[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myślał o tym, że nic nie przepada.Zdjęcia od razu idą na hologram, gdzie staną się zalążkiem nowego, jak nasiona w żyznej glebie.Ze szkieletu łatwo odtworzyć wygląd osobnika, a w wyglądzie odbija się charakter.Znajdą się jeszcze notatki i wiele innych rzeczy.A ponieważ wszystko jest wzajemnie ze sobą powiązane i kropla może opowiedzieć o oceanie, statek o cywilizacji, linijka pamiętnika o autorze, to po przeanalizowaniu zebranych informacji i połączeniu w jeden skorelowany system, kalkulator odtworzy w przybliżeniu również strukturę osobowości, pobudzi przerwany przez śmierć bieg myśli i uczuć.Dawno już przestało być problemem zrekonstruowanie w ten sposób ludzkiej psychiki, obdarzenie modelu samodzielnym życiem - aż do uczestnictwa w rozmowie włącznie.Z mieszkańcem obcej planety będzie to oczywiście znacznie, znacznie trudniejsze.Ale nie beznadziejne, gdyż im wyższa cywilizacja, tym doskonalsza jest jej pamięć, tym łatwiej w niej przechować osobowość.Sądziłeś zapewne, że wszystko już skończone, zwrócił się w myślach Konkin do szkieletu.Niezupełnie.Przeniósł wzrok na pulpit przed fotelem.Pomieszczenie było zapewne czymś w rodzaju sterowni, ale jakież niepojęte konstrukcje! Nawet fotel można było utożsamiać z fotelem tylko dlatego, że niewątpliwie wykorzystywano go jako siedzenie, inaczej skąd szkielet znalazłby się właśnie tutaj? I pulpit można było nazwać pulpitem tylko przez analogię, kompletny surrealizm.- Kalkulator komunikuje, że jest gotów na podstawie zdjęć odtworzyć jego wygląd - powiedział Zielenin.- Zobaczymy?- Tak, tak, oczywiście!Zielenin oparł dłoń na piersi i wyregulował wideofon na ręce.Lustrzany ekranik od razu się rozjaśnił i obok prawdziwego fotela pojawił się jego holograficzny sobowtór.Teraz w sterowni były dwa pozornie jednakowe fotele, dwa szkielety nie do rozróżnienia, gdyby nie to, że ten holograficzny drgał lekko wraz z fotelem w takt pulsowania krwi w zastygłej ręce Zielenina.Puls ma przyśpieszony - zauważył machinalnie Konkin.- No jasne.Po chwili podobieństwo kopii do oryginału znikło, gdyż kalkulator zaczął rekonstrukcję.Pracował tak szybko, że żaden z dawnych słynnych paleontologów - od Cuviera do Gierasimowa - nie zdążyłby nic z tego zrozumieć.- Taaak.- tylko tyle powiedział Konkin.Nie, istota zrodzona w fotelu nie była zupełnie niepodobna do człowieka: jej oczy nie patrzyły bezrozumnie jak oczy ważki czy jaszczurki.Ale te same oczy podobne były do ludzkich nie więcej niż rzep do soczewki optycznej.Nie odpowiadało ziemskim kanonom także ciało, dziwnie wykręcone wzdłuż wszystkich trzech osi, ze spiralnymi kończynami.- Kalkulator już wie, jak on się porusza.- Zielenin zwrócił w kierunku Konkina pełną napięcia twarz.- Może pokazać ciało w ruchu.- Nie trzeba!Okrzyk ten wyrwał się Konkinowi mimo woli, nie żałował go jednak, choć zanim zaczną dalsze poszukiwania, nie zaszkodziłoby bynajmniej dowiedzieć, się, jak poruszają się mieszkańcy obcej planety.Ale zobaczyć ożywione ciało.- Innym razem - dorzucił szybko.Zielenin skinął głową ze zrozumieniem, wyłączył przekaźnik i w sterowni znów pozostał tylko jeden fotel ze szkieletem niepodobnym do niczego, co najwyżej do jakiegoś dziwacznego kłącza.- Taaak.- powtórzył nieśmiało zbity z tropu Konkin.- Zaczynam wątpić, czy my ich zrozumiemy.- Byleby starczyło informacji - wymamrotał Zielenin.Rzucił przelotne spojrzenie na pulpit i dodał: - Spróbuję na początek pogłowić się nad tą aparaturą.- A ja obejrzę jeszcze statek.Szybko się jednak okazało, że właściwie nie ma co oglądać.Wszystkie spotykane przez Konkina drzwi były zamknięte.Jakaż wiedza, jakaż niezwykła technika mogła kryć się za nimi! Wyłamanie drzwi nie byłoby oczywiście specjalnie trudne, ale na wszystko przyjdzie czas.Najpierw należało wyrobić sobie ogólne pojęcie o statku, jego twórcach i wszystkim, co się tutaj stało.Niewiele jednak mogły powiedzieć puste korytarze i równie puste przejścia między poziomami.Tak samo nic nie mówiły spotykane gdzieniegdzie znaki i napisy.Konkin przekazywał dokładnie ich kształty kalkulatorowi i ten oczywiście już zmagał się z zagadką obcego języka.Naturalnie bez najmniejszego powodzenia, gdyż było za mało danych.Zniszczenia obejmowały znaczną część statku, lecz ich przyczyna wciąż jeszcze była niejasna - jakiś wybuch w środku czy zderzenie z czymś w przestrzeni.Na razie Konkin nie mógł się nawet zorientować, gdzie właściwie znajduje się silnik gwiazdolotu i na jakiej zasadzie statek się porusza.Poruszał.Pokusa poszperania w zniszczonych pokojach była wielka, ale Konkin nie poddawał się jej, gdyż po pierwsze było na to za wcześnie, po drugie w tym chaosie można było utknąć, po trzecie wreszcie, jeśli przyczyną wybuchu była awaria silnika, mogłoby to być niebezpieczne - nie wiadomo przecież, co było paliwem!Mimo wszystko Konkin wsunął głowę w jedną ze szczelin, która przecinała na ukos ścianę przejścia w pobliżu strefy, gdzie wszystko było poskręcane i pogniecione.Nie zobaczył nic szczególnego.Kurz, śmiecie, przewrócone siedzenie podobne do fotela w sterówce.Nie, było coś jeszcze! Koło ściany, pod samą szczeliną, leżała zabawka.Była to nieduża, wielkości dłoni, figurka jakiegoś, sądząc po kształtach, zwierzątka.Skąd Konkinowi przyszło do głowy, że to zabawka? Z równym powodzeniem mógł to być amulet, upominek, lampka nocna, dziwny przyrząd -.cokolwiek.A jednak pierwszą myślą było - zabawka! Wygląd zwierzątka był równie niezwykły, jak wszystko na tym statku, ale czuło się w nim właściwą zabawkom tendencję do uogólniania form, łagodną pieszczotliwość, wywołującą mimowolną chęć pogłaskania dziwnego stworzenia.Oczywiście było to złudzenie percepcji, fałszywa podpowiedz ziemskich stereotypów.Skąd w gwiazdolocie wzięłaby się zabawka? Chociaż.U Konkina na stoliku także siedziała podarowana mu przez kogoś puszysta wiewióreczka.Ciało tego stworzenia z innej planety również było zwinięte i powykręcane w najbardziej niewiarygodny sposób, a mimo to obca sztuka sprawiała, że patrzenie na tę zabawkę było nie tylko znośne, lecz nawet przyjemne.Może przez kontrast ze wszystkim pozostałym? Możliwe.A jednak kontakt nie jest chyba beznadziejny, pomyślał Konkin.Jest coś w rodzaju mostu.Wracał już i bardziej z obowiązku sprawdzał kolejne drzwi, wiedząc, że się nie otworzą, gdyż w chwili alarmu, kiedy powietrze ze świstem uciekało w przestrzeń, automatyka zamknęła i zablokowała wszystko, co mogła.Wyjątkiem z jakichś powodów okazała się tylko sterownia, choć właśnie to najważniejsze centrum dyspozycyjne statku automaty powinny były szczególnie dobrze zabezpieczyć.Ale przy awarii wszystko jest możliwe.O, właśnie nagle poddały się jeszcze jedne drzwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •