przechodniów, a odstawu wilgoæ.Czasem nad g³ow¹ przelecia³ mu huczny chrab¹szcz albo cichoprzemkn¹³ nietoperz; w g³êbi parku kwili³ ¿a³oœnie jakiœ ptak, na pró¿nowzywaj¹cy towarzysza; na stawie rozlega³ siê daleki plusk wiose³ i œmiechym³odych kobiet.Naprzeciw zobaczy³ parê ludzi pochylonych ku sobie i szepcz¹cych.Ust¹pili mu zdrogi i ukryli siê w cieniu drzew.Opanowa³ go ¿al i szyderstwo.„Oto s¹ szczêœliwi zakochani! - pomyœla³.- Szepcz¹ i uciekaj¹ jak z³odzieje.Piêknie urz¹dzony œwiat, co?.Ciekawym, o ile by³oby lepiej, gdyby w³ada³ nimLucyper?.A gdyby mi zast¹pi³ drogê jaki bandyta i zabi³ w tym k¹cie?.”I wyobra¿a³ sobie, jaki to przyjemny musi byæ ch³Ã³d no¿a wbitego wrozgor¹czkowane serce.„Na nieszczêœcie - westchn¹³ - dziœ nie wolno zabijaæ innych, tylko siebiemo¿na; byle od razu i dobrze.No!.”Wspomnienie o tak niezawodnym œrodku ucieczki uspokoi³o go.Stopniowo pogr¹¿a³siê w jakimœ uroczystym nastroju; zdawa³o mu siê, ¿e nadchodzi moment, w którympowinien zrobiæ rachunek sumienia czy te¿ ogólny bilans ¿ycia.„Gdybym by³ najwy¿szym sêdzi¹ - myœla³ - i gdyby spytano mnie, kto jest wartpanny Izabeli: Ochocki czy Wokulski, musia³bym przyznaæ, ¿e - Ochocki.Oosiemnaœcie lat m³odszy ode mnie (osiemnaœcie lat!.) i taki piêkny.Wdwudziestym ósmym roku ¿ycia skoñczy³ dwa fakultety (ja w tym wieku ledwiezaczyna³em siê uczyæ.) i ju¿ zrobi³ trzy wynalazki (ja ¿adnego!).A nad towszystko jest naczyniem, w którym wylêga siê wielka idea.Dziwaczna to rzecz:machina lataj¹ca, ale faktem jest, ¿e on znalaz³ dla niej genialny i jedyniemo¿liwy punkt wyjœcia.Machina lataj¹ca musi byæ ciê¿sza, nie zaœ jak balonl¿ejsza od powietrza; boæ wszystko, co prawid³owo lata, pocz¹wszy od muchy,skoñczywszy na olbrzymim sêpie, jest od powietrza ciê¿sze.Ma prawdziwy punktwyjœcia, ma twórczy umys³, czego dowiód³ bodajby swoim mikroskopem i lamp¹;któ¿ wie zatem, czy nie uda mu siê zbudowaæ machiny lataj¹cej? A w takim raziebêdzie wiêkszym dla ludzkoœci od Newtona i Napoleona, razem wziêtych.I jamam z nim wspó³zawodniczyæ?.A je¿eli stanie kiedy kwestia: który z nas dwupowinien siê usun¹æ, czyli¿ bêdê siê waha³?.Có¿ to za piek³o powiedzieæsobie, ¿e muszê moj¹ nicoœæ z³o¿yæ na ofiarê cz³owiekowi ostatecznie takiemujak ja, œmiertelnemu, ulegaj¹cemu chorobom i omy³kom, a nade wszystko - taknaiwnemu.Boæ to jeszcze dzieciak, co on mi nie wygadywa³?.”Dziwny traf.Gdy Wokulski by³ subiektem w sklepie kolonialnym, marzy³ operpetum mobile, machinie, która by siê sama porusza³a.Gdy zaœ wst¹piwszy doSzko³y Przygotowawczej pozna³, ¿e taka machina jest niedorzecznoœci¹, wówczasnajtajniejszym i najulubieñszym jego pragnieniem by³o - wynaleŸæ sposóbkierowania balonami.To, co dla Wokulskiego by³o tylko fantastycznym cieniem,b³¹kaj¹cym siê po fa³szywych drogach, w Ochockim przybra³o ju¿ formêpraktycznego zagadnienia.„Có¿ to za okrucieñstwo losów! - myœla³ z gorycz¹.- Dwom ludziom dano prawiete same aspiracje, tylko jeden urodzi³ siê o osiemnaœcie lat wczeœniej, drugipóŸniej; jeden w nêdzy, drugi w dostatku; jeden nie móg³ wdrapaæ siê napierwsze piêtro wiedzy, drugi lekkim krokiem przeszed³ dwa piêtra.Jego niezepchn¹ z drogi burze polityczne, tak jak mnie; jemu nie przeszkodzi mi³oœæ,któr¹ traktuje jak zabawkê; podczas gdy dla mnie, który szeœæ lat spêdzi³em napustyni, uczucie to jest niebem i zbawieniem.Wiêcej nawet!.No i ontriumfuje nade mn¹ na ka¿dym polu, choæ przecie¿ ja mam te same uczucia, têsam¹ œwiadomoœæ po³o¿enia, a pracê z pewnoœci¹ wiêksz¹.Wokulski dobrze zna³ ludzi i czêsto porównywa³ siê z nimi.Lecz gdziekolwiekby³, wszêdzie widzia³ siê trochê lepszym od innych.Czy jako subiekt, któryspêdza³ noce nad ksi¹¿k¹, czy jako student, który przez nêdzê szed³ do wiedzy,czy jako ¿o³nierz pod deszczem kul, czy jako wygnaniec, który w œniegiemzasypanej lepiance pracowa³ nad nauk¹ - zawsze mia³ w duszy ideê siêgaj¹c¹ pozakilka lat naprzód.- Inni ¿yli z dnia na dzieñ, dla swego ¿o³¹dka albokieszeni.I dopiero dziœ spotka³ cz³owieka wy¿szego od siebie, wariata, który chcebudowaæ machiny lataj¹ce!.„A ja czy dzisiaj nie mam idei, dla której pracujê przesz³o rok, zdoby³emmaj¹tek, pomagam ludziom i zmuszam ich do szacunku?.”„Tak, ale mi³oœæ to uczucie osobiste; wszystkie zas³ugi towarzysz¹ce jej s¹ jakryby zapl¹tane w odmêt morskiego cyklonu [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •