[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie widzia³em nic z tego, co czyni³a.Ale odesz³a równie nagle, jak siêpojawi³a.Le¿a³em na ziemi bezradny jak dziecko, a tymczasem szala³a nawa³nica,jakiej nigdy nie widzia³em, i tylko zygzaki b³yskawic rozjaœnia³y mrok.Niemog³em siê poruszyæ.Wydawa³o mi siê, ¿e wyczerpa³em ju¿ wszystkie si³y.Oddycha³em, mog³em widzieæ b³yskawice, czuæ smagaj¹cy mnie lodowaty deszcz.Ito wszystko.Czasami traci³em przytomnoœæ, potem znów j¹ odzys­kiwa³em.Mój umys³ jednakpracowa³, choæ opieszale, za to moje cia³o nie mog³o.Up³ynê³o, jak mi siêwydawa³o, wiele czasu, nim zawo³a³em:- Orsya?Nie otrzyma³em odpowiedzi, lecz nie ustêpowa³em i po­nawiane wezwania sta³y siêjedyn¹ wiêzi¹ ³¹cz¹c¹ mnie ze œwiatem zewnêtrznym.Czu³em, ¿e gdybym zaprzesta³wo­³ania, spad³bym w jak¹œ nicoœæ i ju¿ nigdy bym siê z niej nie wydosta³.- Orsya? - Kemocu.Moje imiê w jej myœlach! Podzia³a³o to na mnie jak woda na cz³owieka konaj¹cegoz pragnienia.Stwierdzi³em, ¿e mogê siê nieco poruszaæ, chocia¿ le¿a³emprzywalony mas¹ ziemi i ma³ych kamyków.Moje odrêtwia³e cia³o zaczê³o odczuwaæból.- Orsyo, gdzie jesteœ? - Tutaj.Pe³z³em, prawie nie odrywaj¹c brzucha od ziemi, wci¹¿ pe³z³em.PóŸniej mojarêka napotka³a cia³o Kroganki i pochwyci³y j¹ p³etwiaste palce.Przytuliliœmysiê do siebie, a tymczasem deszcz sta³ siê mniej gwa³towny.Pioruny przesta³ybiæ w szczyty.Stopniowo nawa³nica ucich³a, my zaœ le¿eliœmy w milczeniu,radzi, ¿e oboje prze¿yliœmy.Nadszed³ ranek.Znajdowaliœmy siê na pó³ce skalnej, gdzie Dinzil stara³ siêprzywo³aæ moc, która mia³a poruszyæ œwiat.Po zboczu zesz³a kamienna lawina iuwiêzi³a nas.Ale nie widzia³em ju¿ naszych wrogów.- Kaththea! - To wspomnienie pali³o ¿ywym ogniem.- Tutaj! - Orsya ju¿doczo³ga³a siê do cia³a na po³y skrytego w kupie ziemi.Zielona chustka nadalby³a owiniêta wokó³ g³owy mojej siostry.Wyci¹gn¹³em rêkê, ¿eby jej dotkn¹æ imój wzrok pad³ na palce, które przywróci³a mi Orsya.Zacz¹³em zaciekle kopaætymi palcami ziemiê, ¿eby uwolniæ cia³o Kaththei.Kiedy le¿a³a ju¿ wyprostowana na pó³ce skalnej, skrzy­¿owa³em jej na piersiczerwone ³apy.Mo¿e powinienem je ukryæ, ¿eby nikt nigdy siê nie dowiedzia³,sk¹d siê wziê³y i kim siê sta³a Kaththea.Nagle poczu³em pod rêk¹ lekkie biciejej serca: ¿y³a!- Orsyo - zwróci³em siê do krogañskiej dziewczyny ­ty zwróci³aœ mi moje rêce.Czy mogê przywróciæ Kaththei jej rêce i twarz?Odsunê³a siê ode mnie rozgl¹daj¹c siê, jakby czegoœ szuka³a wœród zwietrzeliny.- Róg jednoro¿ca - wyszepta³a, ³zy zab³ys³y w jej oczach i pop³ynê³y pozapadniêtych policzkach.- Przepad³.Rozejrza³em siê i zauwa¿y³em coœ: b³yskmetalu.Za­cz¹³em w tym miejscu kopaæ, a¿ po³ama³em sobie paznok­cie.Ponownie uj¹³em wd³oñ rêkojeœæ miecza-talizmanu.Wyci¹gn¹³em go jednym szarpniêciem.Lecz zbrzeszczotu pozosta³ tylko pojedynczy niewielki od³amek i ju¿ nie z³ocisty,tylko czarny i matowy.Wypróbowa³em go na poduszeczce kciuka.Okaza³ siê doœæostry i by³o to wszystko, co mia³em.Wróci³em do Kaththei, zdar³em z niej wyp³owia³¹ chustkê i spojrza³em napotworn¹ g³owê.PóŸniej zrobi³em to samo, co Orsya wczeœniej zrobi³a dla mnie.Naci¹³em cia³o z³amanym mieczem i pozwoli³em p³yn¹æ krwi, naj­pierw na g³owê,potem na ³apy.Zmiana dokona³a siê podobnie jak u mnie, tylko nieco wolniej.Czerwona skóra i cia³o stopi³y siê, twarz mojej siostry i jej smuk³e d³oniewyzwoli³y siê ze straszliwego przebrania.Wzi¹³em j¹ w ramiona i p³aka³em -wreszcie poruszy³a siê w moich objêciach i powoli otworzy³a oczy.Dostrzeg³em wnich tylko zak³opotanie, nie pozna³a mnie.Kiedy spróbowa³em dotrzeæ myœl¹ dojej umys³u, najpierw spotka³em siê ze zdziwieniem, a nastêpnie z przera¿eniem.Szamota³a siê, próbowa³a uwolniæ z mojego uœcisku, jakbym by³ po­tworem zsennego koszmaru.Orsya chwyci³a j¹ za rêce i trzyma³a je ³agodnie, lecz stanowczo.- Wszystko w porz¹dku, siostro.Jesteœmy twoimi przyjació³mi - powtarza³acichym g³osem.Kaththea przytuli³a siê do niej, lecz na mnie nadal patrzy³a z pow¹tpiewaniem.Nieco póŸniej, kiedy sta³em spogl¹daj¹c na spustoszenie,jakiego dokona³a niezwyk³a nawa³nica, podesz³a do mnie Kroganka.Wœród zwa³Ã³wziemi i kamieni le¿a³y cia³a, jednak¿e ani cz³owiek, ani zwierzê nie porusza³osiê pod wschodz¹cym s³oñcem piêknego dnia.- Jak ona siê ma? - zapyta³em.- Dobrze, jeœli chodzi o cia³o.Ale, Kemocu, ona zupe³nie zapomnia³a, kim by³a.Straci³a wszelk¹ moc, któr¹ w³ada³a!- Czy na zawsze? - Nie mog³em sobie wyobraziæ Kaththei tak okaleczonej.- Nie wiem.Jest taka, jaka mog³aby byæ, gdyby nie urodzi³a siê Czarownic¹ - to³agodna, s³odka panna, która teraz bardzo potrzebuje twojej si³y i pomocy.Niepróbuj jednak przypominaæ jej przesz³oœci.I tak siê rzeczy mia³y, ¿e choæ Orsya i ja przyprowadziliœ­my znów Kaththeê doZielonej Doliny, lecz nie by³a to ju¿ ta sama Kaththea co dawniej.I nikt - animê¿czyzna, ani Czarownica - nie mo¿e powiedzieæ, czy kiedyœ znów ni¹ siêstanie.Si³y Ciemnoœci po raz drugi ponios³y klêskê i przez jakiœ czas mogliœmyœmielej podró¿owaæ po Escore, chocia¿ jeszcze daleko by³o do oczyszczenia go zmroku.A opowieœæ o naszej trójce jeszcze siê nie skoñczy³a [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •