[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeden, który z jej powodu rozdaje policzki, drugi, który jej… Co do oceny postępowania pana Bourdillat zdania zgromadzonych były wyraźnie podzielone.Jeden z mężczyzn zauważa:— To jednak nędzny typ.Pozwolić, żeby… Przerywa mu inny:— Co pan się go czepia, to jego żona zaczęła bójkę.— Nie mówię o jego żonie… O cybie… Pozwolić, żeby cyberneros wytrącił z rąk…— Przecież to tylko cyb…— Nawet w stosunku do cyba mężczyzna to zawsze mężczyzna.W przeczuciu dalszych wielkich problemów rozpoczyna się dyskusja, czy zachowanie pana Bourdillat mieści się w ramach męskiego kodeksu honorowego czy nie, i czy cyberneros może być uważany za rywala.Przełożył Marek SadowskiMiklós RónaszegiNégy korsó sörCztery kufle piwa— Dlaczego pan pije, jeśli czuje pan wstręt?— Znowu pan zaczyna?— Nie jestem ślepy.Widzę.Za każdym razem, kiedy podnosi pan kufel, krzywi się pan, zaciska powieki, jak ktoś, kto przełyka lekarstwo.Nawet kapelusz zsuwa pan na oczy.Widać, że czuje pan wstręt.— Ach, więc to ma pan na myśli?— Dlaczego pan to robi?— I tak by pan nie uwierzył.— Skąd pan wie?— Jeszcze nikt nie uwierzył.— Niech pan wreszcie wydusi, dlaczego zamyka pan oczy, kiedy pije?— Żeby moja żona nie widziała.Nie lubi, jak piję.— A gdzie jest pana żona?— W domu.— I widzi?— Może, bardzo łatwo.— Bardzo łatwo.Co pan ma mnie za głupiego? Wie pan co…— No proszę, nie wierzy pan?— Pan tu pociąga sobie piwo, a żona wszystko widzi z domu.Niech pan powie, kim jest pańska żona? Wróżką?— Zwyczajną kobietą.Siedzi przed telewizorem.Ostatnio ciągle przesiaduje przed telewizorem.— A pan tu mruga oczami.Fantastyczne!— Żeby pan wiedział.Fantastyczne.Czegoś takiego nie można wymyślić.Coś takiego albo się zdarza, albo nie.— Aha!— Jeśli pan nie wierzy, to po co mam mówić? Zresztą i tak już wypiłem swoje piwo… więc może się pożegnam…— Niech pan poczeka.Zapraszam pana na łyczek piwa.I niech pan opowie!Pierwszy kufel piwaMusi pan wiedzieć, że jeszcze parę miesięcy temu dusiłem się pieniędzmi jak wypchana skarbonka.Nie mam żadnego szczególnego zawodu, ale pracowałem w takim miejscu, gdzie za wszystko się płaciło dziesięć razy więcej.Jestem fotografem, a oprócz tego laborantem — specjalistą fotograficznym, i niech pan sobie wyobrazi, że doceniono to w Węgierskim Instytucie Badań Marsa.Od kiedy umieszczone na Saturnie i Marsie roboty wystrzeliwują małe fotokapsuły, w których przesyłają nam materiał badawczy, opracowywania mikrofilmów nie powierza się nikomu innemu, jak tylko mnie.Nie ma takiego przemysłowego procesu obróbki filmów, którego bym nie udoskonalił, nie ma też tak małego zdjęcia, którego bym nie potrafił powiększyć… Mogę jeszcze dodać, że z takiego malutkiego kwadratu, jak połowa paznokcia na małym palcu, o widzi pan, mogę zrobić zdjęcie jak sufit tej knajpy.To nie takie proste.Słyszał pan już o drobnoziarnistej budowie filmów? Nie szkodzi.Dość, że mnie polubili i docenili, tym bardziej, że od czasu, gdy na świecie wielcy bossowie od polityki znowu zaczęli wyłazić ze skóry, zrobiono z kapsułami sporo świństw.Tamci, no wie pan, tamci chcieli przechwycić te maleńkie przesyłki.Kapsuła fotorakiety nie jest większa niż wieczne pióro.Jest z ołowiu.Na końcu ma malutki guzik sterujący.Roboty wystrzeliwują je prosto w kierunku naszych sterujących promieni laserowych, które łatwo wprowadzają kapsuły w sieć magnetyczną.Tamci też oczywiście nakierowali swoje promienie laserowe, żeby zmienić kierunek lotu kapsuł, lecz częstotliwości nie mogli się domyślić za żadne skarby.Kapsuły bez zakłóceń przylatywały do nas, chociaż filmy często były spalone.Mówię panu, pieniędzy przynosiłem do domu na pęczki, już nie wiedzieliśmy z żoną, co z nimi robić.Jest nas tylko dwoje, dzieci nie mamy.Wie pan przecież, jak to jest; jak ktoś nie ma dzieci czuje się zawsze biedny, nawet jeśli ma pieniędzy w bród.Przez pewien czas bardzo się tym martwiliśmy.I pomyśleć tylko, rakiety błąkają się tam w górze diabli wiedzą jak daleko, tak, że światło, zanim je dogoni, zestarzeje się już na dobre, a na bezpłodność nie możemy jednak znaleźć lekarstwa.Adoptować nie mieliśmy odwagi, a żonie powtarzałem, pogódź się z tym, kochanie.Z początku wszystko było dobrze, lecz później jednak atmosfera między nami zepsuła się.Żona ciągle się awanturuje, zrzędzi… a przecież tak się kochamy i, jeśli dobrze pamiętam, nie zdradziłem jej dopóty, dopóki…W którym miejscu przerwałem? Aha, wielka polityka.Otóż nie udało im się.Nie potrafili ani przechwycić kapsuł, ani zmienić ich lotu.A przecież wtedy już swędził ich tyłek, bo na Marsie właśnie rozpoczęła się budowa ogromnych hut słonecznych.Dotychczas roboty nie zajmowały się niczym innym, tylko robiły pomiary terenu, fotografowały, pobierały próbki gruntu i tak dalej.Teraz natomiast tu, na dole, inżynierowie przygotowali rysunki projektów tych hut słonecznych.Rysunki te sfotografowaliśmy na mikrofilmach i fotorakietami wysyłaliśmy do automatów budowlanych w ich centrach programowych.To było niezwykle ważne i niezwykle tajne zadanie.Tylko ja mogłem zrobić te mikrofilmy.Trzeba było dokładnie wyeksponować najmniejszą liczbę, najcieńszą kreskę, żeby przyrządy odczytujące niczego nie pomieszały.Oprócz kierownictwa instytutu tylko ja znałem kod, żeby zachować odpowiednią kolejność przy wywoływaniu.Dla pewności bowiem wszystkie rysunki pocięto jeszcze na małe fragmenty, które oznaczano cyframi według tajnego kodu.Cholernie baliśmy się szpiegów, wie pan.Może pan sobie wyobrazić, co mnie czekało w domu, kiedy wracałem koło północy, padając ze zmęczenia.Wyrzuty i lamenty.Ze ani do kina, ani do teatru, po co samochód, skoro nigdzie nie jedziemy.Może nawet nie byłem w Instytucie, tylko u jakiejś kurewki, która nie chciała mnie puścić do domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •