[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A dla mnie teksty te są w ogóle jednymi z najciekawszych w całej znanej mi produkcji Howarda.Pisarz ten czuł gatunek, który nazwałbym fikcją historyczną, tu mogły objawić się wszystkie zalety jego stylu - dynamika, rozmach, typ postaci.Jeśli dołoży się do tego odrobinę niesamowitości - teksty nabierają egzotycznego smaku, pobudzają wyobraźnię.Natomiast kiedy Howard rusza ku fantasy bardziej zdecydowanie, to wykłada się jak Baster Keaton na skórce od banana.Dopóki fantasy jest tylko ozdobnikiem realistycznej rzeczywistości, wszystko O.K.Kiedy staje się celem samym w sobie - dostajemy nadmuchiwane stwory z japońskiego filmu albo historyczno-ewolucyjne durnoty.Sądzę, że kilka słów poświęcić warto przekładowi książki, pamiętamy wszak skandalicznie przełożone Conany z „Alfy”.Wydaje się, że Jarosław Kolarski wybrał właściwy sposób stylizowania tekstu - zrezygnował z nadmiernej archaizacji (czy raczej pseudoarchaizacji) i rozbuchanych, egzaltowanych opisów, choć też przytrafiają mu się błędy stylistyczne.Zabrakło natomiast wydawcy pomysłu na posłowie.Czytelnik oczekuje w tym miejscu albo życiorysu pisarza, albo lepiej jeszcze - mapek, historii howardowskiego świata, może bibliografii.W to miejsce zaoferowano nam freudowskie prawie rozważania o złożoności psychiki R.E.H., które nie są ani mądre, ani ciekawe.„Tygrysy morza” sprawią na pewno frajdę całym zastępom nastolatków i miłośników Howarda.Trafiają w niewypełnioną jeszcze niszę ekologiczną, jaką na polskim rynku wydawniczym jest fantasy.Lecz nisza ta będzie się wypełniać, to pewne.Dziesiątki autorów pisało książki lepiej pomyślane i lepiej zrobione, niż Howarda.Te książki trafiać będą teraz do rąk polskiego czytelnika.Czy Howard ma szansę ustać na tym swoim słupie, pod którym coraz więcej łazić będzie manifestacji, pod który szturmowcy już podkładają bomby, a gołębie też bać go się przestały? Nie wiem.Ostatnie czasy pokazały, że nie ma takiego mocnego, który by po wiek wieków miał zapewniony cokół i harcerzy z kwiatami.Na razie jednak stoi jeszcze i trzyma się dość krzepko.P.S.Stanisław Jerzy Lec napisał swego czasu: „Kiedy burzycie pomniki, nie niszczcie cokołów.Zawsze mogą się przydać.”Robert E.Howard „Tygrysy morza”, seria „Światy Fantasy” Wydawnictwo „Pomorze”, Bydgoszcz 1990, wyd.I, cena jak kto utarguje.Piąte piwoJózef K.na ladzie pierwszej klasyKażdy kraj i każda właściwie epoka mają swój charakterystyczny przedmiot, znak, instytucję lub zwyczaj, po których łatwo je rozpoznać.W średniowieczu był to miecz, krzyż i szatan, na Dzikim Zachodzie rewolwer, koń, indiański pióropusz, w XVI i XVII wieku żaglowce, piraci itd.W dzisiejszej Ameryce jest to samochód, prawo jazdy, karta kredytowa, w Czechosłowacji piwo, w Szwajcarii bank, ser oraz zegarek, w Hiszpanii corrida, we Francji wino i panienki, w Rosji wódka, Lenin, sierp z młotem i czerwone płótno.W PRL-u od lat do takich elementów - symboli należało mięso.Było obiektem pożądania, przedmiotem przestępstwa (słynne afery mięsne w latach 60-tych kończyły się wyrokami śmierci), stanowiło temat nadużyć propagandy, daremnie wmawiającej Polakom, że są nim przeżarci do nieprzyzwoitości.Gdy dogorywający komunizm w podwyżkach cen mięsa widział swe zagrożenie, centrale handlu zagranicznego ekspediowały polską szynkę na zachód i na wschód, dla krajowców pozostawiając jeno ogony, rogi i kopyta.Pomysł reglamentacji nasuwał się niejako automatycznie.O ile mnie jednak pamięć nie zawodzi, pierwsza kartka, wyemitowana u nas gdzieś koło 1978 roku, opiewała na cukier.Dopiero lata następne przyniosły burzliwy rozwój systemu kartkowego, który objął szeroki asortyment towarów: masło, mąkę, kaszę, wódkę a w porywach i lokalnie takie rzeczy jak buty, majtki czy mleko dla niemowląt.Przede wszystkim jednak przedmiotem uporczywej reglamentacji, która utrzymywała się najdłużej, było mięso.Kartki na mięso należały jeszcze nie tak dawno w Polsce do dóbr szczególnie pożądanych: kradziono je, fałszowano, weszły w obieg handlowy na czarnym rynku: Wydawałoby się, że nietrudno przejść stąd do wyimaginowanej już sytuacji, kiedy kartka taka - życiowo niezbędny papierek uprawniający do deputatu w padlinie - przeradza się w symbol zamożności, komfortu życiowego.Żeby ją zdobyć, opłaca się wejść w konflikt z prawem, do zbrodni włącznie; w pewnych instytucjach kartka będzie nawet traktowana jak glejt czy dowód tożsamości.I prawdę mówiąc, dziwi mnie nieco, że ten pomysł-samograj został wykorzystany nie przez Polaka, znającego reglamentację z autopsji, a przez Martina Harnicka z dobrze zaopatrzonych w mięso (i piwo) Czech [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •