[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najlepiej było więc nie zwracać na siebie ich uwagi, zmniejszyć obroty silników, zejść jak się da najniżej i przeczekać, udając nocną chmurkę.Na mniejszych obrotach oszczędzało się też paliwo, zyskując w zamian dodatkową godzinę lotu.W sytuacji, w której ku macierzystym okrętom mknęło kilkanaście rakiet cruise, nocny lot Seahawka 401 mógł się zakończyć lądowaniem w Szwecji.Prócz tego nowy kurs pozwalał odskoczyć od „Leyte Gulf i „Simpsona”.Alvarezowi i Calhounowi wcale nie zależało na tym, by w zamieszaniu dostać własnym pociskiem rakietowym.W ciemnościach po prawej burcie śmigłowca wykwitły naraz rozbłyski.Alvarez odruchowo zacisnął prawą powiekę, by nie dać się oślepić.Pod pokładem „Leyte Gulf czekała ponad setka pocisków powietrze-powietrze, wystrzeliwanych z podwójnych prowadnic na dziobie i rufie krążownika.Alvarez poznał, że ogień prowadzą obie wyrzutnie.Pierwszym pociskom towarzyszył silny pomarańczowy rozbłysk, który na tle nocnego morza dokładnie obrysował sylwetkę dalekiego okrętu.Po sekundzie krążownik zniknął w obłokach rakietowego dymu, rozświetlanego ogniem z dysz kolejnych par rakiet.Pierwsze dwa pociski wyprysnęły ponad wirującą dymną chmurę i ciągnąc za sobą jasną smugę odrzutu, zaczęły się wspinać.Nawet z odległości ponad trzydziestu kilometrów wyglądały jak dwa zawieszone na niebie lampiony, tak jasne, że kłuły w oczy.widok zapierał dech, a zarazem przerażał.Sekundę później, kiedy pierwsza para pocisków zaczęła zakreślać wierzchołek łuku, spomiędzy nowych kłębów dymu skoczyły w górę dwa następne, a za nimi kolejne pary.Sunący po wodzie krążownik stał się podstawą wielkiego ognistego łuku, rozpiętego po całym niebie.Alvarez spojrzał wstecz, w stronę, z której powinien wypuścić pociski także ich własny okręt.Nic - ciemno.- Co, „Simpson” nie strzela?- A, skąd! - zgasił pilota Calhoun.- Nie mają takich zabójczych radarów jak system Aegis, więc siedzą cicho.I mają rację - dorzucił, kalkulując coś w myślach.- Przeciwko pociskom5fe-akh może im pójść bardzo różnie.Nie, zaczekaj! Masz, „Simpson” też strzela.Znad horyzontu wyprysnęła nowa para ognistych krech.Z początku pociski „Simpsona” leciały wprost na śmigłowiec, lecz po paru sekundach odchyliły się w prawo i przemknęły po lewej burcie Seahawka.Rakiety z „Leyte Gulf - niewidoczne po zgaśnięciu silników - przybliżały się tymczasem do pocisków samosterujących Konfederacji.Daleko po lewej stronie, w połowie odległości do horyzontu, pokazała się nagle seria oślepiających, białych błysków - znak, że zadziałały zapalniki zbliżeniowe głowic.Błyski przybliżały się mimo to, w miarę, jak ku okrętom zaczynały mknąć kolejne salwy EuroConu.Trafiły.Przestrzeń morza między parą amerykańskich okrętów wojennych rozświetliła nagle olbrzymia eksplozja.Jej rozbłysk rozpruł nocny mrok tak prędko, że Alvarez dopiero po chwili zrozumiał, czego stał się świadkiem.W ułamku sekundy, zanim odwrócił oczy, ujrzał pękający od wewnątrz, ogarnięty żółtym płomieniem kadłub statku transportowego.Pilot zamrugał, odpędzając spod powiek powidoki i znów omiótł wzrokiem horyzont.Błysk zastąpiła mętna, pomarańczowej barwy poświata.Na ekranach termowizora szara sylwetka transportowca na tle ciemnego morza zaczęła bieleć, nabiegając od strony dziobu coraz większym gorącem.Wreszcie nad białą kreskę pokładu wystrzeliły jęzory ognia.Transportowiec stał w płomieniach.O, rany.Alvarez poczuł, że pod przepoconym kombinezonem robi mu się zimno.- Zwrot w prawo, nowy kurs dwa siedem zero - polecił Calhoun.- Włączę radar, zobaczę, co się dzieje.Alvarez okręcił śmigłowiec wokół osi, czujnie śledząc wysokościomierz.Mógł przysiąc, że przez grzmot silników słyszy, jak pod kadłubem przewalają się fale.Nawet tak zwrotną maszynę jak Seahawk nisko nad wodą mogła spotkać głupia przygoda, po której nie będzie już czasu, żeby wyjść w górę.Calhoun zgarbił się nad wielofunkcyjnym ekranem, zesztywniał nagle i pospiesznie włączył mikrofon.- Atol Pięć, tu 401.Dziesięć ech, odległość pięćdziesiąt mil, pułap trzy zero zero, prędkość sześć zero zero.Brak emisji.W ciemnościach sunęła ponad morzem grupa nieprzyjacielskich samolotów, próbując bez pomocy radarów podkraść się do osaczonego konwoju.Calhoun prędko pstryknął wyłącznikiem.- Wygaszam radar.Zwrot na kurs zero trzy zero, prędko! Śmigłowiec znów się okręcił, jak gdyby poderwany tym głosem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •