[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kelly popatrzyła na babcię pytającym wzrokiem, po czym podniosła się z krzesła i powiedziała: – Proszę wejść.Gdy do sali wkroczył Tucker z bukietem kwiatów, z wrażenia musiała usiąść z powrotem.– Witam panie – powiedział mężczyzna i posłał im przyjazne spojrzenia; babci – serdeczne, wnuczce – bardziej tajemnicze i dwuznaczne, wyzywające i pełne tęsknoty jednocześnie.Kelly w jednej chwili przypomniała sobie, z jakiego powodu czuła słabość do tego mężczyzny.Było w nim coś, co działało na nią jak magnes, co sprawiało, że w jego obecności zaczynała naprawdę czuć się kobietą, podziwianą, adorowaną, świadomą atutów swej urody.Tucker dawał jej to odczuć jak nikt inny.Pociągało ją to, że był energiczny, zdecydowany, że biła z niego radość życia.Dzisiaj wyglądał lepiej niż kiedykolwiek.Ubrany był w dżinsy i jasną koszulę, która podkreślała jego piękną opaleniznę i ciemne oczy.– Witamy.Niech pan nie stoi jak kołek, młody człowieku – odezwała się Claire.– Proszę się zbliżyć, abym mogła lepiej pana obejrzeć.– Babciu! – obruszyła się Kelly.Tucker natomiast nie dał się zbić z tropu.Uśmiechnął się uprzejmie i podszedł do łóżka starszej pani.– A więc Tucker Garrett to pan? – zapytała.– We własnej osobie, proszę pani – odparł i puścił oko do Kelly, która natychmiast oblała się pąsem.– Mam nadzieję, że wolno mi było przynieść pani kwiaty – dodał, ujmując kruchą, wyciągniętą w jego stronę dłoń starszej pani.– Są prześliczne.Dziękuję – powiedziała.– Wstaw je do wody, kochanie – zwróciła się do Kelly, która unikając wzroku mężczyzny, odebrała bukiet i zaczęła rozglądać się za wazonem.Kiedy odwróciła się, Tucker i Claire zgodnie wybuchnęli śmiechem.– Może i mnie powiecie, co was tak rozbawiło, pośmiejemy się razem – mruknęła naburmuszona.– A, to taki nasz mały sekret – wyjaśniła Claire.Tucker podniósł się z krzesła.– Nie chcę pani dłużej męczyć – powiedział.– Proszę jak najwięcej odpoczywać.Już pójdę, ale obiecuję, że jeszcze panią odwiedzę, jeśli wolno.– Liczę na to – odparła Claire.– I jeszcze raz dziękuję za kwiaty.– Zawsze do usług – odparł z szarmanckim uśmiechem.Kelly odprowadziła go na korytarz.Zamknęła za sobą drzwi separatki, po czym oparła się o nie plecami i spojrzała w oczy mężczyzny.– Tęskniłem za tobą – powiedział cicho.Kelly z trudem przełknęła ślinę.– Ja również.Szkoda tylko.– zawahała się – szkoda, że nie powiedziałeś mi wszystkiego o sobie.– Co ci miałem powiedzieć?– Że byłeś żonaty.I że masz dziecko.Tucker cofnął się, spoważniał natychmiast.A więc ojciec miał rację, pomyślała.Najwyraźniej poruszyła bardzo delikatny temat.Może nie powinna? Nie, musiała przecież to wyjaśnić.Musiała? Niby dlaczego? Czyżby w imię wspólnej przyszłości?– Nie pytałaś – odparł Tucker, nie spuszczając z niej wzroku.– A powinnam?– Posłuchaj – westchnął ciężko – to nie jest miejsce na tę rozmowę.Skoro jednak pytasz, to.tak, ty i twój ojciec macie rację.Byłem żonaty.Dziecko natomiast nie jest moje.Gdy się żeniłem, przyjąłem je z całym dobrodziejstwem inwentarza.A że się o nie troszczyłem? Nie umiałbym inaczej.Gdy żona ode mnie odeszła i zabrała ze sobą Nancy, bardzo z tego powodu cierpiałem.Cholera, wciąż uważam, że nie powinienem był na to pozwolić.Zresztą, stare dzieje.– Machnął ręką i zamilkł na chwilę.– Czy to ci wystarczy?Kelly skinęła głową.Mówił szczerze, jego oczy nie kłamały.Boże, zamierzała go zdemaskować, a tylko wzruszył ją i rozczulił swoim wyznaniem.Czy Tucker Garrett byłby równie wspaniałym ojcem jak kochankiem?Patrzyła na jego szeroki tors, silne ramiona, opaloną twarz.Pragnęła wtulić się w niego, poczuć na sobie gorące usta.– Muszę się z tobą spotkać – powiedział Tucker, jakby czytając w jej myślach.– Dziś wieczorem.Bała się, lecz jednocześnie nie była w stanie odmówić.Przesunęła językiem po suchych wargach, a Tucker jęknął z udręką w głosie.– Co się stało? – spytała.– Nie drażnij mnie w ten sposób.Chyba że.– Urwał i spojrzał na nią tak, że aż zakręciło jej się w głowie, a od kolan w górę zaczęła ogarniać ją słodka, zniewalająca fala przeczuwanej rozkoszy.– Chyba że co? – zapytała niemal bezgłośnie.– Chyba że tym razem to ty przejmiesz inicjatywę.Rozdział dziewiątyWiejski prostak.Tylko tak była w stanie o nim myśleć po owych bezczelnych słowach, które usłyszała na szpitalnym korytarzu.Było upalne popołudnie, od incydentu, który tak ją poruszył, minęły całe dwa dni, a Kelly wciąż czuła gniew i oburzenie na każde jego wspomnienie.„Ty przejmiesz inicjatywę.” Żaden jeszcze mężczyzna nigdy tak się do niej nie odezwał.Za kogo ją ma? Za pierwszą lepszą.?Stała jak zahipnotyzowana, wpatrzona w niego i spragniona jego ciepła.Gorąca krew pulsowała w jej w żyłach, gotowa była na wszystko, co jej zaproponuje, ale, na Boga, nie na to! A on powiedział swoje, uśmiechnął się do niej zmysłowo (teraz myślała, że tylko lubieżnie) i zanim odzyskała mowę, odszedł powolnym, mierzonym krokiem, zupełnie jakby cały świat należał do niego.Do licha! Od razu powinna była zdrowo utrzeć mu nosa za taką bezczelność, za takie chamstwo! Ale jak? Oświadczając, że prędzej gruszki wyrosną na wierzbie, niż ona zgodzi się na coś więcej niż rozmowę? Albo że w ogóle nie chce go znać? Kelly parsknęła w duchu szyderczym śmiechem.Dobrze przecież wiedziała, że nie uda jej się oszukać samej siebie.I że nie uda oszukać się Tuckera [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •