[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jegozdenerwowanie potwierdzi³o jej podejrzenia.Semko równie¿ pamiêta³, jak detektyw podniós³ puste pude³ko po nie­mieckichpapierosach i w³o¿y³ do torebki z dowodami.- Nie zale¿y nam na panu - powiedzia³a Rachela, nim Gibbs odzyska³ zimn¹ krew.- Prawdê mówi¹c, je¿eli powie nam pan to, co chcemy wie­dzieæ, udamy, ¿e nigdynie by³o tej rozmowy.- O czym pani mówi?W galerii nie by³o klientów.Semko podszed³ do drzwi i zamkn¹³ je, a wracaj¹cwzi¹³ paczkê od Racheli i przysun¹³ j¹ do twarzy Gibbsa.- Ostatni w³aœciciel galerii, który odbiera³ skradzione obrazy od psy­chopaty -który niedawno st¹d wyszed³ - zgin¹³ mniej ni¿ dwadzieœcia cztery godziny temu.Strza³ w oko.- Gibbs wzdrygn¹³ siê na s³owa Semki.- Jak skoñczy robotê tutaj,rêczê, ¿e to samo zrobi z tob¹.Gibbs cofn¹³ siê o krok, ale nie rzek³ ani s³owa.- Wiemy, ¿e on tu by³ - powiedzia³a spokojnym, wyrozumia³ym tonem Rachela.-Chcemy wiedzieæ, dok¹d poszed³.- Nie mam najmniejszego pojêcia, o czym pani mówi i nalegam, ¿e­byœcienatychmiast wyszli, w przeciwnym razie wezwê policjê.- Jakoœ nie s¹dzê, by to le¿a³o w pañskim interesie - stwierdzi³a Rachela.- Proszê wyjœæ.Natychmiast.Gibbs odwróci³ siê, by podejœæ do drzwi, a Semko z³apa³ go za ³okieæ i obróci³dooko³a.- To nie pora na pieprzenie g³upot, stary.Ten cz³owiek zabija prawie ka¿dego,z kim siê kontaktuje.Mów, dok¹d poszed³?- Niech pan w tej chwili zabierze rêkê! - za¿¹da³ Gibbs.Semko rozeœmia³by siê z tego zwrotu, gdyby nie narastaj¹cy w nim gniew.Zamiasttego zni¿y³ praw¹ rêkê i wpakowa³ piêœæ w ¿o³¹dek Gibbsa.W³aœciciel galeriizgi¹³ siê w pó³ i upad³ na pod³ogê.Miota³ siê, zwiniêty w k³êbek, ³apczywiechwytaj¹c powietrze i jêcz¹c.- Wstawaj! - wrzasn¹³ Semko, potem z³apa³ go za kitkê, poderwa³ na nogi i opar³o œcianê, ustawiaj¹c do nastêpnego ciosu.- Semko! - zawo³a³a Rachela i stanê³a miêdzy nimi.Nie kierowa³a siêwspó³czuciem; chodzi³o jej g³Ã³wnie o to, ¿e Semko mo¿e pozbawiæ goprzytomnoœci, a tym samym strac¹ cenny czas, czekaj¹c, a¿ j¹ odzyska.Czêstoobserwowa³a terenowe przes³uchania Mossadu, zna³a wiêc wartoœæ w³aœciwiestosowanej si³y.Niejednokrotnie sama uczestniczy³a w przed­stawieniu „dobrypolicjant - z³y policjant" i wymiana spojrzeñ z Semk¹ upewni³a j¹, ¿e on te¿ mato na myœli - choæ w¹tpi³a, by by³o to konieczne z kimœ takim jak Gibbs.- Przepraszam za mojego partnera - zwróci³a siê do wstrz¹œniêtego w³aœcicielagalerii, który rozszerzonymi ze strachu oczyma wpatrywa³ siê w Semkê.- Proszê,niech pan nam powie to, co chcemy, a pójdziemy.Gibbs nie móg³ opanowaæ dr¿enia, wiêc Rachela pomog³a mu usi¹œæ na krzeœle zabiurkiem.- Mo¿e szklankê wody, Matthew?Gibbs potrz¹sn¹³ g³ow¹.- Chyba mam coœ uszkodzone.Bardzo mnie boli.- Uszkodzê ci twój cholerny mózg, ty k³amliwy gówniarzu! Gibbs pisn¹³, gdySemko trzasn¹³ go w twarz i zrzuci³ z krzes³a, a po chwili pozwoli³ Racheliwejœæ miêdzy nich.- Proszê, Matthew - nalega³a Rachela, pomagaj¹c teraz ju¿ naprawdê przera¿onemuGibbsowi usi¹œæ na krzeœle.- Ten cz³owiek, Strasser, jest morderc¹; trzeba gopowstrzymaæ.- On mówi³ o sobie Dieter - wydusi³ wreszcie Gibbs, z oczami wle­pionymi wSemkê.- Dok¹d poszed³? - ³agodnie zapyta³a Rachela.- Nie wiem.Powiedzia³, ¿e wróci przed wieczorem.- Z obrazami? - spyta³ Semko.- Nie.Powiedzia³, ¿ebym zadzwoni³ do Drussarda i poinformowa³ go, ¿e jest wLondynie, i ¿e najprawdopodobniej bêdzie mia³ te obrazy jutro wieczorem.Wróci,¿eby zabraæ coœ, co ma przyjœæ popo³udniow¹ poczt¹ od Drussarda.- Wobec tego zaczekamy na niego - stwierdzi³a Rachela.- Je¿eli nie ma pan nicprzeciwko temu.Gibbs skinieniem g³owy wyrazi³ zgodê.- Czy jest tu jakieœ pomieszczenie, ¿ebyœmy mogli zejœæ z widoku? Gibbs wskaza³na drzwi prowadz¹ce na zaplecze.- Nie jesteœcie ze Scotland Yardu, prawda?- Niezupe³nie - odpar³a Rachela.- Niech pan zachowuje siê tak jak zwykle izapomni, ¿e tu jesteœmy.- Nie zamierzacie mnie aresztowaæ?- Mówi³am - powiedzia³a Rachela - nie przyszliœmy tu po pana.Zostawili Gibbsa, by siê pozbiera³, a sami weszli do ma³ej pracowni za sal¹wystawow¹.Zostawili drzwi uchylone na tyle, by widzieæ ka¿dego wchodz¹cego dogalerii.- Chyba trochê poœpieszy³eœ siê z tym mordobiciem - powiedzia³a Ra­chela.-Twoja matka nigdy ci nie mówi³a, ¿e mo¿na z³apaæ wiêcej much na miód ni¿ naocet?- Mówi³a.Ale kiedy by³em trochê starszy, nauczy³em siê, ¿e jak tym ma³ymgadzinom poobrywa siê skrzyde³ka, to jedz¹ wszystko, co im siê da.Adam Carter siedzia³ przed wiejskim pubem na swym wspaniale utrzy­manymmotocyklu Triumph Bonneville rocznik 1978.Wygl¹da³ na typo­wego londyñskiegotaksówkarza na urlopie.Wiadomoœæ od Leonowa na­kazywa³a poœpiech, a jednakpokonanie jednogodzinnej trasy zabra³o mu ponad dwie godziny.Powoliprzeje¿d¿a³ przez liczne miasteczka i wioski, le¿¹ce miêdzy Londynem aMayfield, szukaj¹c telefonu, przy którym móg³by póŸniej czekaæ bez zwracanianiczyjej uwagi.O jedenastej za³o¿y³ kask i uruchomi³ Triumpha.Powoli wyjecha³ z wioski iskierowa³ siê na zachód.W pewnym momencie zjecha³ z g³Ã³w­nej drogi i zatrzyma³siê przy wyciosanym z pni mostku, przerzuconym nad strumieniem.Postawi³motocykl pod sêkat¹ star¹ brzoz¹, zabra³ z ba­ga¿nika plecak i manierkê, iruszy³ sk¹pan¹ w s³oñcu œcie¿k¹, prowadz¹c¹ w g³¹b najwiêkszej w ca³ym Sussexposiad³oœci, nale¿¹cej do Herberta Darcy-Williamsa.Trawiaste podszycie ust¹pi³o szerokiej ³¹ce poprzedzielanej ¿ywop³o­tami.Woddali na szczycie pagórka sta³ Weldon Hall - arcydzie³o archi­tekturyedwardiañskiej - z którego roztacza³ siê widok na licz¹c¹ piêæ­dziesi¹thektarów posiad³oœæ.Œcie¿k¹ biegn¹c¹ wzd³u¿ granicy lasu i otwartego poladotar³ do potê¿nego dêbu, powalonego przez wichurê przed ponad dwudziestomalaty.Pieñ zosta³ oczyszczony z ga³êzi przez dozorcê i pozostawiony tam, gdzieupad³, na skraju strumienia, s³u¿¹c jako miejsce do napawania siê spokojn¹sceneri¹ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •