[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Lady Rhiannon!ClanFintan był wyraźnie zniecierpliwiony.– Już idę!Centaury były gotowe do drogi.Noc była bardzo ciemna,dlatego przedtem nie zauważyłam, z jakim rynsztunkiem centaurwyrusza w teren.Teraz zobaczyłam.Każdy z nich miałprzewieszone przez koński grzbiet sakwy, a przez ludzkie plecy– groźnie wyglądający długi miecz przymocowany pasami dotorsu.Tak, te miecze naprawdę wyglądały groźnie.A z tychsakw zapewne wyciągają jedzenie, stamtąd też wziął się koc.Ciekawe, co one tam jeszcze mają.ClanFintan stał na uboczu w niewielkiej odległości odośmiu centaurów, naszej zbrojnej eskorty w drodze do zamku.Imponujący tors mojego małżonka obracał się to w jedną, tow drugą stronę, ClanFintan bowiem instalował właśnie naswoim końskim grzbiecie siodło.Dla mnie, rzecz jasna.Czyli to już.Szybko przełknęłam ostatni kęs i wstałam.Nadeszła pora, jak to mówią, chwycić byka za rogi.ClanFintan, kiedy zobaczył, że podchodzę, dociągnąłpopręgi i spuścił strzemiona.– Gotowa?– Jasne.I stałam.Gapiłam się.Był większy od Epi, a to oznaczało,że z wsiadaniem będę miała naprawdę duży problem.Sama napewno tego nie zrobię.– Pomóc ci?Miałam wrażenie, że bawi się wspaniale, oczywiście moimkosztem.Zerknęłam na resztę chłopaków.Wszyscy, jak jedenmąż, natychmiast zajęli się wnikliwą obserwacją miejscowejflory i fauny.– Tak – wyznałam, uśmiechając się promiennie.– Tenjeden jedyny raz.ClanFintan, a jakże, odwzajemnił uśmiech, po czympochylił się i lewą ręką chwycił mnie mocno pod mój lewyłokieć.– Hop na trzy.A więc raz, dwa i.trzy!I już byłam w górze.Omal nie przeleciałam na drugąstronę.ClanFintan był o wiele silniejszy, niż się spodziewałam,albo ja lżejsza, niż on się spodziewał.W każdym razie musiałamszybko chwycić go za ramiona, żeby nie spaść z tej drugiejstrony.I stęknęłam:– Uch.– Bardzo mi przykro.Oczywiście, że wcale mu nie było przykro!– Och, nie przejmuj się! – rzuciłam słodko.– Nie nakażdego konia wsiada się tak łatwo jak na moją Epi!Punkt dla mnie.Teraz zajęłam się wsuwaniem stópw strzemiona.Kiedy byłam już gotowa, spytałam niewinnymgłosem:– Mam cmoknąć czy ścisnąć cię łydkami?Przełknął i to.– Po prostu trzymaj się mnie mocno.Tak się składa, że sambędę wiedział, kiedy ruszyć.Pomachałam Epi na pożegnanie, a ClanFintan ruszył doprzodu, reszta centaurów za nami.Kiedy pokonywaliśmystromy brzeg, odruchowo chciałam chwycić się za przedni łęk,którego przy tym siodle nie było.Czyli mamy pierwszy problemz zestawu Jazda Wierzchem Na Mężu.– A czego mam się trzymać? – spytałam.W odpowiedzi spojrzał tylko przez ramię i uśmiechnął się.Nie miałam już najmniejszych wątpliwości, że drogi małżonekbawi się świetnie.Jak już wspomniałam, moim kosztem.Ale po chwili poinstruował mnie:– Połóż ręce na moich ramionach albo obejmij mnie wpół.Jak wolisz.W odpowiedzi pociągnęłam go za gruby koński ogon(gwoli wyjaśnienia: na głowie).– A może będę trzymać się za to?Centaury, które biegły obok nas, zaśmiały się cicho.ClanFintan też.– Wolałbym nie.– W porządku.Nie ma sprawy.Ale znów punkt dla mnie, prawda?!Mój małżonek, kiedy tylko pokonał brzeg, od razu ruszyłszybkim galopem przez las.Oparłam ręce na jego ramionach,zachwycona tym, jakie to tam wyczuwam mięśnie.I, bądźmyszczerzy, pod udami też.ClanFintan miał bardzo ładny chód,jechało mi się na nim naprawdę super.Po chwili zrelaksowałamsię całkowicie i zaczęłam się cieszyć samą jazdą.– ClanFintanie – zagadnęłam po jakimś czasie do jego ucha– jak długo wytrzymasz w galopie?Przypominało to trochę rozmowę podczas jazdymotocyklem, oczywiście z tą różnicą, że nie słychać było rykusilnika.– A.jakiś czas na pewno.Nachyliłam się ku niemu jeszcze bardziej, mój biustdotknął jego pleców.(Spokojnie! Przecież to mój mąż!).– Epi moim zadaniem wytrzyma niecałą godzinę, niedłużej.Na pewno czuł na uchu mój oddech.Czy to możliwe, że to,co pojawiło się teraz na jego nagim ramieniu, to gęsia skórka?Reakcja na muśnięcia mojego oddechu? Nie, chyba raczej namój biust.I kto by pomyślał, że ClanFintan jest taki wrażliwy!Na mnie! Byłam wniebowzięta.– Centaury są o wiele bardziej wytrzymałe niż konie.– tukróciutka przerwa, oczywiście, dla większego efektu – i ludzie.Jego głos stał się nagle jeszcze niższy, a mnie nagle zrobiłosię jakoś tak bardzo przyjemnie.Odczucie trochę było podobnedo tego, jakby przeleciał przeze mnie prąd od pasa w dół,jakby.O nie.Jakbym wpadła w sidła gorącego romansu! Nie teraz,jeszcze nie teraz, dziewczyno!– Miło usłyszeć – szepnęłam mu do ucha, ściskając silneramiona męża i jednocześnie dochodząc do pewnego wniosku.Ostatecznego.Rhiannon była po prostu głupia.ROZDZIAŁ DZIEWIĄTYWcale nie podążaliśmy ścieżką, którą przybyłam tu razemz Epi, lecz przez las, oddalając się od rzeki, i w którymśmomencie natrafiliśmy na wyraźnie uczęszczaną drogę, czylitaką, jakiej ja unikałam jak ognia.Dojechaliśmy do rozstajui pojechaliśmy na północny zachód, zdecydowanie corazbardziej oddalając się od rzeki.Przywołując w pamięci mojąpowietrzną wyprawę w czasie snu, doszłam do wniosku, żepodążamy niewątpliwie krótszą drogą niż z biegiem rzeki.A poza tym byłam pod wrażeniem wytrwałości centaurów.Bylinie do zdarcia.Do tego, gdyby ClanFintan nie wiózł mnie naswoim grzbiecie, on i jego kumple z pewnością biegliby jeszczeszybciej.Na drodze panował ożywiony ruch, z tym że wszyscypodążali w odwrotnym kierunku niż my.Były to chłopskierodziny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •