[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Kiedy będziesz dotykać ziemi, ugnij nogi – zawołał.– Dobrze ci idzie.Resztę załatwi spadochron.–Pieprz się! – odkrzyknęła.–Kiedyś to robiliśmy.Ale nic z tego nie wyszło.Przygotuj się.Patrzył, jak uderza i odbija się od ziemi, a czasza spadochronu opada za nią.Widział, jak McCollum zdejmuje plecak przypięty z przodu, potem dociera do podłoża i ląduje na nogach.Malone dociągnął linki sterujące i zwolnił opadanie tak mocno, że niemal zawisł w powietrzu.Odpiął swój plecak, chwilę później poczuł, jak piasek pustyni drapie o podeszwy jego butów.On również zdołał ustać na nogach.Od ostatniego skoku, jaki wykonał, upłynęło sporo czasu, poczuł więc satysfakcję, przekonawszy się, że wciąż nieźle sobie radzi.Odpiął uprząż, następnie wyplątał się z linek spadochronu.McCollum robił to samo.Pam wciąż leżała na ziemi.Podszedł do niej, zdając sobie w pełni sprawę z tego, co się stanie za chwilę.Zerwała się na równe nogi.–Ty żałosny sukinsynie! Wypchnąłeś mnie z tego pieprzonego samolotu!Usiłowała pochwycić go, lecz nie odpięła jeszcze uprzęży.Wciąż rozdęta czasza działała jak kotwica, ograniczająca jej ruchy.Stał poza zasięgiem jej ramion.–Czy ty zupełnie postradałeś zmysły?! – krzyczała.– Nawet nie wspomniałeś pieprzonym słowem o skakaniu z samolotu.–A jak twoim zdaniem mieliśmy dostać się tutaj? – zapytał z całkowitym spokojem.–Słyszałeś kiedyś o lądowaniu?–To jest terytorium Egiptu.Naraziliśmy się już, skacząc w dzień.Uważałem jednak, że skok nocą byłby dużo bardziej okrutny.Jej niebieskie oczy ciskały wściekłe gromy z intensywnością, jakiej nigdy wcześniej u niej nie widział.–Musieliśmy dostać się tutaj w taki sposób, żeby nie wiedzieli o tym Izraelczycy.Lądowanie zatem nie wchodziło w grę.Mam tylko nadzieję, że wciąż jeszcze namierzają sygnał z twojego zegarka, który zaprowadzi ich donikąd.–Jesteś kretynem, Cotton.Absolutnym, pojebanym kretynem.Wypchnąłeś mnie z samolotu.–Rzeczywiście to zrobiłem.Zaczęła szarpać się z uprzężą, usiłując uwolnić ciało z uchwytu linek i czaszy.–Pam, zamierzasz się uspokoić?Wciąż szukała głównej klamry, po czym przestała.–Musieliśmy dostać się tutaj – przekonywał ją.– Ten środek transportu był idealny.Po prostu wyskoczyliśmy po drodze.Nikt się o tym nie dowie.Ten obszar jest niemal niezamieszkany, mniej niż trzech ludzi na kilometr kwadratowy.Należy powątpiewać, by ktokolwiek nas wypatrzył, jak już wcześniej powiedziałem, zawsze chciałaś wiedzieć, co wcześniej porabiałem.W porządku.Miałaś okazję się przekonać.–Powinieneś był zostawić mnie w Portugalii.–To raczej kiepski pomysł.Izraelczycy mogli cię potraktować jako niezatarty trop.Lepiej, że zniknęłaś razem z nami.–Nie.Ty mi po prostu nie ufasz.Wolałeś zatem, żebym znalazła się tu, gdzie masz na mnie oko.–Ta myśl również przeszła mi przez głowę.Przez chwilę milczała, jakby wreszcie zaczynała pojmować.–W porządku, Cotton – przemówiła zaskakująco spokojnym głosem.– Przekonałeś mnie.Jesteśmy tutaj.Włos nie spadł nam z głowy.Czy teraz pomożesz mi uwolnić się z tego?Podszedł bliżej i odpiął uprząż.Uniosła ręce i zrzuciła plecak na ziemię.Potem uderzyła go kolanem w krocze.Elektryzujący ból przebiegł wzdłuż rdzenia kręgowego i dotarł do mózgu.Ugięły się pod nim nogi i osunął się na ziemię.Usiłował złapać dech.Od dawna nie dał się zaskoczyć w tak prosty sposób.Zwinął się w kłębek i czekał, aż najgorszy ból przeminie.–Mam nadzieję, że to będzie z pożytkiem również dla ciebie – oznajmiła Pam.SZEŚĆDZIESIĄT OSIEMWiedeń godzina 9.28Hermann wszedł do biblioteki i zamknął drzwi.Nie spał dobrze.Nie mógł wiele zrobić do czasu, kiedy Thorvaldsen popełni błąd.Gdy to się stanie, on będzie gotowy.Wprawdzie Sabre wyjechał, lecz Hermann wciąż dysponował ekipą ludzi, którzy zawsze zrobią to, co im rozkaże.Szef służby ochrony, z pochodzenia Włoch, nieraz dał do zrozumienia, że chętnie przejąłby posadę Sabre’a.Nigdy nie traktował na poważnie tej prośby, lecz teraz, gdy Dominick był daleko, on sam potrzebował lojalnego pomocnika, polecił więc Włochowi pozostawać w gotowości.Zamierzał najpierw wypróbować sztukę dyplomacji.We wszystkich okolicznościach był to najlepszy sposób.Być może uda mu się przekonać Thorvaldsena teraz, gdy Duńczyk na własne oczy się przekonał, że zademonstrowanie światu faktu zmanipulowania treści Starego Testamentu może być skutecznym instrumentem politycznych nacisków – jeśli posłużyć się nim umiejętnie i ze zręcznością.Wiele razy w dziejach potrafiono wyciągać korzyści z chaosu i zamieszania.Cokolwiek stanie się zarzewiem konfliktu na Bliskim Wschodzie, będzie miało wpływ na ceny ropy.Wiedza o tym, że taka sytuacja nadchodzi, może stać się bezcenna.Kontrolowanie skali tych wydarzeń wydaje się wręcz niewyobrażalne.Członkowie zakonu już mogli zacierać ręce, ciesząc się perspektywą przyszłych kolosalnych zysków.Ich nowo pozyskany sojusznik w Białym Domu również na tym skorzysta.Jednak do osiągnięcia tego wszystko potrzebny był mu Sabre.Co on właściwie porabiał na Synaju?Razem z Cottonem Malone.Jedno i drugie uznał za dobry znak.Plan Sabre’a zakładał pobudzenie Malone’a do odnalezienia aleksandryjskiego ogniwa.Później sukces zależał już tylko od Malone’a.Albo uda im się dowiedzieć, ile zdołają, i wtedy wyeliminują byłego agenta, albo też zawrą z nim sojusz i przekonają się, dokąd to ich zaprowadzi.Najwyraźniej więc Sabre zdecydował się na ten drugi wariant.Od kilku już lat myślał o tym, co się stanie, kiedy on opuści ziemski padół.Wiedział bowiem, że Margarete doprowadzi rodzinną fortunę do ruiny.Co gorsze, ona nawet nie zdawała sobie sprawy z własnej niekompetencji.Usiłował ją wykształcić, lecz wszelkie jego wysiłki szły na marne.Mówiąc szczerze, odczuł ulgę, kiedy Thorvaldsen ją uprowadził.Być może w ten sposób pozbędzie się problemu? W głębi duszy jednak w to powątpiewał.Duńczyk nie był mordercą, bez względu na pozory brawury i determinacji, jakie usiłował zademonstrować.Hermann w rzeczywistości polubił Sabre’a.W tym człowieku tkwił potencjał.Słuchał uważnie, działał szybko i sprawnie, lecz nigdy pochopnie czy na oślep.Często przemyśliwał nawet o tym, że Sabre nadawałby się doskonale na jego spadkobiercę.Nie miał żadnego potomka w linii męskiej, a musiał dopilnować, że zgromadzona fortuna będzie dalej kwitła i rozwijała się bujnie.Dlaczego jednak Sabre się nie odzywał?Czy stało się coś nieprzewidzianego?Odpędził od siebie te myśli i skoncentrował się na tym, co niepokoiło go tu i teraz.Niedługo rozpocznie się kolejne posiedzenie Walnego Zgromadzenia.Wczoraj omamił członków ambitnymi zamierzeniami.Dzisiaj miał zaprezentować meritum sprawy.Stał nad folio wbudowanym w dolną część gabloty.Wewnątrz trzymał mapę, której wykonanie zlecił przed trzema laty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •