[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Machnąłem ręką za siebie i zapytałem:– Co to takiego?– Dodatkowy zbiornik paliwa, trzysta litrów ekstra.Przy najekonomiczniejszej prędkości przelotowej zasięg wzrasta do pięciu tysięcy kilometrów.Pomyślałam sobie, że może się nam to przydać.Genialna Alison Mackintosh pomyślała o wszystkim! Znów usłyszałem słowa Maeve: „Wymagał od niej takiej nieugiętości i takiej siły, że każda inna dziewczyna by się na jej miejscu załamała”.Popatrzyłem na Alison.Kiedy sprawdzała instrumenty pokładowe i badała przepływ tlenu ze zbiorników, na jej twarzy nie widać było ani śladu napięcia, które uzasadniałoby uwagę ciotki Maeve.Zerknęła na mnie i przechwyciła moje spojrzenie.– O co chodzi? – spytała.– Skoro poddanemu wolno jest spojrzeć w oblicze króla i ja mogę patrzeć na królową.Właśnie sobie myślałem, że jesteś śliczna, ot co.Uśmiechnęła się i pokazała kciukiem w tył.– Za nami jest Blarney Stone, mekka pochlebców.Z całą pewnością wiem, że nigdy w tej okolicy nie byłeś, musisz więc mieć w sobie iralndzką krew.– I walijską.Stąd imię Owen.Celt ze mnie wyłazi.– Włóż maskę – poleciła.– Od razu staniesz się tak śliczny jak ja.Lot był długi i nudny.Chociaż maski miały wbudowane mikrofony, nie rozmawialiśmy dużo i w końcu opuściłem oparcie fotela do pozycji półleżącej.Lecieliśmy na południe z szybkością trzystu kilo metrów na godzinę – piętnaście razy szybciej niż Wheeler płynął Artiną – a ja spałem, a raczej drzemałem.Budziłem się od czasu do czasu i za każdym razem widziałem Alison w pełnej gotowości bojowej: kontrolowała niebo, sprawdzała instrumenty pokładowe, lekko wyrównywała kurs.Dotykałem jej ramienia, a ona odwracała się w moją stronę z uśmiechem w oczach, po czym znów zajmowała swoją robotą.Minęły niemal cztery godziny lotu, aż wreszcie dała mi kuksańca w bok i wyciągnęła przed siebie rękę.– Hiszpański brzeg.– Pod nami, za mgiełką rozgrzanego powietrza, widniało morze, a w oddali majaczyła biała linia przyboju.– Jeśli chcemy lądować w Gibraltarze, nie możemy lecieć nad Hiszpanią – powiedziała.– Byłoby niepolitycznie.Dotrzemy tam od strony portugalskiej, od wybrzeża.Rozłożyła na pulpicie mapę i posługując się z wprawą kątomierzem, wykreśliła nowy kurs.Później wyłączyła autopilota i położyła samolot w łagodnym skręcie.– To jest przylądek Ortegal.Kiedy zobaczymy Finisterre, znów zmienię kurs.– Kiedy nauczyłaś się latać? – zapytałem.– Jak miałam szesnaście lat.– A strzelać z pistoletu?Namyśliła się i odpowiedziała:– W wieku czternastu lat strzelałam z pistoletu, z karabinu i ze strzelby.Bo?– Nic, tak sobie zapytałem.Najwyraźniej Mackintosh uważał, że uczyć się należy za młodu.Trudno mi było sobie wyobrazić, jak czternastoletnia Alison wpatruje się w celownik karabinu.Szedłem o zakład, że znała też Morse’a i cały kod flagowy, nie wspominając już o takich drobnostkach, jak programowanie komputera i rozpalanie ognia bez zapałek.– Należałaś do harcerstwa?Potrząsnęła głową.– Nie miałam czasu.Nie miała czasu na harcerstwo! Kiedy nie fruwała albo nie ćwiczyła na strzelnicy, siedziała na pewno nad książkami, wkuwając języki obce.Znając Mackintosha, dałbym głowę, że i w łodzi podwodnej czuła się jak u siebie w domu.Co za piekielne życie wiodła ta dziewczyna!– Miałaś wtedy jakieś towarzystwo? – zapytałem.– Spotykałaś się z rówieśniczkami?– Nie za często.– Poruszyła się niespokojnie w fotelu.– Owen, do czego ty zmierzasz?Wzruszyłem ramionami.– Do niczego.Chodzą mi po głowie puste myśli rozleniwionego faceta i tyle.– Maeve O’Sullivan naopowiadała ci pewnie jakichś makabrycznych historii, co? O to chodzi? No tak, mogłam się tego spodziewać.– Nie powiedziała ani jednego słowa za dużo – zaprotestowałem.– Ale człowiekowi trudno nie myśleć.– No to lepiej zatrzymaj swoje myśli dla siebie.– Odwróciła się do pulpitu i pogrążyła w milczeniu.Doszedłem do wniosku, że dobrze zrobię, jeśli przestanę w końcu kłapać dziobem.Kiedy skręciliśmy i wlecieliśmy w przestrzeń powietrzną nad Cieśniną Gibraltarską, Alison przejęła stery i zaczęliśmy schodzić niżej.Na wysokości trzech tysięcy metrów zdjęła maskę, a ja poszedłem z zadowoleniem w jej ślady.I wtedy, w oddali, po raz pierwszy ujrzałem Skałę wynurzającą się z niebieskiej toni morza.Zawróciliśmy i spostrzegłem sztuczny port oraz pas startowy wgryzający się w Zatokę Algeciras niczym pokład gigantycznego lotniskowca.Wyglądało na to, że Alison, która rozmawiała akurat przez radio, bywała tu już nieraz.Lądowaliśmy od wschodu i nasz maleńki samolocik nie potrzebował aż tak długiego pasa.Sunęliśmy po nim ledwie chwilę, a później pokołowaliśmy w stronę zabudowań lotniska.Spojrzałem na wojskowe samoloty, od których się tam roiło i zauważyłem ponuro:– I oto mamy lotnisko dobrze strzeżone.Niby jak miałem się przez nie prześlizgnąć?!– Mam dla ciebie prezent – oświadczyła i z kieszeni na mapy wyjęła paszport.Otworzyłem go jednym ruchem i zobaczyłem, że z wnętrza okładki wyziera na mnie moja własna twarz.Trzymałem w ręku paszport dyplomatyczny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •