[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kopnęła w koniec łóżka.— Ty skurwielu! — wrzasnęła.Wes otworzył jedno oko i już wiedział, że szykują się kłopoty.Najlepiej od razu stawić im czoło.Usiadł gwałtownie w łóżku i wykrzyknął:— Chryste! Tak się cieszę, że cię widzę! Nie mogłem wczoraj wieczór pojąć, co się stało.Jak tylko odstawiłem Silver Anderson do domu, wróciłem pędem, żeby cię znaleźć.Ale ty już pojechałaś.— Zmierzył ją oskarżycielskim wzrokiem.—Dlaczego wyszłaś beze mnie?Rozchyliła usta jak zdumiona ryba.Spodziewała się usłyszeć coś zupełnie innego.— Oj, Rebo, Rebo! — ciągnął Wes, zapalając się do tego wątku.— Zwyczajnie zwiałaś, a ja zostałem na lodzie.Musiałem przenocować u kolegi i wrócić rano autobusem.Zmarszczyła brwi.Szponiastymi paznokciami bębniła po poręczy łóżka.— Skąd mogłam wiedzieć, że wrócisz? — spytała.— Myślałam, że się na mnie wypiąłeś.Z powodzeniem udał zranioną sarnę.— Naprawdę tak pomyślałaś?— Przecież wszystko na to wskazywało, no nie? — odparła, wyraźnie się broniąc.— Może i tak, ale w końcu trochę mnie znasz.Miałem twoje kluczyki i numerek na futro.Jechałem z powrotem dosłownie na złamanie karku.— Zamilkł na chwilę.Musiał uważać, żeby nie przedobrzyć.— Ciekawe, jakim sposobem dotarłaś do domu.— Zawsze mam przy sobie zapasowe kluczyki — wyznała.Przeciągnął się i ziewnął.— No to cieszę się, że z tobą wszystko w porządku.Cały ten numer z tłumem byłzupełnie idiotyczny.Musiałem wyrwać stamtąd tę biedną ciotkę, nim sytuacja wymknęła się spod kontroli.Reba usiadła w nogach łóżka.— Zdaje się, że winna ci jestem przeprosiny — powiedziała bez przekonania.— Nie uwierzyłam, że możesz znać Silver Anderson.— Przecież ci mówiłem.Jesteśmy starymi przyjaciółmi.Reba odzyskała swadę.— Strasznie chciałabym ją poznać!— Pół świata by chciało — wykręcił się.— Może zjemy we trójkę obiad? — zaproponowała z nadzieją w głosie.— Może — odparł, sięgając po papierosa.Posłał jej groźne spojrzenie.— Co miała znaczyć ta miła wiadomość na dzień dobry, którą po powrocie zastałem na drzwiach? Co to znowu za brednie?— Ach.— Wyglądała na zakłopotaną.— Ale ty rzeczywiście jesteś mi dłużny, Wesley.— Zapłacę ci.W przyszłym tygodniu.Średnio mnie bawi ta groźba eksmisji.Zalotnie oblizała karminowe wargi.— Czy ja bym ci coś takiego zrobiła?Udawał, że gra dalej.W końcu, nie bardzo mu się uśmiechało wylądować na ulicy.— Pewnie mogłabyś zrobić i coś innego?Śmiejąc się zmysłowo, Reba przesuwała się wzdłuż łóżka.— Chcesz się przekonać, Wesley?— Nie mogę, najdroższa — odparł błyskawicznie.— Mam spotkanie z pewnym facetem w sprawie pracy.Zdaje się, że zależy ci na komornym, prawda?Wstała.— Nie myśl, że cię ponaglam, Wesley.Skoro jednak czeka mnie los kobiety samotnej, nie mogę pozwolić, żeby moje finanse podupadły.— Doskonale cię rozumiem — zapewnił uroczyście.Ściągnęła usta i powiedziała:— Dobra, jeśli następnym razem będzie jakaś impreza.— To mnie zaprosisz.Kokieteryjnie poprawiła fryzurę.— Jeszcze zobaczę.— Twój uniżony sługa będzie czekał.Zbierając się do wyjścia, powiedziała urzędowym tonem:— Skontaktuj się ze mną, proszę, telefonicznie, jak tylko zdobędziesz pieniądze.— Nie mam numeru.Podasz mi? Myślała chwilę i zdecydowała, że nie.— Nie przejmuj się, wpadnę w przyszłym tygodniu.— Wprost nie będę mógł się doczekać — powiedział i przyjaźnie puścił do niej oko.Zaraz po jej wyjściu sięgnął po książkę telefoniczną i zadzwonił do najbliższego ślusarza.Tak to nie będzie, żeby Reba Winogratsky bez krępacji właziła i kręciła mu się po domu.Za kogo ona się uważa, do cholery, że tak sobie otwiera sama i sterczy nad nim śpiącym, niczym uciśniona połowica?Niech ją szlag trafi.Koniec z nimi.— Zachowałeś się karygodnie — powiedziała surowo Nora.— Mimo to, po jednodniowym namyśle, panna Anderson postanowiła cię nie zwalniać.— I, zaciągając się papierosem, dodała: — Doprawdy, nie pojmuję dlaczego.Na twarzy Vladimira, który stał z pochyloną głową, odmalowała się wyraźna ulga.— Pani Silver jest bardzo dobra — wykrztusił.— No pewnie — potwierdziła Nora [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •