[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Gdzie on jest? – wrzasnął rycerz osadzając konia przed Alicją.– Gdzie ten łajdak?– O kim pan myśli, wielmożny markizie Fafifaks? – spytał błazen.– Rozerwę go na czternaście kawałków! Albo nawet na więcej, na osiem! – darł się markiz.– Co za wstrząsająca ignorancja – wyszeptał błazen do Alicji.– Dam głowę, że w ogóle nie chodził do szkoły.Wyobrażasz sobie?Alicja skinęła głową.– Co tam mamroczesz? – spytał markiz.– Ze mną nie ma żartów.A możeście go ukryli? Gryko, zajrzyj do taczki.Giermek wolno podjechał bliżej, ale nie kwapił się do grzebania w taczce.– Trochę delikatniej, markizie – powiedział błazen.– Zapomniał pan, że taczka należy do mnie, ja zaś jestem ulubieńcem Najjaśniejszego Pana.– Gwiżdżę na wszystko – oznajmił rycerz.– Dopóki nie odnajdę hultaja, który uwolnił z łańcuchów moich niewolników.Cóż to za rządzenie się cudzą własnością? Kto mu dał takie prawo?– Może to prawo silnego? – spytał błazen.– Silny – to właśnie ja.Wczoraj nie złaziłem z siodła przez trzydzieści jeden godzin, powaliłem trzech olbrzymów i ściąłem głowy jednemu smokowi.Nie słyszeliście o tym?– Któż by o tym nie wiedział, panie markizie? – zgodził się błazen.– Oto zagraniczna księżniczka specjalnie przybyła, by podziwiać pana na wielkim turnieju.– Gryko, podstaw plecy! – wrzasnął rycerz.– Muszę przywitać się z księżniczką.Giermek mrugnął do Alicji – był chudy, muskularny i opalony, jeszcze bardzo młody, nie miał nawet wąsów.Zeskoczył na ziemię i pochylił się przed rycerskim koniem, żeby jego pan miał na czym postawić nogę.Rycerz ciężko osunął się z siodła, z całej siły następując na plecy giermka.Alicja przestraszyła się, czy nie złamał chłopcu kręgosłupa.Ale Gryko wyprostował się, jak gdyby nigdy nic, i podczas gdy markiz doprowadzał do porządku swoją zbroję, odezwał się do Alicji:– Nie przejmuj się.Jestem silny, wodę na mnie można wozić.Rycerz podszedł do Alicji, rozczesał żelazną rękawicą rude wąsy i powiedział:– Rad jestem powitać cię, księżniczko.Jesteś zamężna?– Nie – odparła Alicja.– I nie wybieram się za mąż.– Czy nie zechciałabyś zostać damą mego serca? – spytał markiz.– Jakoś o tym nie myślałam – powiedziała Alicja.– Jestem tu tylko przejazdem.Rycerz podszedł bliżej i dotknął rękawicą rękawa sukni.– Cóż za tkanina! – wykrzyknął.– U nas takich nie ma.Zagraniczny wyrób.Jesteś prawdziwą pięknością, mademoiselle.– Nie przejmuj się – powtórzył giermek.– Zechce pan wybaczyć, markizie – wtrącił się błazen.– Zdaje się, że uskarżał się pan przed chwilą na jakiegoś rycerza?– Ach, nawet wspominać przykro.Tym bardziej w takiej chwili.Jakiś młokos zobaczył moich niewolników prowadzonych właśnie na sprzedaż i miał czelność ich uwolnić.– To był tutejszy rycerz?– Nie, obcy.Jego herb to czerwona strzała.Błazen odwrócił się do Alicji i szepnął:– To on.Alicja już się domyśliła.– A dokąd pojechał? – spytał błazen.– Dokąd pojechał? Gdybym wiedział, dopędziłbym go i rozdarł na kawałki.– Markiz poruszył wąsami i mówił już nieco spokojniej.– Z pewnością do miasta.Poskarżę się nań królowi, popamięta jeszcze te chuligaństwa.Ale nie o to chodzi.Rycerz znów odwrócił się do Alicji i oświadczył uroczyście:– Pragnę klęknąć przed panią, księżniczko.– Lepiej nie, wasza miłość – powiedział giermek – lewy nagolennik zardzewiał.– No to klęknę na prawe kolano.– Ależ, markizie – wtrącił błazen.– Na prawe klęka się tylko przed królem.Ktoś się dowie i doniesie Najjaśniejszemu Panu.– Kto doniesie? – zdziwił się markiz.– A ja to co? – spytał błazen.– Bezwzględnie doniosę.– Tak, słusznie, ty na pewno doniesiesz – zgodził się rycerz.– Wybacz, księżniczko, hołd zostaje odwołany.– A ja i tak doniosę – powiedział błazen słodziutkim głosem.– Przecież nie ukląkłem!– Ale chciał pan.– To nieszlachetnie!– Nie jestem szlachetny.Lubię pieniądze.– Błaźnie, a skąd ja mam wziąć pieniądze? – zdziwił się rycerz.– Cały mój majątek to miecz i kopia.Nimi zdobywam sławę.– Jeszcze i ludźmi handlujesz, panie – zauważył błazen.– Musiałem oddać dług.A gotówki nie miałem ani grosika.Więc sprzedałem.Oni i tak są leniwi.– Dobrze już, dobrze, nie doniosę – zgodził się błazen.– Ale pod jednym warunkiem.Mam strasznie ciężką taczkę, nie dopcham jej do miasta.Niech nam pomoże pański giermek.– A kto będzie wiózł moją kopię? – oburzył się markiz.– Poza tym nie wypada mi jeździć bez świty.– Wypada, wypada – wtrącił się giermek.– Wczoraj przez cały dzień jeździłeś, panie, beze mnie: do matki po pieniądze, potem na karty, a jeszcze później na kolację.I to wszystko beze mnie.– Wczoraj walczyłem z olbrzymami – zaprotestował markiz.– Dosyć – powiedział błazen stalowym głosem.Alicja aż się zdumiała, skąd się wziął u niego taki głos.– Niech pan jedzie, markizie.Znajdziemy pana w pałacu.Markiz wciąż jeszcze się wahał z obawą.Alicja pokazała, jak ciężko jej pchać taczkę pełną złomu, i zaczęła błagać:– Markizie, proszę pana osobiście, niech pan zostawi nam swego giermka.To było wyjście.Co innego ulec błaznowi, a co innego – zagranicznej księżniczce.– Nie mogę odmówić ślicznej damie.Oddaję go do pani usług.Cała trójka pomogła rycerzowi wgramolić się na konia.Gryko podał mu kopie.– Ciężka – przyznał rycerz.– Proszę się nie spieszyć – powiedział błazen.– Wolno, wolniuteńko.Turniej się jeszcze nie zaczął.Może się pan nawet przespać z godzinkę gdzieś w cieniu.– Proszę odpocząć, markizie – poparła błazna Alicja.Zrozumiała, że im później rycerz dotrze do miasta, tym lepiej dla Paszki.– Dziękuję za pomoc.– Spotkamy się w pałacu – odparł na to markiz i skierował konia w bok.Błazen poczekał, aż markiz skryje się za zakrętem, i rzekł:– Jedziemy, co?– Jedziemy – zgodził się Gryko.– Proszę wziąć mojego konia.Poszli w dół, w kierunku miasta.Na przedzie giermek, który pchał taczkę, od czasu do czasu zerkając na Alicję i uśmiechając się.Alicja szła nieco z tyłu, przytrzymując brzeg swej zagranicznej sukni.Błazen prowadził konia za lejce i cicho nucił:Na turniej zjechali się rycerzeW sławetnym mieście Żangleterze.Najlepszego wnet poznacieNa turnieju w Żangletacie!– Przepraszam – spytała go Alicja.– Czy to miasto nazywa się również Żangle-wielokropek?Błazen wzruszył ramionami.– Każdy je nazywa, jak mu się podoba.A to z winy powszechnego analfabetyzmu.DRUGIE ŻANGLE.Most nad fosą u bram miasta był opuszczony, krata podniesiona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •