[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po­chy­li­³emsiê nad nim.– Je­stem tu.Uniós³ rêkê, a ja wzi¹­³em j¹ w swo­j¹ d³oñ.Usi­³o­wa³ coœ po­wie­dzieæ.– Cii – po­wie­dzia­³em.– Tyl­ko wy­zdro­wiej, do­brze?S³a­bo po­krê­ci³ g³o­w¹.Po­chy­li­³em siê, przy­bli­¿a­j¹c ucho do jego warg.Za­jê­³o mu to kil­ka se­kund, ale w koñ­cu zdo­³a³ po­wie­dzieæ:– Ra­chel nadal jest w nie­bez­pie­czeñ­stwie.– Nie, £y¿­ka.Ura­to­wa­³eœ nas wszyst­kich.To ju¿ ko­niec.– Nie, nie mo­¿e­cie tu sie­dzieæ i nic nie ro­biæ.Mu­si­cie j¹ ura­to­waæ.Nie mo­¿e­cie prze­staæ, do­pó­ki nie od­kry­je­cie praw­dy.– Uspo­kój siê, do­brze? To ci dwaj fa­ce­ci do niej strze­la­li.Sie­dz¹w wiê­zie­niu.Zo­ba­czy­³em ³zê sp³y­wa­j¹­c¹ po jego po­licz­ku.– Oni tego nie zro­bi­li.– Oczy­wi­œcie, ¿e zro­bi­li.– Nie, po­s³u­chaj mnie.Zje¿­d¿aj st¹d i jej po­mó¿.Obie­caj mi to.£y¿­ka by³ co­raz bar­dziej wzbu­rzo­ny.– My­œlê, ¿e ju¿ wy­star­czy.Po­wi­nie­neœ za­cze­kaæ na ko­ry­ta­rzu –po­wie­dzia­³a le­kar­ka.Za­czê­³a do­da­waæ coœ do jego kro­plów­ki, za­pew­ne œro­dekuspo­ka­ja­j¹­cy.Chcia­³em pu­œciæ rêkê £y¿­ki, ale moc­no j¹ za­ci­ska³.– Wszyst­ko bê­dzie do­brze, £y¿­ka.Do ³Ã³¿­ka po­de­sz³y pie­lê­gniar­ki.Pró­bo­wa­³y go przy­trzy­maæi od­ci¹­gn¹æ mnie od nie­go.– Zo­sta­³a po­strze­lo­na w swo­im domu – zdo­³a³ po­wie­dzieæ £y¿­ka.– Wiem, £y¿­ka.W po­rz¹d­ku.Uspo­kój siê.On jed­nak jak­by na­gle po­czu³ przy­p³yw no­wych si³.Roz­pacz­li­wieprzy­ci¹­gn¹³ mnie do sie­bie.– Mó­wi­³eœ, ¿e py­ta­li, w któ­rym domu miesz­ka Ra­chel.Pa­miê­tasz? Kie­dypierw­szy raz zo­ba­czy­³eœ ich na uli­cy?– Zga­dza siê, i co z tego?Le­kar­ka skoñ­czy­³a wstrzy­ki­waæ œro­dek uspo­ka­ja­j¹­cy.Efekt by³na­tych­mia­sto­wy.Uœcisk £y¿­ki siê roz­luŸ­ni³.Ju¿ mia­³em odejœæ, gdy…„To jest dom Cald­wel­lów?”Przy­po­mnia­³y mi siê s³o­wa Cz³o­wie­ka z Bli­zn¹.£y¿­ka spoj­rza³ na mniei zdo­³a³ za­daæ mi to samo py­ta­nie, któ­re ja za­da­³em so­bie:– Czy gdy­by ci dwaj ju¿ byli w tym domu, to py­ta­li­by ciê, któ­ry to?41£y¿­ka mia³ ra­cjê.Wy­pro­wa­dzo­no mnie z sali.Pañ­stwo Spin­de­lo­wie byli na ko­ry­ta­rzu.Prze­mknê­li obok mnie do œrod­ka.Po kil­ku mi­nu­tach stan £y¿­ki znów by³sta­bil­ny.Wy­da­wa­³o mi siê, ¿e jed­na z pie­lê­gnia­rek po­wie­dzia­³a, ¿enie po­ru­sza no­ga­mi, ale na­tych­miast ka­za­³em so­bie o tym za­po­mnieæ.Nie te­raz.Kie­dy wró­ci­³em do po­cze­kal­ni, z³a­pa­³em Emê i od­ci¹­gn¹­³em j¹ na bok.Zna­leŸ­li­œmy za­cisz­ny k¹t da­le­ko od te­le­wi­zo­ra.– Co siê sta­³o? – spy­ta­³a.– Wszyst­ko z nim w po­rz¹d­ku?Po­spiesz­nie wy­ja­œni­³em, co po­wie­dzia³ mi £y¿­ka: gdy­by Oku­lar­niki Cz³o­wiek z Bli­zn¹ byli wcze­œniej w domu Ra­chel, kie­dy za­bi­li jejmat­kê, po co by py­ta­li, któ­ry to dom?– Mo¿e po pro­stu… nie wiem… ba­wi­li siê z tob¹?Œci¹­gn¹­³em brwi.– Ba­wi­li siê?– ¯ar­to­wa­li so­bie.– „To jest dom Cald­wel­lów?” – po­wie­dzia­³em, prze­drzeŸ­nia­j¹c Cz³o­wie­kaz Bli­zn¹.– Czy to brzmi jak ¿art?– Nie wiem.Mo¿e by³o ciem­no, kie­dy byli tam wcze­œniej?– I co?– I mo¿e tam­te­go dnia nie wie­dzie­li, któ­ry to dom.Œci¹­gn¹­³em brwi jesz­cze bar­dziej.– To ku­la­wa teo­ria, no nie? – po­wie­dzia­³a.– Bar­dzo.Tam s¹ ogro­dze­nie i bra­ma.Gdy­byœ zdo­³a­³a je sfor­so­waæi strze­la­³a do dwóch osób, to nie pa­miê­ta­³a­byœ, któ­ry to by³ dom?Ema po­wo­li ski­nê­³a g³o­w¹, te­raz za­³a­pa­³a.– A kie­dy siê nad tym za­sta­no­wiæ, po co ci dwaj mie­li­by siê tamw³a­my­waæ i strze­laæ? Za­³Ã³¿­my, ¿e chcie­li od­zy­skaæ tor­bê.Czy niepró­bo­wa­li­by… sama nie wiem… wy­du­siæ in­for­ma­cji z Ra­chel i jej mat­ki?Co by im da³o, gdy­by je za­strze­li­li?– W³a­œnie – przy­tak­n¹­³em.– I gdy­byœ po­sz³a tam po tê tor­bê, to czy nieprze­szu­ka­³a­byœ domu? Oni naj­wy­raŸ­niej chcie­li od­zy­skaæ swo­jepie­ni¹­dze i nar­ko­ty­ki.Dla­cze­go ich nie szu­ka­li? Dla­cze­gostrze­la­li do dwóch osób, któ­re mo­g³y im po­wie­dzieæ, gdzie one s¹?Ofi­cjal­na wer­sja wy­da­rzeñ prze­sta­³a mieæ sens.– Jest jesz­cze coœ – do­da­³em.– Co ta­kie­go?– Jak to mo¿­li­we, ¿e pan Cald­well by³ z nimi tak za­przy­jaŸ­nio­ny, kie­dywi­dzia­³em ich ra­zem? Chy­ba by wie­dzia³, ¿e do­pie­ro co strze­la­li dojego by­³ej ¿ony i cór­ki, praw­da?– Praw­da.– Ema po­krê­ci­³a g³o­w¹.– Mu­si­my roz­wa­¿yæ inn¹ mo¿­li­woœæ.– Jak¹?– Od­twórz­my prze­bieg wy­da­rzeñ, do­brze? Oj­ciec Ra­chel jest han­dla­rzemnar­ko­ty­ków.Za­mie­rza la­ta­mi trzy­maæ ¿onê pod klu­czem, ¿eby go niewy­da­³a.Te­raz ona wra­ca.Ra­chel in­ter­pre­tu­je w¹t­pli­wo­œci na jejko­rzyœæ i krad­nie ojcu for­sê oraz pro­chy.Ema mil­cza­³a.Ja te¿.Obo­je do­strze­ga­li­œmy ju¿ wy­ja­œnie­nie tegowszyst­kie­go, ale nie chcie­li­œmy po­wie­dzieæ tego g³o­œno.– Nie strze­la³­by do w³a­snej cór­ki – rze­k³em.– Je­steœ pew­ny?– Po pro­stu w to nie wie­rzê.– Ten cz³o­wiek w cie­bie ce­lo­wa³.– W obro­nie Ra­chel.Ba³ siê o ni¹.Roz­my­œla­li­œmy nad tym przez d³u­g¹ chwi­lê.– To móg³ byæ wy­pa­dek – ode­zwa­³a siê Ema.– Jak to?– Prze­myœl taki sce­na­riusz.Oj­ciec Ra­chel od­kry­wa, ¿e jego pie­ni¹­dzei nar­ko­ty­ki zni­k³y.Wra­ca do domu i ze zdzi­wie­niem stwier­dza, ¿e jesttam jego by³a ¿ona.K³Ã³­c¹ siê.On wyj­mu­je broñ, mo¿e do­cho­dzi doszar­pa­ni­ny.Ra­chel ich za­ska­ku­je.Mo¿e po­strze­li³ Ra­chelprzy­pad­kiem?Ta teo­ria pa­so­wa­³a do fak­tów [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •