[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Staruszek wci¹¿ dok³ada³ do ognia.By³ g³uchy i œlepy.Co za oko mia³ ten gnojek, ¿e rozpozna³ w tej Mayi tamto brud­ne dziecko,którego omal nie stratowa³.Rzuci³em siê do drzwi, wyskoczy³em na ulicê i zobaczy³em mniej wiêcej tyle samoco staruszek w œrodku.Kurdupel musia³ byæ magikiem albo by³ po prostu a¿ takma³y, ¿e nie sposób by­³o go odnaleŸæ w t³umie.Tu zreszt¹ co noc trwa karnawa³.Nie, nie mogê powiedzieæ, ¿e to tylko rozpustai wyuzdanie.Mo¿na znaleŸæ równie¿ zdecy­dowanie mniej ostre rozrywki.Proszê,dwa domy dalej znajduje siê salon bingo, przed którym w³aœnie zatrzyma³ siêca³y regiment starszych paniuœ.Jednak¿e i tak wszystko krêci siê wokó³roz­pusty, a nêdza ka¿e zapominaæ o niewinnych rozrywkach.Zapyta³em moich anio³ków, czy widzieli kurdupla.Stwierdzi­li, ¿e nie wiedz¹, oczym mówiê.Zapyta³em bramkarza.On tak­¿e nic nie widzia³ i by³ zbyt zajêty,¿eby traciæ czas na ploteczki.- Wrócê jutro, kiedy bêdziesz mniej zajêty - obieca³em, zdro­wo wkurzony.- Jasne - odpar³ radoœnie.Przynajmniej nikt nie powie, ¿e mi­gam siê odwspó³pracy z organizacj¹.Zrozpaczony, z³apa³em Mayê za ramiê i ruszy³em w stronê domu.XXXIXPrzez kilka minut milczeliœmy.Nagle coœ sobie przypomnia­³em i gwa³towniezmieni³em azymut- A tobie co siê znowu sta³o?- Omal nie zapomnia³em, ¿e muszê siê zobaczyæ z Morleyem.- Ach, z panem Czarusiem.- Niech no tylko spojrzy na ciebie dzisiaj, a kijem go nie od­pêdzisz.- Jeœli to mia³ byæ komplement, to wielkie dziêki.- Spojrza­³a na mnie koso.Kilka kroków dalej odezwa³a siê znowu.- Mia³am zamiar ciê dzisiaj uwieœæ, ale teraz nie mogê.- Hê? - Detektywi szybko biegaj¹ i jeszcze szybciej wracaj¹ tam, sk¹d przyszli.- Gdybym to zrobi³a, nie by³byœ ze mn¹.Myœla³byœ o niej.- O kim? - Patrzcie, jak on pêdzi.Jest tak szybki, ¿e ledwie widaæ, jak siêporusza.- O Polly, tej elfickiej dziewczynie.- O niej? Ju¿ zapomnia³em - sk³ama³em.- A ksiê¿yc zrobiony jest z zielonego sera.- Tak twierdz¹ badacze.Ale skoro ju¿ o niej mowa, to, co cie­kawego mia³a dopowiedzenia?- Trudno mi by³o rozmawiaæ otwarcie, bo mog³aby siê domyœ­liæ, ¿e nie jesteœmyzwyk³ymi klientami, i donieœæ Hester.Chy­ba masz racjê.Wed³ug Poi³y jedna zdziewczyn pasuje do opisu Hester, ale Polly jej nie lubi.To okropnaskromnisia.- Co? - Rozeœmia³em siê.- W tym domu wszystkie s¹ „patrz na mnie, nie rusz mnie".Polly mówi, ¿eczasami klient potrzebuje kogoœ, przed kim móg³­by siê wygadaæ i wy¿aliæ, ktoodpowiada³by na pytania i pocie­sza³, ale potem nie u¿y³by tego przeciw niemu.One w zasadzie nigdy nie ogl¹daj¹ swoich rozmówców.Niektórzy z nich to podobnobardzo wa¿ne osobistoœci, ale Polly nigdy ich nie wi­duje poza budynkiem.Inneto robi¹, czasami, ale nie ona.Twier­dzi, ¿e jest dziewic¹.Maya uwa¿a³a to widocznie za trudne do strawienia.Ja wola­³em siê w ogóle niewypowiadaæ.Rzeczywiœcie, jak siê tak przyjrzeæ, mo¿e to byæ ¿y³a z³ota, i to ca³kiem bezwysi³ku.Ci, którzy nami trzês¹ i rz¹dz¹, maj¹ wszyst­ko - z wyj¹tkiem jednejrzeczy: ciep³ego s³owa i bratniej duszy, bez ryzyka, ¿e zostan¹ zdradzeni.Wiec o to chodzi.Poi³y najwidoczniej dostawa³a doœæ napiw­ków, ¿eby wy¿yæ, ito ca³kiem dobrze.Nale¿y siê jednak spodzie­waæ, ¿e nie wszystkie jejwspó³pracownice zadowala³y siê jedy­nie rozmow¹.- To dlatego, ¿e jest z plemienia elfów - wyjaœni³a Maya.-Mo¿e zarabiaæ swoj¹urod¹ d³ugo, bardzo d³ugo.Ma mnóstwo czasu.Co innego ludzkie kobiety.Onemaj¹ tylko kilka lat.S³Ã³wko do s³Ã³wka, wskazówka do wskazówki.Ta dziew­czyna ma wyj¹tkowy talentodwracania uwagi.Chyba wrodzo­ny.Nie nauczy³aby siê go przecie¿ wœródcz³onków ulicznych gangów.Doszliœmy do knajpy Morleya.Maya natychmiast zebra³a ca­³y bukiet pe³nychpodziwu spojrzeñ.Na mnie nikt nie zwraca³ uwagi.Aha, wiêc taki jest sekret,jak wejœæ w œrodowisko bez la­winy nieprzyjaznych zezów - przyprowadziæ ³adn¹kobietê, która je odci¹gnie.Za lad¹ by³ dziœ Slade.Podniós³ koniec rury nag³aœniaj¹cej i palcem pokaza³ wgórê.Zrozumieliœmy.Po chwili ju¿ puka³em do drzwi biura.Morley wpuœci³ nasniemal natychmiast.- Oho, gust ci siê poprawi³ - zauwa¿y³.Obj¹³em Mayê w talii.- Przykro mi, nie zd¹¿y³em jej przebraæ w strój, którego u¿y­wamy doodstraszania indywiduów takich jak ty.Wyba³uszy³ oczy.- To z pani¹ by³ tu zesz³ego wieczoru? - Maya tylko uœmiech­nê³a siêtajemniczo.- Cuda siê zdarzaj¹ - przyzna³ i zaraz doda³ p³aczliwym to­nem: - Ale dlaczegozawsze komuœ innemu?W tym momencie z zaplecza wysunê³a siê przepyszna pó³krwi brunetka i udrapowa³asiê wokó³ Morleya.- Mo¿e kiedyœ ci siê poszczêœci.Saucerhead powiedzia³, ¿e masz coœ dla mnie.- Tak.Pamiêtasz faceta, o którym wspomnia³eœ kacykowi w roz­mowie? Tego, któryciê odwiedzi³ w dniu, kiedy wpad³eœ w ta­rapaty?Zdaje siê, ¿e nie bardzo chcia³ wymieniaæ nazwisko Peridonta.- Tego duchownego?- Tego samego.- Pamiêtam.Co siê sta³o?- Ktoœ uzna³, ¿e za d³ugo ju¿ chodzi po œwiecie, i wetkn¹³ mu w plecy zatruteostrze.Cztery ulice od twojego domu.Przypusz­czam, ¿e szed³ zobaczyæ siê ztob¹, bo inaczej nie mia³by powo­dów, ¿eby paradowaæ po ulicy w przebraniuogrodnika.Mo¿e.- Cholera, kto to zrobi³?Morley szeroko roz³o¿y³ rêce i spojrza³ na mnie têpo.- Chyba ten sam rozrywkowy gang.To siê sta³o w œrodku dnia, w obecnoœcipiêædziesiêciu œwiadków.Jakiœ facet, wygl¹­daj¹cy jak farmer, po prostuwyszed³ z bramy i poczêstowa³ go no¿em.- Czasem nie wystarczy byæ czarownikiem - mrukn¹³em, czu­j¹c dziwne i uporczyweswêdzenie miêdzy ³opatkami.Taka przy­goda mo¿e zdarzyæ siê ka¿demu.Jeœlibardzo chc¹ twojej skóry, to w koñcu ciê dopadn¹.- Nie wiem, czy bardzochcia³em siê te­go dowiedzieæ.- Nie martw siê, Garrett, bêdziemy ciê lepiej pilnowaæ.Do­brze siê napracuj¹,zanim ciê dostan¹.- Wielka pociecha, Morley - mrukn¹³em.Œmieræ Peridonta mocno mnie dotknê³a.Poczu³em, ¿e straci³em ostatniego praw­dziwego sprzymierzeñca.- A ty myœlisz, ¿e mam ochotê powiedzieæ Chodo, ¿e spieprzy­³em sprawê?Wiedzia³em, co chce powiedzieæ, ale mówi³ tak bardzo nie­zgrabnie, ¿e lepiejby³oby, gdyby milcza³.Morley po prostu nie potrafi³ dawaæ wyrazu takimuczuciom, jak przyjaŸñ, troska czy lojalnoœæ.- Niewa¿ne - odpar³em.- Mo¿esz daæ sobie spokój, póki nie jest za póŸno.By³ocoœ jeszcze?Przyjació³eczka Morleya ³askota³a go paznokciem po karku.Chyba d³ugo niewytrzymaj¹ tej rozmowy o interesach.- Nie.IdŸ do domu i zostañ tam.Jeœli przycupniesz, nie bê­dziemy musielizeskrobywaæ Garretta ze œcian.- Jasne.Pomyœlê o tym.- Nie myœl, tylko to zrób.- Dobrze.Mayu, chodŸ.Obaj z Morleyem wiedzieliœmy, ¿e nawet mi to nie przyjdzie do g³owy.XLZaczê³o siê, kiedy byliœmy o dwie ulice od mojego domu [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •