[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chyba cierpię na zaniki pamięci - powiedziała.- Nie przypominam so bie żadnego zakładu.- Nie będę się mógł pokazać wśród przyjaciół grających w krykieta - odparł Joshua.- Przyznaję, że uczciwie wygrałaś mecz.Starałem się nie dopuścić, żebyś zdobyła punkty, gdy ja będę rzucał.- Wiem.- Uśmiechnęła się do niego promiennie.- Co teraz będziemy robić?! - krzyknął Davy, podskakując z podniecenia.- Wujku Aidanie, obiecałeś, że znajdziemy jakieś inne zajęcie.Możemy przejechać się konno? Albo pobawić w chowanego? Albo powłazić na drzewa, albo.Aidan chwycił chłopca za kostki i przytrzymał do góry nogami.Davy zaczął piszczeć, chichotać i wołać, żeby go puścić.- Teraz zjemy drugie śniadanie.A potem zobaczymy.- Aidan ostrożnie położył chłopca na trawie i połaskotał czubkiem buta.Joshua ujął Freyję za rękę i splótł ich palce.Ruszyli razem w stronę domu.- Wujku Aidanie? - powtórzył Josh zaciekawiony.- Gdy Aidan poznał Eve.Becky i Davy byli jej przybranymi dziećmi - wyjaśniła Freyja.- Ich rodzice zmarli, nikt z krewnych nie chciał przygarnąć maluchów.Niedawno Eve i Aidan uzyskali w sądzie prawo do opieki.Becky zwraca się do nich: mamo i papo, a Davy mówi: ciociu i wujku.Eve powiedziała mi, że nie nakłaniają dzieci, by uważały ich za mamę i tatę.Pilnują też, by nie zapomniały swoich rodziców.Nigdy nie umiałam wyobrazić sobie Aidana z dziećmi.A jednak jest dla nich czuły jak prawdziwy ojciec.- Czy on służył w wojsku? - spytał Joshua.- Przez dwanaście lat - odparła.- Od osiemnastego roku życia.Wystąpił z armii dopiero kilka miesięcy temu, gdy ożenił się z Eve.- Freyja zerknęła na ich splecione dłonie.- Josh, czy pozwoliłam, żebyś trzymał mnie za rękę, i to w tak intymny sposób?Popatrzył na ich palce, a potem spojrzał jej w oczy i zaczął się śmiać.- Nie - przyznał.- Ale przecież powinniśmy odgrywać maskaradę.Ty i Bewcastle uzgodniliście, że nasze zaręczyny mają wyglądać na prawdziwe nawet wobec rodzeństwa.Ja tylko trzymam się swojej roli.- Jeśli wyobrażasz sobie, że w imię stwarzania pozorów będę stać bezczynnie i poddawać się twoimi uściskom, to się mylisz - oznajmiła surowo.- Stać bezczynnie? - Znów się zaśmiał.- Och, mam nadzieję, że nie.Nie ma nic przyjemnego w obściskiwaniu marmurowego posągu albo zwiędłej lilii.Przypuszczam, że jako dziecko byłaś niezłym urwisem?- Tak - potwierdziła.- Świetnie.- Pochylił twarz tak, że przez chwilę myślała, że znów ją pocałuje.- Zawsze miałem wielką słabość do niesfornych dziewczyn.Freyja zdała sobie sprawę, że dzięki całej tej maskaradzie Joshua mógł bezczelnie z nią flirtować, a czasami pozwalać sobie na jeszcze więcej.Dlaczego na samą myśl o tym ogarniała ją wręcz upajająca radość?Nim dzień dobiegł końca, Joshua już wiedział, że Bedwynowie są żywiołową, wesołą rodziną.Dzieci nie zamykano w pokoju dziecinnym, żeby dorośli mogli się oddawać nudnym zajęciom.Po drugim śniadaniu wszyscy postanowili pójść nad jezioro, ukryte wśród drzew na wschód od domu.Całe rodzeństwo zaproponowało Joshui, by mówił im po imieniu.Rannulf powiedział, że wokół jeziora jest mnóstwo kryjówek, będą więc mogli pobawić się w chowanego.Alleyne dodał, że zabierze huśtawkę i zawiesi ją na drzewie.A Freyja rzuciła, że drzewa sa po to, by się na nie wspinać.- I jest jeszcze jezioro - wtrącił Aidan.- Już przecież wrzesień - zauważyła jego żona.- Bardzo ciepły wrzesień - odparł Aidan, zerkając przez okno.Na dworze rzeczywiście świeciło piękne słońce.- Jeśli ktoś będzie pływać, to ja usiądę sobie na brzegu i tylko popatrzę.Postaram się przy tym bardzo dekoracyjnie wyglądać - odparła stanowczo.- Ja też, Eve - rzuciła Judith.- Poza tym możemy się na zmianę huśtać na huśtawce.Popołudnie upłynęło im w ciągłym ruchu.Joshua podejrzewał, że obecność dzieci była dla dorosłych tylko pretekstem, by sami mogli się bawić.Alleyne i Joshua wdrapali się na wysokie, potężne drzewo, rosnące niedaleko jeziora i na grubym konarze zawiesili huśtawkę.Przez jakiś czas bujały się na niej dzieci.Wkrótce jednak zaczęła się zabawa w chowanego i trwała ponad godzinę.W końcu przyszła kolej na Joshuę, któremu udało się znaleźć wszystkich z wyjątkiem Freyji.Ostatecznie znalazł ją wysoko w konarach dębu.Siedziała przytulona plecami do pnia, obejmując kolana rękami.Szukał jej wokół tego drzewa chyba z tuzin razy.- Hej! - zawołał.- Oszukujesz.Ustaliliśmy, że nie można się oderwać od ziemi.- Dotykam pnia plecami.A pień sięga ziemi - odparła i spojrzała w dół.Jeśli bała się wysokości, to wcale nie było tego po niej znać.- Hm, gdzieś w tym rozumowaniu tkwi błąd - stwierdził.- Teraz jednak wreszcie cię znalazłem.- Najpierw musisz mnie dotknąć - odparła.- Chcesz, żebym wszedł aż tam na górę? - spytał, mrużąc oczy.- Tak.- Odchyliła głowę i zapatrzyła się w niebo.Wdrapał się na górę i dotknął jej ramienia, żeby regułom zabawy stało się zadość.Potem razem z Freyjąpopatrzył w niebo.Po szerokiej połaci błękitu płynęło kilka małych, strzępiastych chmurek.- Lato się kończy - powiedziała.- A właściwie już się skończyło, tylko jeszcze się ociąga, nim ustąpi miejsca jesieni.Szkoda, że wkrótce przyjdzie zima.- Ale przecież zimą można chodzić na spacery i jeździć konno - zaoponował.- A jeżeli spadnie śnieg i chwyci mróz, także jeździć na sankach i urządzać bitwy na śnieżki.I jeździć na łyżwach, i lepić bałwana.- Tu nigdy nie pada śnieg.- Westchnęła.Stał na gałęzi trochę niżej i patrzył na Freyję.Od rana miała rozpuszczone włosy.Wyglądała jak leśna boginka w melancholijnym nastroju.- Kochanie, i tak musimy pozostać zaręczeni jeszcze przez pewien czas - powiedział.- Pokażę ci, że można cieszyć się zimą na tyle sposobów, że nawet nie zatęsknisz za latem.Odwróciła ćo niego głowę i uśmiechnęła się lekko.- Nie martw się-rzuciła.- Jeszcze zanim przyjdzie zima, uznam, że spłaciłeś swój dług wobec mnie.Jutrzejszy dzień będzie trudny do zniesienia.- Trudny do zniesienia? - powtórzył zdziwiony.Potem przypomniał sobie, że przecież mająjechać na chrzciny nowo narodzonego dziecka sąsiada.- Czy ten Redfield i jego rodzina to nudziarze?- Kiedyś byłam zaręczona z ich najstarszym synem - wyjaśniła.- To ja miałam zostać wicehrabiną Ravensberg i urodzić chłopca, pierwszego dziedzica w następnym pokoleniu.Jednak Jerome zmarł.- Ach tak - wymamrotał Joshua.- Wybacz, już mi o tym mówiłaś.Kochałaś go? Na to pytanie też mu wcześniej odpowiadała, tam na białej skale nad Bath.Spojrzała na markiza z lekkim politowaniem.- Dorastaliśmy ze świadomością, że się pobierzemy - odparła.- Nie żebyśmy się nie lubili.Byliśmy do siebie przywiązani.Darzyliśmy się nawet dużą sympatią.W takich małżeństwach miłość nie jest konieczna.A jednak czuła dzisiaj zupełnie zrozumiałe przygnębienie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •