[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mo¿e i uredzi³em siê w Arezonie, ale me stary be³ zD¿ord¿y.Metcalfe przygl¹da³ mu siê z namys³em przez d³u¿sz¹ chwilê.- Cieszê siê, ¿e nie opuszcza pana optymizm.Oby go tylko nie zabrak³o.Zdajesiê, ¿e s³u¿y³ pan w wojsku.- Dawno temu - odpar³ Follet.- W Korei.- Aha - Metcalfe uœmiechn¹³ siê, a jego zêby zalœni³y biel¹ na tle opalonejtwarzy.- Prawdziwy ¿o³nierz.A pan, panie Warren?- Jestem lekarzem.- Ach, tak! A dlaczego to lekarz wêdruje po Kurdystanie z takim podejrzanymtypem jak Andy Tozier? Tozier poci¹gn¹³ go za ucho.- Masz aktualnie jak¹œ robotê, Tom?- W³aœnie koñczê - odpar³ Metcalfe.- Jesteœ dowódc¹?Metcalfe wydawa³ siê zaskoczony.- Dowódc¹? - Po chwili rozchmurzy³ siê i rozeœmia³.- Chodzi ci o to, czyszkolê tych ch³opców? To my moglibyœmy siê od nich uczyæ, Andy.Walcz¹ ju¿ odtrzydziestu piêciu lat.Przywioz³em tylko towar, nic wiêcej.Za dwa dniwyje¿d¿am.- Co za towar?- A jak myœlisz, u diab³a? Oczywiœcie broñ.Czego innego mogliby potrzebowaæ? -Uœmiechn¹³ siê.- Ale to ja mam zadawaæ pytania, a nie wy.Stary Fahrwaz po tomnie tu przys³a³.Ahmed nie by³ zachwy­cony.Chcia³ was natychmiastpoæwiartowaæ, ale staruszek uwa¿a³, ¿e mo¿e uda mi siê za³atwiæ sprawê bezuciekania siê do radykalnych œrodków.- Jego twarz by³a powa¿na.- Tym razempaskudnie wpad­³eœ, Andy.- Czego chce siê dowiedzieæ? - zapyta³ Warren.Metcalfe podniós³ wzrok.- Wszystkiego, co mo¿na.Zdaje siê, ¿e naraziliœcie go na jakieœ k³opoty, alenie wdawa³ siê ze mn¹ w szczegó³y.Uwa¿a, ¿e skoro znamAndy'ego, mogê zdobyæ wasze zaufanie.- Pokrêci³ g³ow¹.- Schodzisz na psy,Andy, je¿eli naprawdê pracujesz dla filmu.Moim zdaniem to tylko kamufla¿ - iFahrwaz myœli tak samo.- A co s¹dzi Barzani? - zapyta³ Tozier.- Barzani? - Metcalfe by³ szczerze zdziwiony.- Sk¹d mam wie­dzieæ, do cholery,co on s¹dzi? - Nagle klepn¹³ siê po kolanie.-Naprawdê myœla³eœ, ¿e Fahrwazjest jednym z ludzi Barzaniego? A to ci dopiero!- Uœmia³em siê do rozpuku - stwierdzi³ kwaœno Follet.- Pora na wyk³ad o sytuacji politycznej Kurdów - stwierdzi³ Met­calfe zpedagogicznym zaciêciem.- Fahrwaz wspó³pracowa³ kiedyœ z Barzanim.Byli razem,gdy Rosjanie próbowali w 1946 roku prokla­mowaæ na terenie Iranu RepublikêKurdyjsk¹ w Mahabadzie.Kiedy upad³a, udali siê nawet wspólnie na wygnanie.Byli wielkimi przyja­ció³mi.Potem Barzani przyjecha³ tu, do Iraku, zdoby³sobie zwolen­ników i od tamtej pory daje siê Irakijczykom we znaki.- A Fahrwaz?- Nale¿y do PEJ MERGA - odpar³ Metcalfe, jakby nazwa ta wszy­stko wyjaœnia³a.- To oznacza samoofiarê - przet³umaczy³ Tozier, pogr¹¿ony w myœlach.- No i co?- Cz³onkowie PEJ MERGA tworzyli trzon organizacji i Barzani móg³ zawsze na nichpolegaæ, ale wszystko siê zmieni³o, odk¹d zacz¹³ pertraktowaæ z prezydentemBakrem na temat utworzenia autono­micznej prowincji Kurdów w Iranie.Fahrwazjest jastrzêbiem i uwa¿a, ¿e Irakijczycy nie dotrzymaj¹ umowy.I wcale nie musisiê myliæ.Co wa¿niejsze, ani on, ani wiêkszoœæ cz³onków PEJ MERGA nie chcê¿adnej Republiki Kurdyjskiej w Iranie.Nie ¿ycz¹ sobie, ¿eby Kurdystan zosta³podzielony miêdzy Irak, Iran i Turcjê.Chc¹ zjednoczenia narodu kurdyjskiego,bez ¿adnych pó³œrodków.- Ca³kiem jak w Irlandii - zauwa¿y³ Tozier.- Fahrwaz i PEJ MERGA pe³ni¹ turolê IRA.- W³aœnie.Fahrwaz uwa¿a, ¿e Barzani zdradza naród kurdyjski, daj¹c pos³uchBakrowi, ale Barzani cieszy siê szacunkiem, gdy¿ przez ca³e lata walczy³ zIrakijczykami, kiedy Fahrwaz siedzia³ na ty³ku w Iranie.Gdyby Barzani zawar³ zIrakijczykami porozumienie, Fahrwaz zostanie na lodzie.Dlatego tak poœpieszniegromadzi broñ.- A pan mu j¹ dostarcza - stwierdzi³ Warren.- Po czyjej pan jest stronie?Metcalfe wzruszy³ ramionami.- Kurdów od stuleci Ÿle traktowano - powiedzia³.- Je¿eli Barzani porozumie siêz Irakijczykami, a potem nic z tego nie wyjdzie, bêd¹ potrzebowali jakiegoœzabezpieczenia.W³aœnie to im zapewniam.Bakr doszed³ do w³adzy wskutek zamachustanu i pod jego rz¹dami wcale nie jest tak ró¿owo.Rozumiem punkt widzeniaFahrwaza.-Potar³ szczêkê.- Co nie znaczy, ¿e go lubiê.Na mój gust trochê zadu¿o w nim fanatyzmu.Kto go popiera? Sk¹d ma pieni¹dze?Nie wiem.- Metcalfe szeroko siê uœmiechn¹³.- Póki mi p³aci, nie obchodzimnie, sk¹d bierze pieni¹dze.- Mo¿e ciê to jednak zainteresuje - powiedzia³ cicho Tozier.- W jaki sposóbdostarczy³eœ broñ?- Dobrze wiesz, ¿e nie zadaje siê takich pytañ.To tajemnica handlowa, mójstary.- Co st¹d zabierasz?- Nic - odpar³ Metcalfe ze zdziwieniem.- P³ac¹ mi przez bank w Bejrucie.Niemyœlisz chyba, ¿e w³Ã³czê siê po Bliskim Wschodzie z kieszeniami wypchanymiz³otem.Nie jestem taki g³upi.- Uwa¿am, ¿e powinieneœ mu o wszystkim powiedzieæ, Nick - stwierdzi³ Tozier.-Sprawa zaczyna byæ doœæ oczywista, prawda?- Najpierw chcia³bym o coœ zapytaæ - odpar³ Warren.- Kto zg³osi³ siê do pana,¿eby zamówiæ dostawê broni? Komu przysz³o do g³owy, ¿e by³oby dobrze zawieŸæwszystkie karabiny do Fahrwaza? Kto je dostarczy³?Metcalfe uœmiechn¹³ siê i zerkn¹³ na Toziera.- Twój przyjaciel jest zbyt wœcibski, by mog³o mu to wyjœæ na zdrowie.Takiesprawy równie¿ obejmuje tajemnica handlowa.- Czy t¹ osob¹ nie by³a przypadkiem Jeanette Delorme? - zagad­n¹³ Warren.Metcalfe szeroko otworzy³ oczy.- Zdaje siê, ¿e sporo pan wie.Nic dziwnego, ¿e Fahrwaz jest zaniepokojony.- Ty te¿ powinieneœ siê pomartwiæ - stwierdzi³ Tozier.- Kiedy zapyta³em, czycoœ st¹d zabierasz, mia³em na myœli narkotyki.Metcalfe nagle znieruchomia³.- A sk¹d ci to przysz³o do g³owy? - zapyta³ g³osem pe³nym napiêcia.- Poniewa¿ gdzieœ w pobli¿u le¿y tona czystej morfiny - powie­dzia³ Warren.-Poniewa¿ Fahrwaz sprzedaje narkotyki, ¿eby mieæ pieni¹dze na swoj¹ rewolucjê.Poniewa¿ panna Delorme p³aci za nie broni¹, a teraz siedzi w³aœnie w Bejrucie izamierza wys³aæ partiê heroiny do Stanów.Na twarzy Metcalfe'a pojawi³y siê g³êbokie bruzdy.- Trudno mi w to uwierzyæ.- Och, przestañ byæ dzieckiem, Tom! - odezwa³ siê Tozier [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •