[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeżeli zobaczę panią przy niej, osobiście dopilnuję, żeby dostała pani licencję co najwyżej na obcinanie pacjentom paznokci, a nie operowanie mózgów.Rachael z trudem przełknęła ślinę i bez słowa, na miękkich jak galareta nogach opuściła salę.Zamykając za sobą drzwi pokoju chirurgów, myślała uparcie o tym, że z pewnością potrafiłaby naprawić błąd.Nalała sobie zimnej kawy, opadła ciężko na krzesło i zaczęła się zastanawiać, jak wybrnąć z tej sytuacji.Przede wszystkim, to anestezjolog wbrew przepisom zostawił ją samą.W toku dochodzenia musiałby przyznać, że zaniedbał nadzór.Jeśli chodzi o kłamstwo, jakoby Hamlin miał się zjawić lada chwila i zlecił jej rozpoczęcie operacji, by „nie wypaść z kolejki”, to była niemal pewna, że Tony zrozumie jej położenie i potwierdzi jej słowa.Mogłaby na przykład powiedzieć mu, że uznała takie rozwiązanie za logiczną konsekwencję faktu, iż przez cały dzień niecierpliwili się wspólnie, czekając na wolny termin.I że zrobiła to, by dać mu czas na dotarcie do sali operacyjnej.Nie mógł przecież winić jej za to, że nie pojawił się w ogóle.Na szczęście, myślała, to on będzie dokonywał oceny moich postępów, więc ta sprawa raczej nie zaciąży na mojej karierze.Kawałek po kawałku Rachael Jorgenson zbudowała strategię uniknięcia bolesnych skutków katastrofy, która spotkała ją przed chwilą.Ani razu nie pomyślała o największym swoim atucie w zbliżającej się bitwie: o tym, że przełożony pieprzył ją dość regularnie.Starannie omijała ten temat w swoich rozważaniach i nie przyznała w duchu wprost, że ani Tony, ani zarząd szpitala z pewnością nie zlekceważą własnego instynktu przetrwania, który każe im jak najszybciej zapomnieć o całej sprawie, by uniknąć złej prasy.Nie myślała o tym, ponieważ bardzo chciała nadal uważać się za osobę niezdolną do manipulowania ludźmi i do innych cynicznych zagrań.Instynktownie wyczuwała jednak, że trzyma swych przeciwników w szachu.Niezmiernie praktyczna strona jej natury z precyzją radaru i kojącą jasnością postrzegała całą sytuację.Była to podświadoma reakcja obronna zaszczutego zwierzęcia, nie mająca w sobie nic racjonalnego.Mimo to intuicyjne poczucie zwycięstwa i prawie realnej nadziei uspokajało ją tak, jak bicie serca matki uspokaja małe dziecko.Jednemu tylko nie mogła zaprzeczyć: szanse na to, że po zakończeniu stażu otrzyma propozycję stałej pracy w tym szpitalu, równały się zeru.Szeptane opowieści o tym, jak spaprała tracheotomię kobiety Steele’a, sławnej Kathleen Sullivan, z pewnością musiały trafić na wszystkie piętra gmachu jeszcze przed świtem.Ich następstwem mogły być jedynie plotki rozpowszechniane przez tych, którzy podejrzewali ją o romans z Tonym.Wszystko to przed końcem tygodnia nieuchronnie musiało wpleść się szkarłatną nicią w tkaninę szpitalnego życia.Bryant Park, akr zieleni wklejony niczym znaczek pocztowy na tyłach nowojorskiej Biblioteki Publicznej, między Czterdziestą a Czterdziestą Drugą Ulicą, był tego wieczoru pełen sympatyków wieczornych seansów filmowych na otwartym powietrzu.Hamlin ominął setki ludzi siedzących na trawie przed wielkim ekranem ustawionym specjalnie na tę okazję i poszedł prosto do restauracji wybranej przez Edwardsa.Był to najelegantszy z lokali usytuowanych pod imponującą kamienną fasadą i wysokimi oknami biblioteki.Jakżeby inaczej, pomyślał Hamlin.Edwards musi popieścić swój żołądek przy każdej nadarzającej się okazji.Kelner zaprowadził go do stolika w rogu górnego tarasu, z doskonałym widokiem na tłum widzów kłębiący się w dole.Hamlin spojrzał przelotnie na menu i zamówił pierwszą z brzegu potrawę.Nie był wcale głodny, ale nie widział innego sposobu na spławienie nerwowego kelnera, który wisiał nad nim uparcie i paplał coś o rychłym zamknięciu kuchni.Edwards najprawdopodobniej i tak zje to, co zamówię, myślał neurochirurg.Wieczorne powietrze było praktycznie nieruchome.Drzewa zatrzymały w parku upał dnia i brązowe opary samochodowych spalin.Wąchając je, Hamlin zastanawiał się, ile zanieczyszczeń wchłonie tej nocy jego organizm.Czego chce Edwards? – rozmyślał niespokojnie, popijając wodę z lodem.W tym momencie na pewno już rozumiał, że jego kretyński plan zdyskredytowania zeznań Sullivan spalił na panewce i że jeśli chora przeżyje, jej słowa będą oznaczać koniec kariery Tony’ego Hamlina.Czy ten wielki dureń naprawdę sądził, że namówi go do wzięcia całej winy na siebie? Jeżeli tak, to powinien się spodziewać złej wiadomości.Hamlin zerknął na zegarek.Dwudziesta trzydzieści pięć.Rachael zapewne zabrała już Sullivan do sali operacyjnej.Ale czy spartaczy zabieg?Cały dzień zastanawiał się, czy warto nastawić ambitną rezydentkę tak, by w razie potrzeby odważyła się na samodzielną operację? Z jednej strony nie było to trudne: wystarczyło znaleźć jakiś pretekst, by się spóźnić, i mieć nadzieję, że gorliwość dziewczyny, a także niecierpliwość anestezjologa, któremu zależało przede wszystkim na zaliczaniu kolejnych pacjentów, popchną Jorgenson do działania.Z drugiej jednak strony brakowało mu odwagi, by zdobyć się na choćby tak skromną dozę premedytacji, ponieważ mimo wszelkich dotychczasowych przewinień nigdy nie zdecydowałby się na popełnienie morderstwa.Kiedy okazało się, że nagłe przypadki spychają zaplanowaną operację na późniejszy termin, uświadomił sobie, że nie musi niczego aranżować.Wystarczyło pozostawić sprawy własnemu biegowi – wiedział już, że zanim Sullivan trafi na stół, miną przepisowe godziny pracy i znajdzie się poza szpitalem, na spotkaniu z Edwardsem.Gdyby wtedy rezydentka zdobyła się na coś tak głupiego jak przeprowadzenie tracheotomii bez nadzoru, a anestezjolog wziąłby na siebie odpowiedzialność, mimo iż spoczywał na nim obowiązek czuwania nad kilkoma salami operacyjnymi, ewentualna tragedia nie byłaby winą Hamlina.Z czymś takim mógłby żyć, a przynajmniej zracjonalizować w duchu tę sytuację na tyle, by nie czuć się winnym.Początkowo usiłował przekonać się, że tak jest, bo rozpaczliwie pragnął uniknąć zniszczenia kariery przez rewelacje Sullivan.Teraz jednak nie był już tego taki pewny.Zabójstwo było zabójstwem, a sprytna semantyka moralna nie chroniła, jak się okazało, przed wyrzutami sumienia.Hamlin nie mógł też być pewien, że problemy rozwiążą się wraz ze śmiercią Sullivan – pozostawał przecież jeszcze Steele.Poza tym szanse na to, że anestezjolog będzie na tyle nieodpowiedzialny, by pozwolić Rachael na samodzielne działanie i nie towarzyszyć jej, były raczej marne.Neurochirurg wziął jeszcze łyk lodowatej wody, by porozkoszować się przyjemnym chłodem w rozpalonym emocjami żołądku.O dwudziestej czterdzieści w tłumie rozległy się gwizdy i rytmiczne oklaski.Widzowie uznali, że ciemniej na Manhattanie już nie będzie, i zaczęli dopominać się rozpoczęcia seansu.Hamlin nie zainteresował się projekcją.Wciąż spoglądał niecierpliwie na zegarek i szukał wzrokiem Edwardsa.Srebrzysty blask bijący od czarnobiałego obrazu zapewniał niezłą widoczność; wypatrzenie wchodzącego nie było problemem.Tylko gdzie, do wszystkich diabłów, podziewał się Edwards?Ponury temat muzyczny rozbrzmiał nagle, przykuwając uwagę Hamlina.Na ekranie Fred MacMurray wbiegł do opuszczonego biurowca, by zostawić wiadomość dla człowieka nazwiskiem Keyes.Pojawiły się retrospekcje.Hamlin pomyślał znowu o Sullivan [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •