Terry Pratchett Czarodzicielstwo

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tu� przy skórzeb�yska�y ostrza.- To dlatego, �e jestem.- A co to w�a�ciwie jest Apokralipsa? Mag zawaha� si�.- Jakby to.- mrukn��.- Co� w rodzaju ko�ca �wiata.- Co� w rodzaju? Co� w rodzaju ko�ca �wiata? To znaczy, �e| nie b�dziemy pewni?Rozejrzymy si� i powiemy �Przepraszam bardzo, czy kto� co� s�ysza�?"- Rzecz w tym, �e �adnych dwóch jasnowidzów nie dosz�o jeszcze do zgody w tejkwestii.Istnieje mnóstwo mglistych przepowiedni.Dlatego nazwano toApokralipsa.- Zak�opotany, wzruszy� ramionami.-Tak jakby Apokryficzn�Apokalips�.Taki �art s�owny.- Niezbyt dobry.- Nie.Chyba nie.No�yczki Coneny d�wi�cza�y pracowicie.- Kapitan chyba si� ucieszy�, �e wchodzimy na pok�ad -wiedzia�a.- Bo wydaje im si�, �e mag na pok�adzie to szcz�liwy traf-wyja�ni� Rincewind.- Myl� si�, oczywi�cie.- Chyba wielu ludzi w to wierzy.- Och, dla nich to jest szcz�liwy traf.Ale nie dla mnie.Nie umiem p�ywa�.- Co? Nie przep�yniesz ani kawa�ka?Rincewind zawaha� si� i delikatnie poprawi� gwiazd� na kape�luszu.- Powiedz, jak g��bokie jest tutaj morze? Tak w przybli�e�niu.- S�dz�, �e jakie� dwana�cie s��ni - odpar�a Conena.- W takim razie umia�bym chyba przep�yn�� oko�o dwunastu s��ni, czymkolwiek ones�.- Przesta� si� tak trz�� - burkn�a Conena.- Niewiele brako�wa�o, aobci�abym ci ucho.- Spojrza�a gniewnie na przechodz��cego marynarza izamacha�a no�yczkami.- O co chodzi? Nigdy nie widzia�e�, jak kto� si�strzy�e?Kto� na rei rzuci� uwag�, która wywo�a�a fal� rubasznego �mie�chu mi�dzybramslami.chyba �e by�y to kubryki.- B�d� udawa�, �e tego nie s�ysza�am - oznajmi�a Conena i mocno szarpn�agrzebieniem, porywaj�c liczne spokojne ma�e stworzonka.-Au!- Mówi�am, �eby� si� nie rusza�.- Trudno siedzie� spokojnie wiedz�c, kto wywija mi ko�o g�o�wy par� stalowychostrzy!I tak min�� poranek, w�ród pluskaj�cych fal, trzeszczenia lin i wystrzyganiado�� skomplikowanej, cieniowanej fryzury.Ogl�da�j�c si� w odprysku lustra,Rincewind musia� przyzna�, �e nast�pi�a znaczna poprawa.Kapitan poinformowa�, �e kieruj� si� do miasta Al Khali, na osiowym wybrze�uKlatchu.-Jak Ankh, tylko z piaskiem zamiast b�ota - stwierdzi� Rince�wind, opieraj�csi� o reling.- Ale te� ze s�ynnym targiem niewolni�ków.- Niewolnictwo jest niemoralne - o�wiadczy�a stanowczo Co�nena.- Naprawd�? Co� podobnego.- Mo�e przystrzyg� ci brod�? - zaproponowa�a z nadziej� w g�osie.I znieruchomia�a ze wzniesionymi no�yczkami, wpatrzona w morze.- Jacy to �eglarze mog� p�ywa� w pirogach z jakim� dodatko�wym kawa�kiem zboku, z czym� w rodzaju czerwonego oka wyma�lowanym z przodu i ma�ym �aglem? �spyta�a.- S�ysza�em o klatchia�skich piratach, �owcach niewolników � odpowiedzia�Rincewind.- Ale to du�y statek.�adna piracka �ód� nie odwa�y�aby si� naszaatakowa�.-Jedna nie � zgodzi�a si� Conena, wci�� zapatrzona w mglisty region, gdziemorze staje si� niebem.- Ale tych pi�� mo�e.Rincewind spojrza� w dalek� mgie�k�, potem zerkn�� na mary�narza w bocianimgnie�dzie.Tamten pokr�ci� g�ow�.- Daj spokój - parskn�� z weso�o�ci� godn� zatkanej rynny.-Przecie� nic tamnie widzisz.Prawda?- Dziesi�ciu ludzi w ka�dej �odzi - oznajmi�a pos�pnie Conena.- Je�li to ma by� �art.- Z d�ugimi, zakrzywionymi mieczami.- W ka�dym razie ja nic.-.a ich d�ugie i niezbyt czyste w�osy powiewaj� na wietrze.- I pewnie ko�ce im si� rozszczepiaj� - mrukn�� kwa�no Rin�cewind.- Drwisz sobie ze mnie.- Ja?- A ja stoj� tu ca�kiem bezbronna - westchn�a Conena i ro�zejrza�a si� popok�adzie.- Za�o�� si�, �e na tym statku nie znajdzie si� ani jeden przyzwoitymiecz.- Nie przejmuj si�.Mo�e chc� tylko umy� g�owy.Kiedy Conena przeszukiwa�agor�czkowo swoje rzeczy, Rince�wind przysun�� si� do pud�a z kapeluszemnadrektora i ostro�nie uniós� wieko.- Tam nic nie ma, prawda? - zapyta�.A sk�d mog� wiedzie�? W�ó� mnie.-Jak? Na g�ow�?O bogowie!- Ale przecie� nie jestem nadrektorem! Wiem, �e trzeba zachowa� ch�odny umys�,ale.Musz� skorzysta� z twoich oczu.W�ó� mnie.Na g�ow�.-Hm.Zaufaj mi.Rincewind nie móg� nie pos�ucha�.Delikatnie zdj�� swój pognieciony starykapelusz, spojrza� t�sknie na wytart� gwiazd�, po czym wyj�� z pud�a kapelusznadrektora.Okaza� si� ci�szy, ni� mo�na by przypuszcza�.Oktaryny nad rondemja�nia�y lekko.Opu�ci� delikatnie nakrycie g�owy na swoj� now� fryzur�, mocno �ciskaj�c rondona wypadek, gdyby poczu� pierwsze lodowate dotkni�cie ch�odu.Tymczasem poczu� si� niezwykle lekko.Pojawi�o si� te� poczucie ogromnej wiedzyi mocy, nie do ko�ca obecnych, ale � mówi�c w przeno�ni - b�d�cych na czubkumetaforycznego j�zyka.Przez my�li przemkn�y mu jakie� strz�py wspomnie�, a nie pami�ta�, bywcze�niej je pami�ta�.Musn�� je lekko, jak si� dotyka j�zykiem bol�cego z�ba,i znalaz�.Dwustu martwych nadrektorów, nikn�cych jeden za drugim w szarej, zimnejprzesz�o�ci, spogl�da�o na niego pustymi, szarymi oczami.To dlatego jest takizimny, pomy�la�.Ciep�o wsi�ka w krain� umar�ych.Och, nie.Gdy kapelusz przemówi�, Rincewind zobaczy�, jak porusza si� dwie�cie parbladych warg.Kim jeste�?Rincewindem, pomy�la� Rincewind.A gdzie� w mrocznych zakamarkach umys�uusi�owa� dyskretnie i na osobno�ci pomy�le�: ratunku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

Search

Podstrony