[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przesunął kciukami po jej mokrych policzkach.- Clary.- Dlaczego tu stoisz? - zapytała.- Jest lodowato.Nie chcesz wrócić do środka? Jace potrząsnął głową.- Chciałem porozmawiać z tobą sam na sam.- Więc rozmawiajmy - szepnęła Clary.Odjęła jego dłonie od swojej twarzy i położyła je na swojej talii.Musiała czuć go jak najbliżej siebie.- Coś nie w porządku? Wszystko będzie z tobą dobrze? Proszę, niczego przede mną nie ukrywaj.Po tym wszystkim, co się wydarzyło, powinieneś wiedzieć, że potrafię znieść złe wieści.- Zdawała sobie sprawę, że nerwowo paple, ale nie potrafiła się powstrzymać.Jej serce biło jak szalone.- Ja tylko chcę, żebyś był zdrowy - dokończyła, siląc się na spokój.Jego złote oczy pociemniały.- Wciąż przeglądam szkatułkę.Tę, która należała do mojego ojca.Nie czuję nic.Listy, fotografie.są dla mnie mało realne.Valentine był realny.- Pamiętasz, jak cię uprzedzałam, że to wymaga czasu.- zaczęła Clary, zdziwiona jego otwartością.Jace chyba jej nie usłyszał.- Gdybym naprawdę był Jace'em Morgensternem, czy nadal byś mnie kochała? Gdybym był Sebastianem, kochałabyś mnie?Clary ścisnęła jego dłonie.- Nigdy nie mógłbyś być taki jak on.- Gdyby Valentine zrobił mi to samo, co Sebastianowi, kochałabyś mnie? W jego tonie Clary wyczuwała natarczywość, której nie rozumiała.- Ale wtedy nie byłbyś sobą.Jace wstrzymał oddech, jakby jej słowa sprawiły mu ból.Jak to możliwe? Przecież powiedziała prawdę.Nie był taki jak Sebastian.Był sobą.- Nie wiem, kim jestem - wyznał.- Patrzę na siebie w lustrze i widzę Stephena Herondale'a, ale zachowuję się jak Lightwood, a mówię jak mój ojciec.jak Valentine.Widzę, kim jestem w twoich oczach, i staram się być tym człowiekiem, bo ty w niego wierzysz, a ja myślę, że wiara może wystarczyć, żeby uczynić mnie takim, jakiego chcesz.- Już jesteś taki, jakiego chcę, zawsze byłeś - uspokoiła go Clary, ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że mówi do ściany.Zupełnie, jakby Jace nie był w stanie jej usłyszeć, nieważne, ile razy zapewniała, że go kocha.- Odnosisz wrażenie, że nie wiesz, kim jesteś, ale ja wiem.Wiem.I pewnego dnia ty również będziesz wiedział.A tymczasem nie możesz wciąż się martwić, że mnie stracisz, bo to się nigdy nie stanie.- Jest sposób.- Jace uniósł wzrok.- Daj mi rękę.Zaskoczona Clary spełniła jego prośbę, przypominając sobie, jak pierwszy raz ujął w ten sposób jej dłoń.Teraz miała na niej Znak, otwarte oko, Znak, którego on wtedy szukał, ale go nie znalazł.Jej pierwszy stały Znak.Teraz obrócił jej rękę tak, że wyeksponował nadgarstek, wrażliwą część przedramienia.Clary zadrżała.Wiatr od rzeki przenikał do kości.- Jace, co robisz?- Pamiętasz, co mówiłem o ślubach Nocnych Łowców? Zamiast wymieniać obrączki, naznaczamy się nawzajem runami miłości i oddania? - Spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami.- Chcę zrobić ci Znak, który nas ze sobą zwiąże.To tylko mały Znak, ale stały.Zgadzasz się?Clary się zawahała.Stały Znak, kiedy jest się takim młodym.jej matka byłaby wściekła.Ale żadne słowa ani zapewnienia Clary nie mogły go przekonać.Może ten sposób okaże się lepszy.W milczeniu podała mu swoją stelę.Jace ją wziął, muskając przy okazji jej palce.Clary drżała coraz mocniej, było jej zimno, wszędzie, z wyjątkiem miejsca, gdzie jej dotykał.Przycisnął jej rękę do siebie, opuścił stelę i zaczął nią wodzić po jej skórze, najpierw lekko, a potem, kiedy nie zaprotestowała, z większą siłą.Była tak zmarznięta, że pieczenie wydało się jej niemal przyjemne.Patrzyła, jak spod czubka steli spływają ciemne linie i układają się we wzór o twardych, kanciastych zarysach.Raptem ogarnął ją niepokój.Wzór wcale nie mówił o miłości i oddaniu.Było w nim coś mrocznego, kojarzącego się z władzą i poddaniem, stratą i ciemnością.Czyżby Jace narysował niewłaściwy run? Ale przecież to był Jace.Z pewnością wiedział, co robi.I nagle Clary poczuła bolesne mrowienie, jakby budziły się nerwy, i ręka zaczęła jej drętwieć, poczynając od miejsca, którego dotknęła stela.Zakręciło jej się w głowie, jakby ziemia pod nią drgnęła.- Jace! - W głosie Clary zabrzmiał lęk.- Jace, nie sądzę, żeby to było.Puścił jej rękę.Trzymał stelę w dłoni z taką samą gracją, z jaką trzymał broń.- Przepraszam, Clary - powiedział.- Chcę być z tobą związany.Nigdy bym nie skłamał w tej sprawie.Otworzyła usta, żeby go zapytać, o czym, u licha, on mówi, ale nie wydobyły się z nich żadne słowa.Szybko nadciągała ciemność.Ostatnią rzeczą, którą poczuła, były ramiona Jace'ego, kiedy upadała.* * *Zdawało mu się, że przez całą wieczność krąży po wyjątkowo, jak na jego gust, nudnym przyjęciu, aż w końcu znalazł Aleca siedzącego samotnie w kącie, za dużą wiązanką sztucznych białych róż.Na stole stało dużo kieliszków do szampana, w większości do połowy pełnych, jakby zostawiali je tam przechodzący goście.Alec wyglądał na osamotnionego.Opierał brodę na rękach i smętnie wpatrywał się w przestrzeń.Nie podniósł wzroku, nawet kiedy Magnus przysunął sobie nogą krzesło, obrócił je do siebie i usiadł naprzeciwko niego, kładąc ręce na oparciu.- Chcesz wracać do Wiednia? - zapytał.Alec nie odpowiedział, tylko nadal patrzył przed siebie.- Albo moglibyśmy pojechać w inne miejsce - nie poddawał się Magnus.- Gdzie chcesz.Do Tajlandii, Południowej Karoliny, Brazylii, Peru.Nie, zaczekaj, wypędzono mnie z Peru.Całkiem o tym zapomniałem.To długa historia, ale zabawna, jeśli chcesz jej posłuchać.Sądząc po jego minie, Alec nie chciał słuchać żadnych opowieści.Demonstracyjnie odwrócił głowę i spojrzał na salę, jakby nagle zafascynował go wilczy kwartet smyczkowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •