[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To znaczy, zawsze mówi pan dokładnie to, co ma pan na myśli.Zmarszczył brwi.- Czy.czy uważa pani, że to defekt w mojej osobowości?Znów potrząsnęła głową.- Nie.Niektórzy mogą czuć się z tym niezręcznie i nie jestem pewna, czy podobne zachowanie jest w towarzystwie na miejscu, ale ja wolę słyszeć od pana prawdę niż kłamstwa.- Jej uśmiech stał się nieco gorzki.- Przynajmniej wiemy, na czym oboje stoimy.Postąpił naprzód, żeby dotknąć jej ramienia, niechcący potrącając stojącą obok kobietę.-Lily.- Pan Thorne! - zagruchał kobiecy głosik.- Tak się cieszę, że znów pana widzę! Choć podejrzewam, że uzna pan za niewłaściwe, że się do tego przyznaję.Avery spojrzał na gęste jasnoblond loki, a potem w zielone oczy młodej kobiety.Któż to jest, do kroścet? Za kobietą stała Francesca z wyrazem skruchy na twarzy, a przy jej boku Camfield.- Ach.tak, panno.Różany pączek ust ściągnął się powabnie.- Pan Camfield przedstawił nas sobie pół godziny temu.Czekał.162- Andrea Moore, córka lorda Jessupa - rzekła dziewczyna z igrającym na twarzy rozbawieniem.Camfield ujął tymczasem urękawicznioną dłoń Liły i poprowadził ją w kierunku parkietu.Szlag by to.Na pewno będą tańczyć.- Panie Thorne?Opuścił wzrok na blondynkę.Trzepotała rzęsami w górę i w dół.Pewnie coś jej wpadło do oka.- Lorda Jessupa? Ach tak.Czego pani sobie życzy? - spytał.Spojrzała na niego zmieszana.-Ja.ja.Dlaczego ta przeklęta dziewczyna nie może z siebie czegoś wydusić? Spojrzał na Francescę.Wzruszyła ramionami.Wzrok małej Moore powędrował za jego spojrzeniem i z ulgą spoczął na Francescę.- Proszę mi wybaczyć, panno Thorne - powiedziała.- Nie wiedziałam, że pani tu jest.Jak się pani miewa?- Radzę sobie, panno Moore - odparła słodko Francesca.- Czy gratulowałam już pani licznych plakatów w witrynach londyńskich sklepów, na których widnieje pani śliczna buzia? Doprawdy, wyrugowała pani wszystkie inne londyńskie piękności.Dziewczyna uśmiechnęła się sztucznie.Avery popatrzył w tłum poza nią, tam gdzie poszli tańczyć Lily i Camfield.Nie było ich widać.- Czy to nie cudowne, Avery? - spytała Francesca.Gdzie oni mogli pójść, do licha? Wyzwolona czy nie, Lily mimo wszystko dbała o swoją reputację.- Prawda? - nalegała Francesca.- Co prawda, Francesco? - spytał niecierpliwie Avery.- Czy to nie cudowne, że nasza panna Moore z Devon jest najpopularniejszą spośród profesjonalnych piękności?- Profesjonalnych piękności? Doprawdy, Francesco, zawsze uważałem cię za rozsądną kobietę, ale nie mam pojęcia, o czym ty mówisz.Wybaczą mi panie - wykonał stosowny ukłon w stronę Franceski i stojącej z otwartymi ustami blondynki i poszedł szukać Lily.- No nie! - rzekła Andrea Moore, córka lorda Jessupa, gwiazda londyńskiego sezonu i najurodziwsza istota, jaką kiedykolwiek wydało hrabstwo Devon.- Co za nieokrzesany gbur.Jest zupełnie inny, niż sobie wyobrażałam, czytając jego reportaże.- Szuka Lillian Bede - wyjaśniła Francesca.- Być może ją pani widziała? Lśniące włosy, cera jak śmietanka, oczy czarne jak noc, figura jak u greckiej.163- Czy on nie zdaje sobie sprawy, kim jestem? - przerwała brutalnie Andrea.- Jak to możliwe? Przecież co noc piją moje zdrowie w co najmniej pięciu prywatnych klubach dla dżentelmenów w Kensing-ton! - Z pewnością, kochanie.- Francesca poklepała obrażoną dziewczynę po ręce.- Ale Avery rzadko bywa w mieście.Szkoda, prawda?Avery szukał Lily i Camfielda przez prawie dziesięć minut.W końcu ruszył do hallu i zaczął kolejno otwierać drzwi.Kilka mniejszych pomieszczeń było przewidzianych do gry w karty, jedno zostało przeznaczone na szatnię.Siwowłosa dama dała mu w niedwuznaczny sposób do zrozumienia, że pokój, do którego zamierzał wtargnąć, jest zarezerwowany dla dam.Chociaż zaskoczył co najmniej trzy pary w sytuacjach co najmniej niestosownych, Lily i Camfielda nie znalazł.Pozostał jeszcze tylko jeden pokój na tym piętrze, do którego nie zajrzał.Spojrzał na eleganckie, ozdobne kręcone schody.To niemożliwe, by mogła być tak nierozważna, żeby tam wejść.Otworzył drzwi do ciemnego pomieszczenia i zajrzał do środka.Pewien był, że uchwycił kątem oka jakieś ukradkowe poruszenie.Stanąłw drzwiach, wytężając słuch.Jeśli Camfield i ona, tu, w tej ciemności.- Pozwoli pan, że zapalę panu światło, stary.Avery odwrócił się gwałtownie, niemal wpadając na gospodarza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •