Barker Clive Ksiega Krwi II

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopad� go wiatr, wprawi� w dr�enie, przeczesa� w�osy i zmrozi� oczy w dwiegrudki lodu.Steve zacz�� biec, podskakiwa�, ta�czy�, bryka� po uli�cach, bia�y w �wietle,ciemny w cieniach."Raz mnie wida�, raz nie.Raz mnie wida�, raz."Tym razem Quaida nie obudzi� sen.Teraz co� us�ysza�.Wyra�nie.Ksi�yc wzniós� si� na tyle wysoko, by rzuca� po�wiat� przez okno i drzwi,o�wietlaj�c szczyt schodów.Nie musia� zapala� �wiat�a.Widzia� wszystko cotrzeba.Schody by�y puste jak zawsze.Potem zaskrzypia�y na dole, cichutko, jakby kto� w nie dmucha�.Quaid pozna� l�k.Nast�pne skrzypni�cie.�mieszny sen wchodzi� do niego po schodach.Musi �ni�.Wie przecie�, �e nie ma �adnych klaunów, �adnych zabójców z toporami.Czy� tenabsurdal�ny obraz, budz�cy go ci�gle w nocy, mo�e by� czym� innym ni� snem?Tak, mo�e niektóre sny s� tak niedorzeczne, �e musz� by� prawd�?��adnych klaunów" - powtarza� sobie, stoj�c i patrz�c na drzwi, schody, jasneplamy ksi�yca.Quaid zna� tylko kru�che umys�y, tak s�abe, �e nie mog�y da� muwskazówki zdradzaj�cej natur�, pocz�tki lub lekarstwo na panik�, która go terazopanowa�a.Przy najmniejszej oznace l�ku potrafi�y si� tylko za�amywa� irozsypywa� w proch.Wiedzia�, �e nie ma �adnych klaunów, nigdy nie by�o i nie b�dzie.Wtedy si� pojawi�, z twarz� g�upka Kredowoblady w �wiet�le ksi�yca, jegom�odzie�cze policzki by�y podrapane, nie ogolone i pulchne, u�miecha� si� jakdziecko.Na dolnej szcz�ce mia� rozmazan� krew, a dzi�s�a by�y od niej niemalczarne.Mimo to by� to klaun.Niew�tpliwie klaun w nie dobranym ubiorze, takinie na miejscu, taki patetyczny.Z tym u�miechem móg� si� równa� jedynie topór rzucaj�cy b�yski w �wietleksi�yca.Gdy klaun robi� nim krótkie, r�bi�ce ruchy, jego male�kie czarne oczy l�ni�y namy�l o czekaj�cej go zabawie.Niemal na szczycie schodów zatrzyma� si� i nie rezygnuj�c nawet na chwile zu�miechu, przygl�da� si� przera�eniu Quaida.Nogi Quaida za�ama�y si�, opad� na kolana.Klaun zszed� z podskokiem o jeden stopie�.B�yszcz�ce oczy utkwione w Quaidziewype�nia�a �agodna z�o�liwo��.Topór ko�ysa� si� w jego bia�ych d�oniach.Quaid zna� go.To jego ucze�, królik do�wiadczalny przeistoczony w kszta�t jego w�asnego leku.On.Spo�ród wszystkich ludzi.On.G�uchy ch�opiec.Podskoki by�y teraz wy�sze, klaun wydawa� gard�owe d�wi�ki niby jaki�fantastyczny ptak.Topór zatacza� w po�wietrzu coraz szersze ko�a, ka�dekolejne by�o coraz bardziej �mierciono�ne.- Stephen - powiedzia� Quaid.Imi� to nic nie znaczy�o dla Steve'a.Zobaczy� tylko otwie�raj�ce si� usta.Potem si� zamkn�y.Mo�e wyda�y jaki� d�wi�k, mo�e nie.By�o mu to oboj�tne.Z gard�a klauna wydar� si� krzyk, a trzymany obur�cz topór wzniós� si� nadg�ow�.W tej�e chwili weso�e podrygiwanie przesz�o w bieg, Steve skoczy� zostatnich dwóch stopni i wpad� do sypialni.Znalaz� si� w �wietle.Cia�o Quaida odwróci�o si� w ucieczce przed morderczym ciosem, lecz nie by� toruch dostatecznie szybki ani zgrabny.Ostrze �wisn�o w powietrzu i wbi�o si� wrami� Quaida, odcinaj�c wi�ksz� cz�� mi�nia trójg�owego, przerywaj�c �ci�gna,by nast�pnie zag��bi� si� w przedramieniu, tu� obok t�tnicy.Ryk Quaida s�ycha� by�o o dziesi�� domów dalej.Nikt go jednak nie us�ysza�.Nikt nie przyszed� i nie odci�gn�� od niego klauna.Topór, niecierpliwy swojej roboty, r�bn�� teraz w udo Quaida, jakby by� to pie�drzewa.Otwarta rana, szeroka na jakie� dziesi�� centymetrów, ukaza�ab�yszcz�c� powierzch�ni� mi�nia, ko�� i szpik.Po ka�dym uderzeniu klaunszarpa� za topór, by go wyci�gn��, a cia�o Quaida podskakiwa�o jak lalka.Quaid wrzeszcza�.Quaid b�aga�.Quaid przymila� si�.Klaun nie s�ysza� ani s�owa.Dobiega�y do niego tylko odg�osy z wn�trza g�owy: gwiz�dy, krzyki, wycia,szumy.Znalaz� tam schronienie, do któ�rego nie dotr� nigdy racjonalneargumenty ani gro�by.Dudnienie jego serca rozbrzmiewa�o tam cicho, a szum krwiby� muzyk�.Jak�e ta�czy� ten g�uchy ch�opak, ta�czy� jak g�upi, pa�trz�c, jak jego oprawcarozwiera usta niby ryba, jak milknie na zawsze jego zdeprawowany umys�.Jak�etryska�a krew! Jak bulgota�a i bi�a w gór�!Ma�y klaun urz�dzi� sobie nocne widowisko i cieszy� si�.Topór na zawszezostanie jego przyjacielem, sprytnym i m�drym.Mo�e ci��, przecina�,�wiartowa�, amputowa� i zachowywa� przy tym cz�owieka przy �yciu, a je�lib�dzie robi� to dobrze, to na d�ugo, bardzo d�ugo.Steve cieszy� si� jak dziecko.Czeka ich jeszcze ca�a noc, a w g�owie s�ysza�ca�� potrzebn� mu muzyk�.Quaid zrozumia�, patrz�c w oboj�tne oczy klauna, �e na �wiecie jest co�gorszego ni� l�k.Gorszego nawet ni� �mier�.To ból bez nadziei na ukojenie.To �ycie, które nie mo�e si� sko�czy�, mimo �eumys� b�aga cia�o o zgon.A najgorsze jest spe�nienie si� snów.PIEKIELNA KONKURENCJATego wrze�nia na ulice i place Londynu wysz�o Piek�o.Wy�oni�o si� z lodowatychg��bin Dziewi�tego Kr�gu.By�o tak zmarzni�te, �e nawet s�o�ce babiego lata niemog�o go ogrza�.Jak zwykle starannie u�o�y�o swoje plany.Tym razem by�y onemo�e bardziej dopracowane ni� zazwyczaj.Ka�dy szczegó� zosta� dwa lub trzyrazy sprawdzony, aby by�a pewno��, �e nie zaniedbano niczego.Precyzyjneprzy�gotowania zwi�ksza�y szans� zwyci�stwa w tej najwa�niej�szej grze.Nigdy nie brakowa�o mu woli walki; tysi�ce tysi�cy razy w wielu stuleciachwyst�powa�o ogniem przeciw cia�u, cza�sem wygrywaj�c, cz�ciej jednak doznaj�cpora�ek.Mimo wszystko hazard by� podstaw� jego posuni��.Bez ludzkiejnami�tno�ci do wspó�zawodnictwa, ryzyka i hazardu Pandemonium upad�oby by�mo�e, z braku obywateli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

Search

Podstrony